Wielki na miarę tego, co miłuje
Laudacja z okazji nadania Józefowi Kardynałowi Glempowi przez Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego doktoratu honoris causa nauk teologicznych


Godność prymasa Polski historia wyniosła tak wysoko, że każdy, kto ją piastuje, zasługuje na najwyższe wyróżnienie uniwersyteckie, jakim jest doktorat honoris causa. Nie zaciemniły jej ani reorganizacja Kościoła w Polsce w 1992 r., ani wszelkie działania dążące do jej pomniejszenia. Nie tylko jednak urząd, lecz także osiągnięcia i dokonania osobiste Dostojnego Doktora stanowią uzasadnienie uniwersyteckiej decyzji.

Księdzu Prymasowi Glempowi przyszło żyć i pracować w niezwykle trudnych warunkach. Już zaraz na początku Jego prymasostwa dokonała się zmiana systemu politycznego w naszym kraju, zapoczątkowana wprowadzeniem stanu wojennego i ugruntowana zwycięstwem obozu solidarnościowego. Krajem wstrząsały sprzeczne nieraz ze sobą tendencje, które raz po raz podchodziły pod rezydencję arcybiskupów warszawskich przy ul. Miodowej. Ksiądz Prymas zawsze wykazywał w takich sytuacjach dużo spokoju, który udzielał się w sposób widoczny rządzącym i rządzonym. Opanowanie to potwierdzał przez wszystkie kolejne lata swego urzędowania.

Nie było to łatwe. Trudności przysparzał fakt, że Biskup Warmiński Józef Glemp zasiadł na katedrach w Warszawie i Gnieźnie po Prymasie Tysiąclecia, który żywo tkwił w pamięci Polaków i był dla nich odniesieniem w ocenie Nowego Prymasa. Na Stolicy Piotrowej zaś zasiadał Jan Paweł II, który bardzo szybko wzrok swoich rodaków przeniósł z Warszawy na Rzym. Powodowało to zmianę patrzenia na urząd prymasa w Polsce. Skurczył się przy tym zakres Jego władzy.

Arcybiskup Józef Glemp startował z pułapu specialissimae facultates, przewodniczącego z urzędu Konferencji Episkopatu Polski oraz ordynariusza dwóch archidiecezji. Dziś jest Prymasem jako kustosz relikwii św. Wojciecha, przewodniczącym wybieralnym Konferencji i Arcybiskupem Warszawskim. Zaakceptowanie tych zmian nie przychodziło łatwo tym wszystkim, którym odpowiadał dotychczasowy model prymasostwa. I znowu Kardynał Glemp okazał się mężem stanu i swoje własne wysiłki poświęcił dobru Kościoła.

Przez cały czas żywo uczestniczy w życiu Kościoła na świecie, w Polsce i własnej archidiecezji. Jest tytanem pracy. Historycy w przyszłości będą musieli dużo się natrudzić, aby opisać Jego zajęcia. Tu wspomnę tylko niektóre: przewodniczenie Radzie Stałej i Konferencji Plenarnej Episkopatu Polski, praca w dykasteriach watykańskich, opieka nad Polakami za granicą, wyjazdy duszpasterskie do różnych krajów świata, udział w uroczystościach na terenie całego kraju, kierowanie przez wiele lat obiema archidiecezjami, a obecnie Archidiecezją Warszawską, tysiące kazań, przemówień okolicznościowych i wykładów, w dużym procencie opublikowanych drukiem.

Przez ten czas organizował peregrynację Obrazu Matki Bożej Częstochowskiej i Figury Matki Bożej Fatimskiej, był gospodarzem wszystkich - poza pierwszą - pielgrzymek papieskich do Polski, zainicjował, przeprowadził i sfinalizował drugi synod plenarny polski, czuwał nad programem duszpasterskim w ojczyźnie, patronował rozlicznym inicjatywom kościelnym. Zawsze wykazywał ogromną stanowczość, nigdy nie zabiegał o tanią popularność, potrafił mówić prawdę często ludziom niewygodną. Postawa ta wyciszała przeciwników i dodawała odwagi zwolennikom. Można było lubić lub nie lubić Prymasa, nie można było bez Niego się obejść. Tak jest i teraz.

Wiele do zawdzięczenia ma Księdzu Prymasowi Akademia Teologii Katolickiej, przekształcona w Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Na początku był On w niej częstym gościem jako delegat Prymasa Wyszyńskiego na obronach doktorskich, kolokwiach habilitacyjnych i innych uroczystościach. Potem, jako Wielki Kanclerz, doprowadził do potwierdzenia jej kanoniczności przez Stolicę Apostolską. Wreszcie - wykonał wiele działań prawnych, potrzebnych do przekształcenia ATK w UKSW. Bez Jego szerokiego spojrzenia i zdecydowania nigdy by do tego nie doszło. Należy On niewątpliwie do grona fundatorów tej nowej uczelni i ma Mu ona za co się wywdzięczać.

Uniwersytet, dając doktorat honoris causa swemu Dobroczyńcy, bierze pod uwagę nie tylko to, co On uczynił, lecz i to, co wycierpiał. Zmarły Kardynał Wyszyński powiedział: całe moje życie było Wielkim Piątkiem. Inne, lecz podobne jest życie obecnego Prymasa, mimo, że skargi nie wychodzą z ust Jego. Możemy to dostrzec po pobytach Jego w szpitalach i niekiedy usłyszeć o tym od osób Mu najbliższych. Czasem można to zauważyć na twarzy lub w ruchach przy klękaniu, wstawaniu i chodzeniu. Niewątpliwie Ksiądz Prymas jest człowiekiem cierpiącym, a spokój, jaki zachowuje, świadczy o Jego wielkiej dojrzałości duchowej. Można przez to zaryzykować twierdzenie, iż jest On nauczycielem i świadkiem wiary. Bo tylko w wierze można znaleźć siłę do znoszenie cierpienia.

Dlatego dobrze się stało, że Uniwersytet przyznał Księdzu Prymasowi tytuł doktora honoris causa nauk teologicznych. Jego działalność oczywiście można oceniać z różnych punktów widzenia. Wydaje się jednak, że teologia czyni to najgłębiej, zwłaszcza gdy idzie ona drogą studium, meditatio i oratio. Do teologii należy pokazywanie, jak humana divinis iunguntur. Zabrać człowiekowi to, co Boskie, zostanie grudka gliny - proch do rozrzucenia po pustyni materii. Odziać go w szatę chwały, ukaże się istota "mało co mniejsza od aniołów" (Ps 8,6). I taki jest Prymas: wielki na miarę tego, z czym się boryka, czemu służy i co miłuje.

Bp Edward Ozorowski


powrót