Wspomnienie Matki Teresy z Kalkuty Cztery lata temu, czołówki światowych serwisów informacyjnych podały wiadomość o śmierci Matki Teresy z Kalkuty (1910-1997). Zgodnym chórem wyliczano zasługi tej niezwykłej zakonnicy o albańsko-macedońskim rodowodzie, która związała całe swoje życie z potrzebującymi i opuszczonymi w różnych częściach ludzkiego globu. Jeszcze za życia uhonorowano Matkę Teresę wieloma wyróżnieniami, w tym Nagrodą Nobla, złotym medalem Senatu USA, a także tytułem doktora honoris causa Uniwersytetu Jagiellońskiego. Jakże moglibyśmy o niej zapomnieć? powiedział przed rokiem Ojciec Święty Jan Paweł II na spotkaniu z rodzinami, które na jej apel adoptowały 1600 dzieci z Indii i Rumunii. Mimo upływu lat pamięć o niej jest dzisiaj nadal bardzo żywa. Pamiętamy jej uśmiech, jej głębokie spojrzenie, jej różaniec. Wydaje się nam, że wciąż ją widzimy, jak idzie przez świat poszukując najuboższych z ubogich, zawsze gotowa, by tworzyć nowe przestrzenie miłosierdzia i by wszystkich przygarniać niczym prawdziwa matka. Wspomnienie Matki Teresy pozostaje szczególnie żywe w 12 milionowej Kalkucie, gdzie z 5 rupiami w kieszeni i niezachwianą wiarą w Boga rozpoczęła przeszło pół wieku temu swoją wielką misję. Otwarty przez nią w 1952 roku dom-szpital dla umierających Nirmal Hriday (Czyste serce) oraz biało-niebieskie sari sióstr Misjonarek Miłości pochylających się nad nędzarzami, jakich pełno na kalkuckich ulicach sprawiły, że Matka Teresa stała się symbolem miasta i w pewnym stopniu całych Indii. Nirmal Hriday znajduje się zaledwie o kilkadziesiąt metrów od wypełnionej stale pielgrzymami świątyni czarnej Bogini Kali, okrutnej szafarki nieszczęść. Pewnie to sprawa kultury lub zwykłej ludzkiej wrażliwości, ale przybysza z Europy uderza zazwyczaj kontrast pomiędzy tymi dwoma miejscami. W domu dla umierających, można zobaczyć rzędy łóżek z wycieńczonymi chorobą i biedą ludźmi oraz młodych wolontariuszy z całego świata, którzy pomagają im we wszystkich życiowych czynnościach. Bardzo poważny stan pensjonariuszy z jednej strony i nieznajomość języka z drugiej, uniemożliwiają normalny w innych szpitalach i przytułkach kontakt słowny. Pomimo tego wszyscy rozumieją się doskonale, przemawiając do siebie językiem serca. Jak bardzo inny nastrój panuje w świątyni Bogini Kali. Pielgrzymi przybywają tutaj z prośbą o uniknięcie nieszczęść, składają w ofierze kozy i barany zabijane następnie na ich oczach przez kapłanów, znaczą się krwią zwierząt, palą kadzidła, a dym i fetor wymieszane z wilgotnym powietrzem dają o sobie znać w promieniu kilkuset metrów. Postronnemu widzowi przypominają się spontanicznie ofiary z okresu Starego Testamentu, o których czytamy w Piśmie Świętym. Byłoby jednak wielkim nieporozumieniem przeciwstawianie sobie tych dwóch, tak bardzo odmiennych rzeczywistości. Okres kolonialny pozostawił niewątpliwie w Indiach pewne europejskie zwyczaje, ale religijność i mentalność mieszkańców kraju niewiele zmieniły się na przestrzeni ostatnich wieków. Pomimo to, Matka Teresa potrafiła wprowadzić do tego osobliwego zaułku Kalkuty promień ewangelicznej nadziei i miłości. Zresztą nie tylko tutaj... Założony przez nią dom, stał się bowiem pierwowzorem dla innych 669 ośrodków, jakie powstały z czasem w 127 krajach świata od Nowego Jorku po Moskwę. Ona sama mówiła o każdym z nich: Mój dom jest domem ubogich, ale nie takich zwykłych biedaków, lecz najuboższych z ubogich. Tych do których nikt się nie zbliża ponieważ są pełni bakterii i brudu. Tych, którzy nie przychodzą na modlitwę, bo nie mogą wyjść z domu nadzy. Tych, którzy nie jedzą, gdyż nie mają nawet siły tego uczynić. Tych, którzy leżą na chodnikach, wiedząc, że umierają, a obok nich przechodzą obojętnie inni nie oglądając się nawet za siebie. Tych, którzy nie płaczą, bo brakuje im łez. 15 sierpnia br., w Uroczystość Wniebowzięcia