Dar wolności… Wdzięczność tym, którzy o nią walczyli i o nią się modlili

Ekscelencjo,

Czcigodni Kapłani,

Siostry zakonne, Alumni,

Przedstawiciele administracji państwowej,

Umiłowani Siostry i Bracia!

„Błogosławiony mąż, który pokłada ufność w Panu, i Pan jest jego nadzieją. Jest on podobny do drzewa zasadzonego nad wodą, co swe korzenie puszcza ku strumieniowi; nie obawia się, skoro przyjdzie upał, bo utrzyma zielone liście; także w roku posuchy nie doznaje niepokoju i nie przestaje wydawać owoców”.

Zasłyszane słowa z pierwszego czytania z Księgi Jeremiasza, mówią nam o konieczności pokładania całej ludzkiej nadziei w Bogu. Tego, kto pokłada nadzieję w Bogu, Bóg wspiera, umacnia, napawa otuchą i sprawia, że jego działanie nie pozostaje bezowocne. Dzieje się tak niezależnie od kondycji i sytuacji, w jakiej znajduje się człowiek. Bóg jest jego mocą i dlatego jest podobny do drzewa zasadzonego nad wodą. Nie straszna mu susza, która przejawia się w biedzie, nędzy czy upokorzeniu ludzkim, ani też upał, który może przybierać formy wojny, prześladowania, zniewolenia. Nie straszne mu to wszystko, bo Bóg jest z nim i sprawia, że jego życie i jego trud wydaje owoce. Człowiek zakorzeniony w Bogu nie poddaje się, jest aktywny, szuka dróg osobistej wolności, jest pełen miłości do innych.

Słowa proroka Jeremiasza są zdumiewającą syntezą rzeczywistości naszych rodaków z czasów rozbiorów, z czasów, kiedy Polska przestała istnieć na mapie świata. W myśl słów proroka, byli doświadczani na różne sposoby, zabraniano im kultywowania polskości, zakazywano używania języka, przeszkadzano w pogłębianiu ducha religijnego i w wyznawaniu wiary, więziono za propagowanie ducha polskiego i patriotycznego, skazywano na wygnanie za manifestację przynależności do kultury polskiej. Ale im bardziej zakazywano i przeszkadzano, tym bardziej wzmacniał się duch wiary, polskości i patriotyzmu, z którego rodziło się działanie i pojawiały się coraz liczniejsze owoce. A efektem końcowym, było odzyskanie niepodległości przez nasz naród w 1918 r. i włączenie do wolnej Polski naszego Podlasia i Białegostoku, które dokonało się w 1919 r.

Kiedy dziś przywołujemy te lutowe dni roku 1919 r. uświadamiamy sobie, że nie byłoby obecnego Białegostoku, tego miasta, w którym żyjemy, z którego jesteśmy dumni, gdyby nie postawa białostoczan sprzed wieku – gotowych odrzucić wszelkie jarzmo niewoli, by cieszyć się wolnością i niepodległością!

Symbolem odzyskania niepodległości i wyzwolenia Białegostoku w lutym 1919 r. stała się uroczysta Msza św. polowa sprawowana 22 lutego przed białostocką farą, na schodach od strony starego, białego kościółka. Dzięki zachowanym archiwalnym zdjęciom wiemy, jak doniosła była to uroczystość. Na placu przy katedrze zebrane były nie tylko oddziały Wojska Polskiego, które wkroczyły do Białegostoku 19 lutego 1919 r., ale i rzesze mieszkańców miasta.

Mszę św. celebrował ówczesny proboszcz i dziekan białostocki, ks. Lucjan Chalecki i to on wygłosił tego dnia płomienne kazanie, dziękując Bogu wszechmogącemu za dar wolności; doceniając także postawę białostoczan-Polaków walczących przez ponad 100 lat o wolną i niepodległą Ojczyznę.

Sam fakt, że to przede wszystkim Bogu wszechmogącemu dziękowano za dar wolności, świadczy jednoznacznie o tym, komu mieszkańcy miasta starali się okazać wdzięczność. Ta wolność, o którą pokolenia Polaków walczyły nieraz z bronią w ręku, z dala od rodzinnego domu; wolność, która była opłacona przelaną krwią i męczeństwem zsyłanych na Sybir i na emigrację, to ona – w świadomości wielu – stała się darem otrzymanym od Boga. Darem wywalczonym, ale także wymodlonym w wielu kościołach i w wielu polskich domach.

Msza św. 22 lutego 1919 r. sprawowana „w cieniu białostockiej fary” była więc przede wszystkim dziękczynieniem za dar wolności!

A czymże była – i jest nadal – ta świątynia, jeśli nie budowlą wzniesioną na chwałę wszechmogącego Boga, ale i domem Bożym, w którym przez ostatnie lata rozbiorów modlono się o dar wolnej i niepodległej Ojczyzny?! To tutaj, w murach tej świątyni umacniany był duch patriotyzmu i umiłowania tego, co Boże, ale i tego, co polskie-narodowe.

