W kręgu św. Jana od Krzyża (IV)
Waldemar Smaszcz


       W „Pieśni o Bogu ukrytym" możemy wyodrębnić osobny nurt eucharystyczny. W kolejnych częściach poematu autor skupia się nad tą wielką tajemnicą Bożej obecności wśród nas. Ks. Jan Twardowski zwykł powtarzać, że Eucharystia, obok Trójcy Przenajświętszej, wcielenia i oglądania Boga twarzą w twarz po naszej śmierci, należy do największych tajemnic wiary, których rozum ludzki nie jest w stanie pojąć, tak jak nie był w stanie wymyśleć, dlatego zostały nam objawione. Ale i tę największą z tajemnic Karol Wojtyła potrafił ująć w najprostsze słowa i przybliżyć w tryptyku poetyckim, który musi poruszyć chyba każdego czytelnika tych strof:

Uwielbiam cię, siano wonne, bo nie
znajduję w tobie
dumy dojrzałych kłosów.
Uwielbiam cię, siano wonne, któreś tuliło
w sobie
Dziecinę bosą.

Uwielbiam cię, drzewo surowe, bo nie
znajduję skargi
w twoich opadłych liściach.
Uwielbiam cię, drzewo surowe, boś kryło
Jego barki
w krwawych okiściach.

Uwielbiam cię, blade światło pszennego
chleba,
w którym wieczność na chwilę zamieszka,
podpływając do naszego brzegu
tajemną ścieżką.


        To uwielbienie Boga jest jakże inne od wielkiego „Magnifikat" Maryi, rozpoczynającego się od słów: „Wielbi dusza moja Pana..." Poeta uwielbia to, co dotykalne, namacalne, co należy do świata stworzonego, ale zostało uświęcone Bożą obecnością. Siano służyło - poeta napisał pięknie: „tuliło" - nowonarodzonemu Jezusowi, którego Maryja „owinęła (...) w pieluszki i położyła w żłobie" (Łk 2,7), na drzewie krzyża umarł Zbawiciel, poeta napisał, że drzewo „kryło jego barki", nasączając się Najświętszą Krwią". I na tym tle jakże wyrazistych i czytelnych obrazów pojawia się trzeci obraz - Eucharystii. Pszenny chleb świeci „bladym światłem", w nim „wieczność na chwilę zamieszka /podpływając do naszego brzegu/ tajemną ścieżką". Kiedy skupimy się na tej strofie, okaże się o wiele trudniejsza od dwu pierwszych, ale czytana łącznie jawi się jako dopełnienie najważniejszych prawd o Bożym Synu. Poeta przy tym nie ukrywa, że ujmuje w słowach sprawy niepojęte, prawda Eucharystii jawi się nam „podpływając do naszego brzegu/ tajemną ścieżką" (podkreśl. - W.S.)
        Poemat, jako rozbudowana całość, daje ogromne możliwości rozwijania poszczególnych myśli, wątków, motywów. I tak jest właśnie w tym przypadku. W następnej części pisze autor:

Aż dotąd doszedł Bóg i zatrzymał się o krok
od nicości,
tak blisko naszych oczu.
Zdawało się sercom otwartym, zdawało się
sercom prostym,
że zniknął w cieniu kłosów.

A kiedy uczniowie łaknący łuskali ziarna
pszenicy,
jeszcze głębiej zanurzył się w łan.

- Uczcie się, proszę najmilsi, ode mnie tego
ukrycia.
Ja, gdzie ukryłem się, trwam.
(...)


        To bezpośrednie nawiązanie do tytułu poematu - „Pieśń o Bogu Ukrytym". Bóg ukrył się w blasku pszenicznych kłosów, a nawet „jeszcze głębiej zanurzył się w łan". Przed naszymi oczami zatrzymuje się w białej hostii, ledwie widocznej, ale tylko tyle możemy ujrzeć. Reszta pozostaje naszej wierze, a raczej łasce wiary, dzięki czemu możemy powtórzyć za poetą, że „nie warto czuwać nad bytem, który wymyka się z rąk,/ jest piękno rzeczywistsze,/ utajone pod żywą krwią". I po raz kolejny - pojawia się słowo pochodne od tajemnicy „utajone". To piękno wywołuje „zdziwienie wielkie"; fascynuje, każe poszukiwać najbardziej adekwatnych słów, by wyrazić choć cząstkę tajemnicy:

Cząstka chleba rzeczywistsza niż
wszechświat,
pełniejsza bytu i Słowa
- pieśń jak morze zalewająca
- odmęt słońca
- wygnanie Boga


