Ksiądz Antoni Warpechowski (1910 - 2001) Przyszedł na świat dnia 10 V 1910 r. we wsi Budlewo na terenie parafii Topczewo, jako czwarte, przedostatnie dziecko Stanisława i Anny z.d. Olędzkiej. Miał czworo rodzeństwa - dwóch braci i dwie siostry. Rodzice posiadali średniej wielkości gospodarstwo rolne. Nie byli majętni, ale rodzinie powodziło się, jak na owe czasy, względnie dobrze, a to dzięki niezwykłej pracowitości i zaradności rodziców, jak i dorastających z czasem dzieci. Wkrótce po odzyskaniu niepodległości rodzice posłali Antoniego na naukę do pobliskiej wsi, gdzie prywatnie nauczanie początkowe, już w języku polskim, prowadziła jedna z nauczycielek. Tam przerobił zakres materiału przewidziany dla pierwszej i drugiej klasy szkoły powszechnej. Gdy ta wkrótce powstała, został wpisany do klasy trzeciej. Należał do zdolniejszych uczniów, nic zatem dziwnego, że rodzice zdecydowali się wysłać go do gimnazjum w Bielsku Podlaskim. Naukę w szkole średniej zakończył pomyślnie zdanym egzaminem dojrzałości. Po maturze odbył służbę wojskową i w wieku 21 lat, w 1931 r., wstąpił do seminarium duchownego w Wilnie i rozpoczął studia na wydziale teologicznym Uniwersytetu Stefana Batorego. Studia uwieńczył dyplomem wystawionym dn. 15 VI 1938 r. Kilka dni wcześniej, 10 VI 1938 r., przyjął święcenia prezbiteratu z rąk Metropolity Wileńskiego ks. Abpa Romualda Jałbrzykowskiego. W tym samym roku otrzymał nominację na wikariusza parafii Zdzięcioł. Tu zastała go wojna i tutaj przeżył inwazję sowiecką we wrześniu 1939 r. Ks. Warpechowski pozostawał w Zdzięciole do 1940 r. Po aresztowaniu przez sowietów w listopadzie 1939 r. ks. Jana Goja - proboszcza sąsiedniej parafii Rohotna - księża ze Zdzięcioła obsługiwali i tę pozbawioną duszpasterza placówkę. Ponieważ zachodziła obawa, że w zaistniałej sytuacji sowieci zamkną świątynię, dziekan zdzięciolski w maju 1940 r. wysłał do Rohotnej w charakterze proboszcza swego dotychczasowego wikariusza - ks. Warpechowskiego. Tymczasem okupant konsekwentnie prowadził politykę dyskryminacji Kościoła. Odczuł to mocno proboszcz z Rohotnej. Straszono go wywózką, nakładano wysokie podatki, nakazano odrabiać szarwark. Po zajęciu ziem wschodnich Rzeczypospolitej przez wojska hitlerowskie w 1941 r. wobec narastającego terroru, gdy duchownych z sąsiednich parafii aresztowano, rozstrzelano lub wywieziono na roboty do Niemiec, ks. Warpechowski w październiku 1943 r. w obliczu oczywistej groźby deportacji nawiązał kontakt z pobliskim oddziałem Armii Krajowej. Przez pewien czas pozostawał w lesie pod opieką partyzantów, po czym, na własną prośbę, został wyekspediowany do parafii Krupa, gdzie ukrywał się u nieznanej bliżej polskiej rodziny. O pracy duszpasterskiej nie mogło być mowy, zatem w kwietniu 1944 r., nie chcąc narażać siebie i ludzi dających mu schronienie, odszedł do oddziałów AK i został kapelanem w batalionie kpt. Zycha w Zgrupowaniu Nadniemeńskim. Ks. Warpechowski otoczył żołnierzy podziemia opieką duszpasterską. Z tymi oddziałami ks. Warpechowski w roku 1944 brał udział w szturmie na Wilno, kiedy jego ugrupowanie zdobywało miasto od strony Rossy. W 1944 r. dotychczasowy kapelan opuścił zbrojne podziemie i udał się do parafii Iszczołna w dekanacie lidzkim, gdzie otrzymał nominację na wikariusza. Po kilku miesiącach, wiosną 1945 r., wyjechał do Polski. Zatrzymał się w Sokółce. Tu w latach 1945 - 1946 pełnił funkcję wikariusza, po czym otrzymał nominację na proboszcza w Goniądzu. Do nowej parafii przybył 28 VIII 1946 r. Otwierał się kolejny, równie niełatwy, etap jego kapłańskiej posługi. Goniądz przedstawiał wówczas widok rozpaczliwy. Miasto uległo zniszczeniu w 66 %. Także kościół parafialny w zasadniczej swej części legł w gruzach. Okrucieństwa wojny dokonały ogromnego spustoszenia w ludzkich sercach, zachwiały wiarę, pozbawiły wielu nadziei, stępiły sumienia. Odbudowa tego wszystkiego, to zadanie, które stanęło przed nowym proboszczem. Zadanie niełatwe. Nowa władza miała wszak zupełnie odmienną wizję przyszłości. Nie przewidywano w niej miejsca na Boga. Palącym zadaniem była odbudowa świątyni parafialnej. Tej pracy poświęcił się ks. Proboszcz bez reszty. Nie zapędzał ludzi do pracy, nie