Historia budowy białostockiej fary jest dobrze znana. Wiemy, że białostoccy parafianie od lat starali się u władz rosyjskich o uzyskanie pozwolenia na budowę większej świątyni, a gdy w końcu, w 1905 r. rozpoczęli „rozbudowę” małego kościółka, pobudowali dom Boży, który wskazywał wiernym drogę ku Bogu, ale i wlewał w serca Polaków nadzieję, że nie utracą tego co najważniejsze – wiary ojców! Wiara ta rodziła zaś nadzieję… na wolność, na niepodległość!

W maju 1906 r., a więc jeszcze w trakcie trwania budowy tej świątyni, ­korzystając z wolności religijnej po ukazie tolerancyjnym Mikołaja II, parafianie – na czele ze swym kapłanem, ks. Julianem Dudzińskim, wikariuszem parafii farnej – wyruszyli z pielgrzymką do Częstochowy. W liczbie 4 tys. wiernych udali się na Jasną Górę trzema specjalnymi pociągami. Chcąc zawierzyć Matce Bożej przyszłość Kościoła w Białymstoku, jak i wlać w serca wiernych nadzieję na wolność religijną, ale także polityczną, pielgrzymi z własnych składek nabyli kopię cudownego obrazu Matki Bożej Częstochowskiej, Królowej Korony Polskiej, która została poświęcona w Kaplicy Cudownego Obrazu na Jasnej Górze. Po powrocie pielgrzymów do Białegostoku obraz ten został procesyjnie przeniesiony z dworca kolejowego do budującej się wówczas białostockiej świątyni. Procesja ta, latem 1906 r., była jedną z największych procesji i manifestacji polskości w Białymstoku w okresie rozbiorów.

Wiemy, że budowa białostockiej fary to zasługa innego kapłana, ks. Wilhelma Szwarca, który w trudnym czasie niewoli narodowej podjął się tego zadania, wiedząc, że nowa świątynia będzie nie tylko miejscem kultu, ale także troski o wartości narodowe.

I to, że Białystok w lutym 1919 r. pozostał miastem polskim, to zasługa także wielu innych księży, którzy w czasie niewoli narodowej podtrzymywali ducha narodowego, ducha polskości. Wystarczy wspomnieć, że gdy wiosną 1915 r. wojska niemieckie nieubłaganie zbliżały się do granic miasta, powodując chaos i zamęt, i gdy władza carska zarządziła „ewakuację” w głąb Rosji, księża z ambon nawoływali i prosili wiernych, by pozostali na ziemi swych ojców, bo „tu jest nasz dom, bo tu będzie wolna Polska!”.

A kiedy mieszkańcy Białegostoku, w trakcie I wojny światowej, znaleźli się w trudnym położeniu, bo w mieście brakowało pracy i żywności, a coraz większa liczba osób dotkniętych zostawała biedą, założycielem Towarzystwa Niesienia Pomocy Ofiarom Wojny został wikariusz białostockiej fary, ks. Maksymilian Sarosiek. To on organizował doraźną pomoc i kuchnie dla najuboższych. Ze wszystkich stron miasta do białostockiej świątyni spieszyli potrzebujący, którym kromka chleba nieraz ratowała życie.

A ówczesny proboszcz parafii pw. Wniebowzięcia NMP, ks. Antoni Songajłło, stanął na czele Komitetu Obywatelskiego, by organizować ruch społeczny i narodowy w mieście, by wlewać w serca mieszkańców nadzieję na stabilizację i „normalne życie” w trudnych miesiącach okupacji niemieckiej. Ksiądz Songajłło był jednym z inicjatorów wskrzeszenia w 1915 r. w mieście polskiego szkolnictwa; był wszak kuratorem Towarzystwa Szkół Polskich w Białymstoku.

Razem z innym wychowawcą młodzieży, ks. Stanisławem Hałko, „celem budzenia ducha polskiego”, organizował polskie szkolnictwo. Nie tylko w mieście, ale we wszystkich okolicznych miejscowościach i we wsiach, w 1915 r. powstawały polskie elementarne, a następnie także średnie szkoły. 29 listopada, w rocznicę wybuchu Powstania Listopadowego, w budynku przy ul. Warszawskiej powstały dwa polskie gimnazja realne: męskie i żeńskie. W nowo powstałych szkołach naukę rozpoczęła polska młodzież, ale w szkołach tych pojawili się także – popierani przez ks. Hałkę – polscy skauci.

Prawdopodobnie mało znany jest epizod z dziejów walk o niepodległość Białegostoku, gdy w 1916 r. polskie dzieci naszego miasta podjęły strajk szkolny, przeciwko wprowadzaniu w niższych klasach obowiązkowej nauki języka niemieckiego.

O szerzenie postawy niepodległościowej wśród dzieci i młodzieży niemieckie władze okupacyjne podejrzewały grono nauczycielskie, w tym przede wszystkim księży. Latem więc 1916 r. aresztowano ks. Hałkę, uznano go za „niebezpiecznego pedagoga i Polaka” i zesłano do Niemiec, gdzie przebywał do końca wojny.

