Bridget Jones, czyli "wypłyń na głębię" W "Martwych duszach" Gogol przedstawił rosyjskiego chłopa odznaczającego się "szlachetną skłonnością do oświaty". Pietrek uwielbiał czytać książki. Treść była nieistotna, bo przyjemność sprawiało mu samo czytanie - "ściślej sam proces czytania, że oto z liter ciągle wychodzi jakieś słowo". Obraz rosyjskiego chłopa pochłaniającego z taką samą zachłannością zarówno elementarze, jak i modlitewniki budzi w nas pobłażliwy uśmiech. Z umiejętności czytania korzystamy bowiem tak nieświadomie i mechanicznie jak z umiejętności oddychania czy jedzenia. Choć proces składania liter w to czy inne słowo nie sprawia nam już takiej uciechy jak Pietrkowi Gogola, to jednak sam fakt czytania uważany jest nadal za coś, co nobilituje. Bohater z powieści Gogola przypomina mi się, gdy obserwuję zjawisko, jakim jest współczesna kultura masowa, lansująca wartości sprzeczne z wartościami społeczeństwa, które jest jej konsumentem. Statystyka pokazuje bowiem, że masowo pochłaniamy produkty piśmiennicze i filmowe nie zważając na ich zawartość treściową. Zdolność do refleksji naszego społeczeństwa zatrzymała się więc w miejscu, jakim jest potrzeba zaspokojenia przyjemności. Usłyszeć można opinie, że o wartości jakiejś książki świadczy to, że jest w określonym czasie bardzo poczytna. ,,Dziennik Bridget Jones" nie jest odstępstwem od reguły, ale przypadkiem jednym z wielu. W książce H.Fielding chrześcijaństwo to przeżytek mogący wzbudzić zainteresowanie jedynie zdziwaczałych staruszek po sześćdziesiątce - w społeczeństwie, w którym życie koncentruje się wokół bożka, jakim jest seks. Pomimo tego jednak polscy czytelnicy umieścili ją na pierwszym miejscu na liście bestsellerów "Top 20". Treść książki nieznacznie odbiega od treści jej adaptacji filmowej. Trzydziestojednoletnia Bridget chce zerwać ze staropanieństwem usiłując znaleźć sobie "partnera" na całe życie. W tym celu robi wszystko, aby podnieść swą atrakcyjność, która jest odwrotnie proporcjonalna do ilości spożytych kalorii, spalonych papierosów i wypitego alkoholu, gdyż jak twierdzi: "Badania dowiodły, że szczęścia nie daje miłość, bogactwo czy władza, tylko dążenie do nieosiągalnych celów: a czymże jest dieta, jeśli nie tym?". Tego poziomu sięgają więc pragnienia bohaterki budującej swój światopogląd na czasopiśmie "Cosmopolitan". Stąd też czytelnika nie zaskoczy poziom, na którym Bridget zwraca się do Jezusa: zastanawiając się, jak zorganizować swoje urodziny robi aluzję do Jezusa, który od dwóch tysięcy lat sprawia ludziom kłopot zmuszając ich do obchodzenia swoich urodzin. Podobnym poziomem odznacza się słownictwo bohaterów książki H.Fielding (zainteresowanych nie odsyłam do lektury). Bridget Jones nie jest oczywiście tak popularna w Polsce jak w Anglii. "Wypłynąć na głębię" pomaga nam jednak nie tylko literatura angielska. Otóż, jak się okazuje, znaleźli się tacy, którzy postarali się, aby literatura polska osiągnęła standard zachodnioeuropejski. Tak więc na liście "Top 20" gości książka K.Grochali "Nigdy w życiu". Bohaterką jest trzydziestosiedmioletnia Judyta, którą porzuca mąż. Judyta nie widzi więc przeszkód, aby rozpocząć nowe życie z mężczyzną, którego wkrótce poznaje. Spełnienie marzenia o romantycznej miłości czyni bowiem bezsensownymi normy moralne. Jak wyznaje Judyta, cytując Marilyn Monroe: "Wszystko, co dobre, jest albo tuczące, albo niemoralne.". Postępując w zgodzie z tą sentencją wybiera to, co uznała za "dobre" (czytaj: wygodne dla niej), a więc życie z mężczyzną, który nie jest jej mężem. Autorka "Nigdy w życiu" tak tłumaczy postawę swej bohaterki: "W każdej z nas tkwią różne tęsknoty, do których niechętnie się przyznajemy. Również za wielką romantyczną miłością i księciem na białym koniu.". Dla współczesnego czytelnika (czy częściej - widza) archaiczna jest postawa oceniająca dzieło sztuki ze względu na jego przesłanie moralne. Stąd też jesteśmy w stanie kupić każdy śmieć, nie zastanawiając się, jaki ma on na nas wpływ. Właściwie coraz rzadziej zastanawiamy się, dlaczego przeczytaliśmy tę czy inną książkę lub obejrzeliśmy ten czy inny film. I nie dotyczy to tylko tych, którzy nie przyznają się do Boga i Kościoła. Małgorzata Mojsak |