Deo et Patriae
Rozmowa z Księdzem Infułatem Stanisławem Piotrowskim o szczęściu, powołaniu i piłce nożnej


Bieżący rok był w życiu Księdza Infułata czasem bardzo udanym - obchodził Ksiądz 50-lecie kapłaństwa, a także wydał swoją kolejną - piętnastą już - książkę. Czy jest Ksiądz szczęśliwym człowiekiem?

To ciekawe pytanie. Mimo iż mnie - dogmatykowi - trudno mówić tylko o ziemskim szczęściu, to jednak, tak po ludzku sądząc, jestem człowiekiem szczęśliwym. Osiągnąłem to, do czego zmierzałem od swojego dzieciństwa. Powtarzam jednak, że to jest szczęście ziemskie, a człowiek stworzony jest nie tylko do szczęścia ziemskiego, ale do niebieskiego. I dlatego też moja tęsknota za tamtym, drugim szczęściem, jest jeszcze niespełniona.

Kiedy odczytał Ksiądz Infułat swoje powołanie?

W dzieciństwie miałem zacnego proboszcza księdza Ottona, o którym zresztą napisałem jedną z książek. Wycisnął on na mnie pozytywne piętno. Jego świątobliwość i bezinteresowność skierowały mnie na drogę, którą on kroczył. Byłem jego ministrantem, potem - po szkole powszechnej - udałem się do Księży Salezjanów z zamiarem zostania kapłanem. Wybuch wojny w 1939 r. przerwał moje plany, wróciłem do Białegostoku i zdałem maturę. Następnie prowadziłem tajne nauczanie młodzieży, a od 1942 r. zostałem zatrudniony w Sierocińcu Księży Salezjanów w Supraślu jako wychowawca - nauczyciel. Po cichu cały czas myślałem, o wstąpieniu do tego Zgromadzenia. W 1944 r. zostałem aresztowany za przynależność do AK i wywieziony na półtora roku do obozu w Ostaszkowie. Powróciłem stamtąd w dzień św. Jana Bosko - 31. I. Odczytałem to jako wyraźny znak Bożej Opatrzności i już 2. II. skierowałem swoje kroki do przeniesionego z Wilna Seminarium Duchownego. Tak oto rozpoczęła się moja przygoda z kapłaństwem.

Co było później?

Ks. Stanisław PiotrowskiNastępnie wysłano mnie na studia. Początkowo miałem specjalizować się w katolickiej nauce społecznej. Trafiłem jednak do Lublina, aby pogłębiać swoją wiedzę z teologii dogmatycznej. Naukę uwieńczyłem najpierw magisterium, a później doktoratem. Później podjąłem wykłady w Seminarium. Pełniłem funkcję prefekta alumnów, wicerektora, a przez 7 lat rektora tej uczelni.

Ojciec Święty Jan Paweł II, mówiąc o swoim powołaniu, określa je jako "dar i tajemnica". Jak Ksiądz Infułat najkrócej scharakteryzuje swoje kapłańskie posługiwanie?

Mogę tylko powtórzyć słowa Papieża - kapłaństwo jest darem. Wielkim darem danym i zarazem zadanym. I tak pojmowałem swoją posługę. Od chwili święceń uważałem i dalej tak uważam, że Bóg ofiarował mi w tym swój najwspanialszy podarunek.

50 lat to kawałek drogi. Jednak moje kapłańskie życie obracało się w zasadzie wokół nauczania; najpierw w niezapomnianym I Liceum Ogólnokształcącym przy ul. Kościelnej, następnie w duszpasterstwie akademickim, a przez ostatnie 40 lat w Seminarium Duchownym.

Nigdy w mojej posłudze nie czułem się umęczonym tragarzem. Zawsze starałem się z tym Bożym darem współpracować. Poniekąd zmuszało mnie do tego moje imię - Stanisław, co etymologicznie znaczy "sław swój stan" albo "stań się sławny". Sławnym się nie stałem, ale stan swój sławiłem. Jak umiałem, tak dar ten wypełniałem, a Bóg i historia niech to ocenią.

Jako moderator i profesor spędził Ksiądz Infułat wiele lat w Seminarium, Proszę powiedzieć, jacy są dzisiejsi klerycy i czym różnią się od swoich poprzedników?