Matki Bożej, świętowanego w Indiach razem z rocznicą uzyskania niepodległości, wspólnota katolicka w Kalkucie przeżywała oficjalne zakończenie diecezjalnego etapu procesu beatyfikacyjnego Matki Teresy. Dzięki decyzji Ojca Świętego Jana Pawła II, proces ten mógł rozpocząć się już w 24 miesiące po śmierci Sługi Bożej, podczas gdy normalnie trzeba czekać na pozwolenie przynajmniej 5 lat. Chcemy Cię kochać Boże jak święci w niebie, mówiła Matka Teresa na wzór Małej Świętej z Lisieux, od której zresztą wzięła swoje imię zakonne. W ciągu minionych dwóch lat trybunał diecezjalny przesłuchał 115 świadków i zgromadził ponad 35 tysięcy stron akt, zawierających dowody na to, że owo pragnienie zostało w pełni zrealizowane. Przekonanych jest o tym zresztą nie tylko 16 milionów hinduskich katolików, ale także na swój sposób, przedstawiciele innych religii istniejących w Indiach. W związku z uroczystą Eucharystią sprawowaną z okazji zakończenia procesu diecezjalnego przez Arcybiskupa Henry DSouza, opasłe woluminy akt złożono przed ołtarzem niczym dar ofiarny. Wspaniałą oprawę stanowiły dla nich obecne pośród licznie zebranych wiernych Misjonarki Miłości z następczynią Sługi Bożej Siostrą Nirmalą. Zatwierdzone przed 51 laty Zgromadzenie, liczy obecnie 4337 profesek i kontynuuje dzieło Matki Teresy razem z 350 Misjonarzami Miłości (kapłanami i braćmi), działającymi od 1984 roku. Ci ostatni, powstali w nowojorskiej dzielnicy Bronx i prowadzą dzisiaj między innymi dom dla trędowatych w leżącej niedaleko Kalkuty miejscowości Titagarh. Podczas gdy w Nirmal Hriday przeraża bezpośredni kontakt z rzeczywistością śmierci, która powołuje każdego dnia kolejnych mieszkańców, tutaj w Titagarh, robi wrażenie wyniszczenie trądem, sterczące kikuty nóg i rąk oraz zdeformowane twarze. Matka Teresa postawiła swoim duchowym synom i córkom bardzo wysokie wymagania, a ponieważ zdawała sobie sprawę, że ludzkie siły są ograniczone, zaleciła im jednocześnie codzienną półtoragodzinną adorację Najświętszego Sakramentu. Wierzyła mocno, że takie wpatrywanie się w oblicze Chrystusa miłosiernego, jest najlepszym źródłem inspiracji i siły w niełatwej służbie potrzebującym. Duchowy testament pozostawiony przez Sługę Bożą skierowany jest jednak do wszystkich i wyrażają go słowa Chrystusa Miłujcie się wzajemnie, jak ja was umiłowałem (por. J 15,12), wyryte na jej grobie. Znajduje się on w macierzystym domu Zgromadzenia przy Lower Circular Road, jednej z głównych ulic Kalkuty. Przychodzący tu ludzie zatrzymują się w modlitewnej zadumie czasami przez kilka godzin, pozostawiając po sobie barwne girlandy kwiatów. Chociaż Kalkuta przeraża ciągle jeszcze ogromem nędzy, a grupy hinduskich fundamentalistów dopuszczają się coraz częściej przemocy wobec chrześcijan, to osoba Matki Teresy jednoczy wszystkich bez różnicy. Tymczasem akta procesu beatyfikacyjnego na szczeblu diecezjalnym dotarły już do Rzymu. Zostaną tu poddane przepisanej prawem procedurze, aby Sługa Boża mogła zostać wyniesiona do chwały ołtarzy. Ojciec Święty Jan Paweł II naucza, że każda beatyfikacja, czy kanonizacja stanowi swojego rodzaju zachętę do korzystania z tych wszystkich wartości i darów, jakie oferują Kościołowi pielgrzymującemu na ziemi Święci, należący już do Kościoła niebieskiego. Możliwość kultu konkretnej osoby, sprzyja bowiem nawiązaniu z nią bardziej bezpośredniego kontaktu, a nawet duchowej przyjaźni. To z kolei pobudza do postępowania w doskonałości, zarówno z racji na łatwość ciągłego porównywania własnego życia z wzorcami jakie oferuje błogosławiony lub święty, oraz dzięki jego wstawiennictwu u Boga, aby Ten udzielił niezbędnej pomocy. Tak więc oczekując na dzień, kiedy Kościół wypowie się oficjalnie w sprawie świętości Matki Teresy z Kalkuty, warto już teraz uczyć się od niej ofiarnej miłości i szacunku do każdego ludzkiego życia. K. N. |