List z Brazylii do Czytelników "Czasu Miłosierdzia"

Wyspa Marajo stanowi część Amazonii i jest punktem najbardziej wysuniętym na północ Brazylii. Parafia Anajas, w której pracuję liczy 20 tysięcy mieszkańców i znajduje się w środku geograficznym wyspy. Dojazd z dużego miasta Blim jest możliwy barką 36 godz. jazdy krętymi rzekami, albo w linii prostej małym samolotem w ciągu godziny. Każda podróż może być tu przygodą i się zakończyć niespodzianką. Często się słyszy i widzi skutki upadków samolotów z różnych przyczyn, najczęściej technicznych. Również podróż rzeką po niespokojnych wodach niesie ryzyko, zwłaszcza gdy barka jest przepełniona towarem i ludźmi i nie zapewnia dostatecznego bezpieczeństwa. Wszyscy o tym dobrze wiedzą ale nie mając innego wyboru ryzykują. Trzeba tu wspomnieć, że już minęło 500 lat jak Ewangelia Chrystusowa dotarła do Brazylii, ale jeszcze w tej części buszu Amazonii mało się zakorzeniła w sercach, umysłach i obyczajach tych ludzi, którzy w większości są potomkami Indian lub pochodzą ze związków Indian z białymi i czarnymi mieszkańcami Amazonii tzw. „caboclo”. Spotkanie się trzech kultur i ras ludzkich tworzy nie tylko swoisty kolor skóry, ale i również i mentalność, psychikę sposób myślenia – jakże często trudno nam przybyszom z Europy to zrozumieć. Ludzie na ogół się boją zawierać kompromisu na stałe, dlatego też rodzina jako taka, żyjąca wymogami Ewangelii prawie nie istnieje.

Warunki ekonomiczne na Wyspie Marajo również nie sprzyjają rozwojowi rodziny.

Większość mieszkańców pomimo obszaru terytorium większego od Belgii nie posiada skrawka ziemi, na której mogliby zbudować swój własny szałas. 90% ludności jest biedna, bardzo biedna i żyje w skrajnej nędzy. Smutne jest to, że rząd w swej wizji polityczno-gospodarczej nie robi wysiłków, aby jeśli już nie zaradzić – to przynajmniej ulżyć cierpieniu tych ludzi. Nie chcę tu wspominać problemu analfabetyzmu, który przekracza 70% ludności z najniższym wskaźnikiem rozwoju inteligencji mierzonym w Brazylii. Ludność żyjąca w takich warunkach oczekuje pomocy i w tej intencji przychodzi do kościoła. W takiej sytuacji trudno zaakceptować taki stan życia i tłumaczyć, że warto być biednym, ale z Chrystusem z Kościołem; aniżeli bogatym i bez Niego. Pomocą są tu słowa św. Jana Chryzostoma z IV w.: „Bogaty zwykle jest złodziejem albo synem złodziei”

Trudno jest w tak krótkim liście opisać życie i mentalność tych ludzi, którzy w swych dążeniach są tak podobni do innych, ale i zarazem i inni w swym postępowaniu. Dlatego też czasami przychodzi mi taka myśl, że im dłużej jestem tu w Brazylii tym mniej rozumiem duszę mieszkańca tego kraju.

Ks. Jan Pochodowicz
Anajas – Ilka do Mazajo


powrót