Są inni, ale są wspaniali. Ich poprzednicy nierzadko przeszli okres okupacji, mieli bardzo ciężkie warunki. Nasze Seminarium po wojnie było szopką betlejemską - bez ciepłej wody, z olbrzymimi trudnościami lokalowymi. Były problemy z wyżywieniem, ale te warunki zahartowały wiele pokoleń. Dzisiejsi klerycy są inni, ale tak samo poszukujący i otwierający się na drugiego człowieka.

W połowie bieżącego roku ukazała się kolejna Książka Księdza Infułata zatytułowana "Onegdaj i dziś". Co kryje się między tymi słowami?

Onegdaj i dziś - te dwa słowa nie są sobie przeciwstawne, choć oddalone od siebie latami. Spięte złotą klamrą historii Uczelni, przedstawiają trudy siana, radość dojrzewania i dumę owocowania. Książka jest wspomnieniem wydarzeń 55-letniego funkcjonowania Seminarium Duchownego w Białymstoku. Dotyka ludzi, których spotkałem. Byli to ludzie wielkiego formatu, ludzie Kościoła i Ojczyzny. Zachowuję ich w pamięci i żywię wdzięczność za dar umysłu, serca, a może i przyjaźni.

Jakie najbardziej palące problemy Kościoła dostrzega Ksiądz Infułat z perspektywy tych lat?

Przede wszystkim naszym czasom zagraża coraz bardziej postępująca ateizacja. Jako ludzie wierzący, powinniśmy być zatem wyczuleni na to, co mówi do nas Ojciec Święty - największy autorytet współczesności. Niewątpliwie palącą potrzebą jest potrzeba otwarcia się Kościoła na człowieka; zrozumienie tego, co Jan Paweł II powtarza od lat - drugi człowiek jest darem. Dziś nie wystarczy już rządzić ludźmi zza biurka kancelarii, bądź rozkazywać zarządzeniami z ambony. Do każdego człowieka trzeba wychodzić z radością, uśmiechem, dobrocią i być "dla". Zasadą mego posługiwania w kapłaństwie była prawda ze Składu Apostolskiego: "Chrystus zstąpił dla nas i dla naszego zbawienia". I ksiądz jest zawsze "dla" - dla drugiego człowieka. Jeśli tego nie zrozumiemy, to nie obronimy wiernych przed laicyzacją - zeświecczeniem.

Drugą potrzebą jest konieczność usunięcia relatywizmu, który na każdym kroku wciska się w szczeliny Kościoła. Nie można rozmieniać tego co jest stałe. Musimy stanowczo i w każdym czasie bronić tej niezmiennej prawdy Bożej.

W zasadzie sprawy te dotyczyły stanu duchownego, a jakie przesłanie na trzecie tysiąclecie wskaże Ksiądz wiernym świeckim?

Nie powiem nic więcej niż to co pisze do nas Ojciec Święty w liście apostolskim "Novo Millennio Ineunte". Duc in altum! - Wypłyń na głębię! Niech tej zachęcie towarzyszy wielka odwaga przeżywania swojej wiary. I jeszcze jedno ważne zdanie - niech wszystkim naszym wysiłkom towarzyszy Jezus Chrystus. Tak często zaganiani, zapracowani zapominamy o tym co najważniejsze. "Zaczynać na nowo od Chrystusa". On jest podstawą wszystkiego, On jest drogą do Ojca.

W dzisiejszych czasach często zauważa się postawę obojętności wobec wiary. Niewiele osób zadaje sobie pytanie: Co to znaczy być chrześcijaninem? Nie wystarczy przyjąć chrzest i mieć przekonanie, że na mocy tego sakramentu należy się do jakiejś społeczności wyznaniowej. Na świadomość własnego chrześcijaństwa składają się elementy wiary i moralności. Gdy chodzi o wiarę, nie może panować przekonanie, że jest ona sprawą prywatną osobistą, a co do zobowiązań moralnych - nie mogą one ograniczać się do Dekalogu interpretowanego w sposób indywidualistyczny, z wyraźnym zaakcentowaniem relatywizmu i liberalizmu. Być chrześcijaninem, oznacza iść drogą Jezusa, którą jest On sam: "Ja jestem drogą, prawdą i życiem (J 14,6) i być związanym w wierze ze wspólnotą. Bycie chrześcijaninem zobowiązuje do odpowiedzialności za Kościół. To czym ma być Kościół i co powinien czynić, zostało powierzone całemu Ludowi Bożemu - również wiernym świeckim.

