Stoimy

... a powinniśmy byli leżeć i to z twarzą w błocie upokorzenia. Ustami zaś pełnymi tego błota powinniśmy byli błagać o przebaczenie. Za co? Za mord w Jedwabnem, za który cały naród chcieli obciążyć polskojęzyczni klakierzy nagłośnionego maksymalnie "historyka". Już się straszliwie podniecili, wpadli w ekstazę radości, wydzierając się na całe gardło, że polski naród został pozbawiony cnoty, że welon ofiarniczej niewinności zmienił się w zakrwawioną szmatę. Z wściekłym jazgotem rzucano się na każdego, kto usiłował bronić Polaków przed kalumniami. Oczywiście, że najmocniejszym argumentem był antysemityzm.

Utrzymuje ktoś, że nie należy do narodu ludobójców, że nie poczuwa się do winy za zbrodnię, którą narodowi przypisano? Zaraz dostaje w łeb cepem antysemityzmu. A cep to mocny. W wielu krajach niezawodny. Jak pewien mądry człowiek zauważył spada on nie tylko na głowy tych, którzy nie lubią Żydów, ale i na tych, których nie lubią Żydzi. A jednak ten cep nas nie zmłócił. Nie wybił Polakom z głowy szukania prawdy. Nie wbił w nas dogmatycznej wiary w "objawienie" zapowiadane przez "historyka". I prawda wychodzi na jaw. I wygląda inaczej niż próbował nas o tym przekonać "historyk", inaczej niż chcieli to nam wkrzyczeć jego podnieceni klakierzy. A to się nie podoba. Dalej słychać bzdury o polskiej odpowiedzialności. Pojawiła się nawet brednia, że nie ma znaczenia liczba ofiar, bo nie zmienia to istoty sprawy. Oficjalni przedstawiciele boją się nazwać fałszerstwa po imieniu. Kłamcom chodzi o oplucie Polaków, o ich oczernienie.

O co chodzi tym, którzy boją się (nie chcą?) kłamstwu powiedzieć "nie"? Na szczęście dzielnych nie zabrakło.

Dlatego stoimy. Nie będą hochsztaplerzy pluć nam w twarz.

Ks. Marek Czech


powrót