        Ta ostatnia fraza zaskakuje! Budowana tak precyzyjnie strofa wydawała się stopniować kolejne określenia ukrytego Boga. Gdy już wypowiedź poetycka osiągnęła apogeum, sięgnęła w „odmęt słońca", nagle nastąpiło zaskakujące, paradoksalne wręcz przełamanie. Cząstka chleba, „rzeczywistsza niż wszechświat/ pełniejsza bytu i Słowa", a więc dla nas ucieleśnienia najwyższego Piękna, jest jednocześnie „wygnaniem Boga". Radując się owym „anielskim chlebem", jak od wieków nazywano Eucharystię, żywiąc się tym jedynym pokarmem duszy, niejako zapominamy, że jego ceną było bolesne rozdzielenie Ojca i Syna, tym boleśniejsze, że oznaczające nieuniknioną mękę i okrutną śmierć na krzyżu umiłowanego Syna. Eucharystia, jak wiadomo, znaczy „dziękczynienie". Z punktu widzenia człowieka jest to najbardziej adekwatne słowo - dziękujemy Stwórcy za niepojęty dar, który nas żywi i napełnia Bogiem. Ale przecież to dziękczynne misterium liturgiczne uobecnia pod postacią chleba i wina krwawą ofiarę Chrystusa, w której Syn Boży ofiarował samego siebie Ojcu Niebieskiemu. Pamiętamy, że Jezus, przyjąwszy postać ludzką, stał się nam podobny we wszystkim, oprócz grzechu. Dlatego musiał boleśnie przeżyć najpierw rozdzielenie z Ojcem, potem liczne zagrożenia i lęki, wreszcie mękę i okrutną śmierć, oznaczającą krótkotrwałe, ale przecież rzeczywiste opuszczenie przez Ojca. I o tym wszystkim mowa jest w „Pieśni o Bogu ukrytym". Rozmowa Ojca z Synem to z całą pewnością najbardziej wstrząsający fragment poematu, tak przy tym odmienny od całości, będącej rozbudowanym monologiem bohatera lirycznego:

Synu, kiedy odejdziesz, wzbierająca głębio
odwieczna,
w której wszystko ujrzałem -
Ojcze, Miłość oznacza konieczność
wzbierania chwałą.

Synu, spójrz, niedaleko od Twojej jasności
jest kłosów dojrzałe pęcznienie -
Przyjdzie dzień, gdy odejmą Ci blask,
Kiedy jasność Twą wydam ziemi.

Ojcze, spójrz, niedalekie od mojej miłości
jest me spojrzenie,
którym ogarniam odwiecznie
ten dzień wzbierającej zieleni.

Ręce Twoje odejmą z mych ramion -
Synu, widzisz to unicestwienie,
Twój blask, kiedy przyjdzie dzień,
wydam kłosom pęczniejącej ziemi.

Ojcze, ręce odjęte z Twych ramion
spoję z drzewem odartym z zieleni,
bladym światłem pszenicznym nasycę
ten blask, który w kłosy zamienisz.


        W całej tej rozmowie Ojca z Synem przewija się motyw światła pszenicznego, blasku chleba jako największego przejawu miłości Boga do człowieka. Poeta powtarza więc w dalszych strofach: „Czy ty wiesz, czy ty wiesz, mój bracie/ jak miłuje nas Ojciec nasz" i zaraz dodaje: „Ale głębi owych słów nikt nie zna..." Nie możemy bowiem pojąć „jaka męka to była bezbrzeżna/ ta samotność na krzyżowym drzewie". Bohater poematu niezwykle przeżywa ów dramat Syna Bożego, rozpamiętuje, tworząc swoiste „gorzki żale". Niezwykle poruszająca jest wiara, że ma w sobie najgłębsze miejsce, które Chrystus odwiedza, jak niegdyś odwiedzał różne miejsca Ziemi Świętej i ludzi tam zamieszkujących:

- (...) wiem o takim ukryciu,
że w nim nic nie rozproszę z tych słońc,
które płoną pod horyzontem spojrzeń utkwionych w głąb


A wtedy dokona się cud
przemiany:
oto Ty staniesz się mną -
ja - eucharystyczny.


        Tęsknota za „Bogiem ukrytym", żarliwe przeżywanie miłości Stwórcy, wreszcie głęboka wiara pozwoliły bohaterowi poematu na najściślejsze zjednoczenie z Panem. On naprawdę czuje tę bliskość, aż boi się niej zdumiony, że Bóg zaufał „takiemu jak ja". Cierpi, że „nie dość jeszcze miłuje", prosi jednak, aby Pan przyjął „ten podziw, który się w sercu zrywa/ jak zrywa się potok w swym źródle". A chociaż - powtarza - jest niczym „dla Ciebie, bo Cały jesteś w Sobie/ ale dla mnie teraz jest wszystkim..."
        Wiara sprawiła, że człowiek odnalazł ukrytego Boga, przedarł się przez ciemności wpatrzony w „światło pszennego chleba", blask maleńkiej Hostii. Olśniony Bożą miłością, zdumiony oddaniem Stwórcy, powierzeniem Syna Jedynego człowieczej małości, trwa w zachwycie jako dziecko, które pierwszy raz przyjęło Chrystusa w Komunii świętej.


powrót