było takiej potrzeby. Parafianie potrzebowali świątyni i pragnęli ją mieć tak piękną jak przed wojną. Nie oszczędzał się nikt. Ks. Warpechowski okazał się doskonałym organizatorem, oddziaływał własnym przykładem. Nie stał z boku. "Sam szedł pierwszy wszędzie, wykonując w potrzebie każdą robotę i pracując razem z ludźmi" - wspomina jeden ze starszych parafian. Poświęcenie proboszcza i ofiarna praca parafian przyniosły owoce. W kilka lat po objęciu parafii przez ks. Warpechowskiego wieże kościoła parafialnego znowu dumnie wznosiły się nad miastem. Według ówczesnej opinii parafian ks. Warpechowski "sam osobiście był za wszystko odpowiedzialny i tak umiejętnie ułożył pracę, że pomimo zniszczenia, jakie każdy odniósł i ubóstwa, ludzie bez trudu oddawali powinności na rzecz Kościoła i chodzili do pracy". Wobec zakusów władzy na grunta parafialne ks. Warpechowski pozostał wyjątkowo nieugięty i nie dopuszczał żadnych kompromisów. Na tym punkcie był szczególnie wrażliwy. "Raczej padnę trupem na tej ziemi, niż oddam im [władzom -T.K.] własność parafii" - zwykł powtarzać po każdej próbie bezprawnego okrojenia parafialnego stanu posiadania. Nie były to puste słowa. Działalność gospodarcza, jakkolwiek ważna, nie przesłoniła ks. Proboszczowi spraw zasadniczych. Ks. Warpechowski był oddanym parafii, sumiennym duszpasterzem i równie sprawnie, co gmach kościoła, budował w sercach swoich wiernych świątynię duchową. "Może jeszcze większe zasługi położył na polu pracy kapłańskiej - pisali parafianie - dzięki niemu [...] lata ciężkie, jakim był okres powojenny potrafił nasz ks. proboszcz przezwyciężyć i napełnić nas moralnością, a tym samym zahartować nas na przyszłość". Wyczerpująca praca nie pozostała bez wpływu na jego zdrowie. W roku 1956 poważnie zachorował. Po powrocie do zdrowia nadal się nie oszczędzał. O poważnych dolegliwościach zdrowotnych donosił swemu ordynariuszowi, biskupowi Gulbinowiczowi w 1970 r., gdy nosił się z myślą o rezygnacji w urzędu proboszcza i o urlopie zdrowotnym. Pomimo niedyspozycji rozpoczął i przeprowadził prace związane z położeniem polichromii w kościele. Za swoje poświęcenie i zasługi dla Kościoła otrzymał dn. 21 IV 1973 r. godność kanonika honorowego Kapituły Metropolitalnej Wileńskiej. Latem roku 1973 ks. Proboszcz był już pewien, że swoje zadania w parafii wypełnił i bez szkody dla niej może odejść. Nie bez wpływu na jego decyzję o rezygnacji był fakt, że w tym okresie spotykał się już wyraźnie z niezrozumieniem i niechęcią części parafian. Poprosił ordynariusza o przedłużenie urlopu na wrzesień, następnie na październik, po czym z końcem października złożył rezygnację. Od listopada 1973 r. ks. Warpechowski już jako emeryt zamieszkał w Mońkach w pobliżu kościoła parafialnego i w bliskim sąsiedztwie domu Zgromadzenia Sióstr Świętej Teresy od Dzieciątka Jezus. W nowym miejscu zamieszkania prowadził niewielkie gospodarstwo, pomagał w duszpasterstwie w parafii, a przede wszystkim roztoczył opiekę duchową nad siostrami terezjankami, przejmując funkcję ich spowiednika. Pogarszający się stale stan zdrowia, kłopoty ze wzrokiem i problemy z poruszaniem się sprawiły, że od zimy 1999-2000 r. nie sprawował Eucharystii. We Mszy Świętej uczestniczył, na ile stan zdrowia mu pozwalał, w kościele parafialnym. Opiekę nad podupadającym na zdrowiu ks. Proboszczem sprawowały z oddaniem siostry terezjanki. Dopiero w czerwcu 2000 r., po operacji katarakty, zgodził się opuścić Mońki. Udał się do Białegostoku i zamieszkał na terenie parafii p.w. Ducha Świętego, pod troskliwą opieką krewnych. Na śmierć był przygotowany. Dosięgła go ona w 91 roku życia we środę dn. 5 września 2001 r. Uroczystości pogrzebowe odbyły się następnego dnia w kościele Ducha Świętego. Mszy Świętej, którą koncelebrowało ok. 30 kapłanów i obrzędom pogrzebowym przewodniczył ks. biskup Edward Ozorowski, Wikariusz Generalny Archidiecezji Białostockiej. Ks. Proboszczowi w ostatnie drodze towarzyszyli krewni, liczna delegacja z parafii Goniądz, siostry terezjanki z Moniek oraz miejscowi parafianie. Doczesne szczątki Księdza Kanonika Proboszcza Antoniego Warpechowskiego spoczęły na cmentarzu w Białymstoku-Pieczurkach. Ks. Tadeusz Kasabuła |