Od wielu lat jest Ksiądz Infułat stałym współpracownikiem Czasu Miłosierdzia. Jaka myśl towarzyszy Księdzu przy pisaniu kolejnych artykułów w swojej rubryce?

Cieszę się, że od powstania pisma, dzięki uprzejmości Redakcji, mogę gościć na łamach naszego miesięcznika diecezjalnego. Wybrałem tę rubrykę, aby wielkie treści z Pisma Świętego przekazywać w sposób bardzo przystępny. Moim pragnieniem jest przybliżenie prawdy i uczynienie jej praktyczną dla życia, aby słowa Chrystusa, które objaśniam, mogły stać się dla wiernych pokarmem na każdy dzień. Wiara nie może być abstrakcją. Aby tak się stało, trzeba się spotkać i być z Jezusem, trzeba Go poznać tzn. przyjąć Jego Ewangelię, następnie zawierzyć Mu i świadczyć o Nim - otwierać się w miłości na drugiego człowieka.

18. VI. obchodził Ksiądz 50 - tą rocznicę swoich święceń kapłańskich. Jak przebiegały uroczystości jubileuszowe?

Od dawna miałem wielkie opory co do obchodów tego dnia. Do wspólnego świętowania namówili mnie koledzy. Początkowo miało być dużo skromniej, ale Ksiądz Arcybiskup zaproponował rozszerzenie kręgu Jubilatów. W jego skład wszedł obchodzący swoją 51 rocznicę świeceń kapłańskich kardynał Henryk Gulbinowicz, ksiądz Arcybiskup Metropolita dziękujący Bogu wraz z kursowymi kolegami za 34 lata posługiwania, my - pięciu "pięćdziesięciolatków", ponadto kapłani obchodzący swoją 40 rocznicę święceń. Cieszę się, że odbyło się to w tak licznej wspólnocie, przy ołtarzu Pańskim w kościele p.w. Św. Wojciecha, który jest mi tak bliski.

Nie sposób nie zauważyć, że praca kapłańska Księdza Infułata nie jest tylko posługą Bogu i człowiekowi, jest też służbą Polsce. Jakie miejsce zajmuje w Księdza sercu Ojczyzna?

Deo et Patriae - tak mnie wychowano w domu, z tym wezwaniem poszedłem do Seminarium i pod tym hasłem przebiega moje życie. Boga i Ojczyznę mam w sercu., nie umiem tych dwóch największych wartości rozłączać. Moje życie, a szczególnie obóz w Ostaszkowie, umocnił moją miłość do Polski. Gdzie tylko mogę - w swoich homiliach, na wykładach ukazuję, że człowiek jest dzieckiem Bożym, ale jest również synem Ojczyzny i ten patriotyzm, który w dzisiejszym młodszym pokoleniu nie jest zbyt silny, staram się ukazywać na każdym kroku. Na pamiątkowym obrazku, z okazji złotego jubileuszu kapłaństwa, umieściłem słowa Kardynała Stefana Wyszyńskiego: "Kocham Ojczyznę więcej niż własne serce i wszystko, co czynię dla Kościoła, czynię dla niej." W jakiś sposób są one mottem mojego życia i nadają kierunek mojej kapłańskiej posłudze.

Nie jest tajemnicą, że Ksiądz Infułat jest wielkim kibicem sportowym, szczególnie zaś kibicem piłkarskim. Czego życzy Ksiądz naszej narodowej reprezentacji w przyszłorocznych finałach Mistrzostw Świata?

To prawda. Kocham sport. Mój Przyjaciel powiedział mi kiedyś, że jestem "kibicem tapczanowym". Być może. Ale od lat klerycy wiedzieli, że w dniu ważnego meczu lepiej do mnie nie podchodzić, taki jestem przejęty i podenerwowany. Wracając do pytania, życzę chłopcom zdobycia medalu.

Dziękuję za rozmowę.

rozmawiał Ks. Andrzej Dębski


powrót