Ewa Bobowska
Najpiękniejsza polska tradycja


        W najnowszej encyklice Wiara i rozum Ojciec Święty Jan Paweł II napisał : "Człowiek nie jest stworzony, by żyć samotnie. Rodzi się i dorasta w rodzinie, aby później włączyć się swoją pracą w życie społeczne. Od dnia narodzin jest zatem włączony w różne tradycje, przejmując od nich nie tylko język i formację kulturową, ale także liczne prawdy, w które wierzy niemal instynktownie".
        Polski czytelnik bez trudu potrafi nazwać bodaj najważniejszą tradycję, która określa naszą duchowość - jest nią bez wątpienia Boże Narodzenie. To święto, nazywane u nas świętem rodzinnym, jest pierwszym tak intensywnym przeżyciem dzieciństwa, że, istotnie, staje się prawdą, w którą wierzymy niemal instynktownie. Nikt chyba nie potrafi powiedzieć, czy to polski charakter narodowy sprawił, że tak właśnie przeżywamy święta Bożego Narodzenia, czy właśnie Boże Narodzenie wpłynęło na ukształtowanie się naszej emocjonalności. Zarówno cześć okazywana rodzicom, a zwłaszcza matce, jak i miłość, z jaką pochylamy się nad nowo narodzonym dzieckiem, znajdują swój najpiękniejszy wyraz w uczuciach, które wywołuje w nas wydarzenie betlejemskie.
        Dość powiedzieć, że zostało ono już w XVII stuleciu tak bardzo spolonizowane, że cudzoziemcy nie zawsze potrafią zrozumieć polskie obyczaje bożonarodzeniowe i nasze kolędy, które bez wahania określamy jako najpiękniejsze na świecie. Bo gdzież bardziej widać pokorę Syna Bożego niż w srogiej polskiej zimie, drżącego z zimna, ogrzewanego przez zwierzęta, bo uboga matka mogła Go okryć jedynie "rąbkiem" zdjętym z głowy. Ale i też w tych okolicznościach jakże wyrazista staje się miłość ubogich pasterzy, przynoszących Jezusowi najprostsze dary, z pewnością bardziej przydatne niż bogate i jakże wymowne dary królewskie. Do żłóbka, jak do każdego narodzonego niemowlęcia, każdy przychodzi z otwartym sercem, ofiarując, co ma w domu: miłość, życzliwość, dobre słowo, ale i ubranie, ser i miód, osełkę masła.
        Człowiek jest bardzo potrzebny najuboższemu z ubogich, nie tylko człowiek, ale - jak już zostało tu wspomniane - także zwierzęta, zwłaszcza osiołek, na którego grzbiecie umknie Jezus okrutnemu Herodowi.
        Dziecko poznaje te wszystkie prawdy w szczególne sposób, specjalnie dostosowany do dziecięcej wrażliwości. Budzą one gorącą miłość do Bożej Dzieciny, utwierdzaną choćby dzięki jasełkom, które z kolei są pierwszym zetknięciem z teatrem, tak ważnym dla budzenia wrażliwości. To przecież zupełnie inne źródło urzeczenia tą najstarszą sztuką niż w tradycji greckiej, której początek wyznacza tragedia. Małe dziewczynki kołyszące Jezuska, wkraczają nieświadomie w sakralny krąg macierzyństwa, a chłopcy grający pastuszków uczą się opiekuńczości i bezinteresownego poświęcenia.
        To pozostaje na całe życie. Już we własnych domach młodzi rodzice powtarzają jeżeli nie wszystkie, to na pewno większość obyczajów i zwyczajów bożonarodzeniowych. Przekazują je swoim dzieciom.
        Zapewne więc i Papież pisząc, że "od dnia narodzin każdy z nas jest (...) włączony w różne tradycje", przede wszystkim miał przed oczami najwcześniejsze swoje święta Bożego Narodzenia, gdy jeszcze żyła matka i starszy brat, razem zasiadali do wigilii, śpiewali kolędy, a potem, za przykładem pasterzy, podążali nocą do Kościoła, by pokłonić się Jezusowi, rodzącemu się każdego roku z miłości do ludzi. Jako najmłodsze dziecko w rodzinie, słyszał o tym wszystkim zarówno od matki, ojca, a także od dużo starszego brata, a dzięki własnej wrażliwości przeżywał te opowieści wzbogacając dziecięcą, najbliższą Jezusowi, miłość do żłóbka.
        Wiemy, że nawet wówczas gdy już potrafiliśmy zrozumieć, iż Boże Narodzenie, jak inne święta kościelne, jest tylko częścią roku liturgicznego, nic nie było w stanie zatrzeć dziecięcych przeżyć. Wiara w prawdy, które towarzyszą nam od dzieciństwa, jest - powtórzmy raz jeszcze za Janem Pawłem II - instynktowna, a więc najgłębsza, nie do wykorzenienia.


powrót