Postać tego niezwykłego kapłana – ks. Stanisława Hałki – warta jest przypomnienia w tak doniosłym dniu, jak dzień dzisiejszy. Był nie tylko twórcą polskiego szkolnictwa w naszym mieście, dyrektorem Gimnazjum Państwowego im. Króla Zygmunta Augusta, w którym nauczał historii i języka polskiego, ale także propagatorem ruchu skautowego i harcerstwa. Był jednym z czołowych działaczy społeczno-politycznych. Został wybrany, jako poseł, do Sejmu Ustawodawczego. Wraz z innymi duchownymi z naszych stron, m.in. z ks. Stanisławem Ignacym Nawrockim, proboszczem z Zabłudowa, zadbał o sprawy oświatowe, ale i o przyłączenie Białostocczyzny do Polski wiosną 1919 r.

To dzięki postawie takich kapłanów jak ks. Hałko, polskość przetrwała lata zaborów i okupacji.

Nie tylko on, także inni kapłani – prefekci szkolni, jak choćby ks. Paweł Piekarski, ks. Stanisław Marcinkowski, czy ks. Paweł Grzybowski prowadzili działalność patriotyczną. Pod pozorem organizacji wycieczek szkolnych urządzali konspiracyjne zbiórki młodzieży, ucząc postaw patriotycznych i zasad musztry wojskowej. Czynnie popierali rozwój polskiego harcerstwa. A gdy zaszła konieczność obrony świeżo uzyskanej niepodległości przed inwazją bolszewicką, do Armii Ochotniczej w lipcu 1920 r. zgłosiło się około 120 wychowanków gimnazjum. 7 lipca 1920 r. w białostockiej farze otrzymali Boże i kapłańskie błogosławieństwo; żegnani przez mieszkańców miasta wyruszyli na wojnę. Walczyli w Bitwie Warszawskiej, a także pod dowództwem gen. Żeligowskiego walczyli o Wilno.

O utrzymanie wolności walczyły dzieci, młodzież, dorośli, a przede wszystkim oddziały wojskowe, dla których wielkim wsparciem duchowym byli kapłani – kapelani Wojska Polskiego. Kapelanem w wojnie polsko-bolszewickiej w latach 1919-1920 był ks. Michał Sopoćko, późniejszy błogosławiony i czciciel miłosierdzia Bożego, ale także obecny patron naszego miasta. Tych kapelanów, księży służących w Wojsku Polskim na rzecz niepodległości naszej Ojczyzny było znacznie więcej. Warto tu wspomnieć choćby ks. Jerzego Bogumiła Sienkiewicza, późniejszego proboszcza z Zabłudowa, który służbę Polsce nosił w sercu przez całe swe życie. W czasie II wojny światowej był czynnie zaangażowany w działalność konspiracyjną; był kapelanem Powstania Warszawskiego, a po klęsce Powstania został naczelnym kapelanem Armii Krajowej.

W 100. rocznicę odzyskania niepodległości w naszym mieście, na wspomnienie zasługuje również wielu innych duchownych, jak choćby ks. Aleksander Chodyko, proboszcz parafii farnej, i ks. Adam Abramowicz, pierwszy proboszcz i budowniczy kościoła pw. św. Rocha, pomnika niepodległości. Podczas zaborów i wojen, a także totalitaryzmów XX w., bronili tego, co polskie i przyczyniali się do odnowy „polskiego ducha w naszym mieście”.

Wkład kapłanów rzymskokatolickich i wszystkich tych, którym odzyskiwanie niepodległości leżało głęboko na sercu, sprawił, że wolność i niepodległość Polski stała się faktem. Przed stu laty, 22 lutego 1919 r., po nabożeństwie odprawionym przed białostocką farą nastąpiło uroczyste przekazania władzy.

Pierwszy prezydent Białegostoku, Józef Puchalski, podał chleb i sól płk. Stanisławowi Dziewulskiemu, dowódcy wojsk polskich, które wkroczyły 19 lutego do miasta. I poprosił, by mieszkańców miasta nad rzeką Białą, którzy tego dnia stanęli pod sztandarami Orła Białego, Wojsko Polskie wzięło pod swoją opiekę, aby przez długie lata wszyscy żyli w spokoju. Pułkownik zapewniał wszystkich zebranych, że państwo polskie otoczy opieką wszystkich, bez różnicy wiary i narodowości. Ustępujący komendant wojsk niemieckich złożył raport i oficjalne przekazał władzę nad miastem.

Całość tej niezwykłej uroczystości zwieńczyła defilada z udziałem wojsk polskich, stowarzyszeń, młodzieży harcerskiej i szkolnej, robotników i rzemieślników. Pierwsza polska defilada w wolnym i niepodległym Białymstoku, od niepamiętnych lat…

Pięknie ten niezwykły dzień w dziejach naszego miasta podsumował Michał Goławski, który napisał: „Nad miastem powiewał sztandar Białego Orła, Białystok powrócił do granic odrodzonej Polski!”.

Dziękując dzisiaj Bogu, kapłanom i mieszkańcom naszego miasta za niepodległość, cieszmy się wolnością w wolnej Polsce. Polecajmy Bogu wszystkich mieszkańców naszego miasta i prośmy Go, aby ich otaczał swoim błogosławieństwem. Amen.