Dymitr Grozdew
Widowiska i... chleba

"Gdy zamkną się te drzwi otworzą się miliony oczu" ... Istotnie szeroko otwieram oczy, widząc czym karmią nas media.

Reklamowe hasła głupie i niemoralne (kłam przekonywująco najwyższy stopień wtajemniczenia - "łódka" Bols, piwo stwarzające najlepszych przyjaciół itd) są jeszcze niczym w porównaniu do "widowiska" jakie się stało największą atrakcją widzów w okresie Wielkiej Nocy. Uczyniono z nich bowiem podglądaczy. Z zażenowaniem patrzyłem jak w świecie kilkunastu osób izolowanych od reszty ludzi wartości ogólnie przyjęte za ludzkie zamieniały się w zwierzęce. Dzieje się to za kuszącą sumę miliona złotych (i tu krzywdzę zwierzęta gdyż nie znając wartości złotówki nie obnażałyby dla niej najintymniejszych spraw). Więc ZOO na własne życzenie. Rozrywka? Dla kogo? Dla tych zamkniętych w klatce, dla podglądaczy co być może już od dzieciństwa spoglądając przez dziurkę od klucza nerwowo obgryzali paznokcie. Może dla twórców (jak mówi młodzież przez duże TVU), którzy zapewne frajdę mają w tym, że całkowicie przejęli decyzję - w jaki sposób i co przekazują z zachowań tych w klatce.

Gdzie w grę wchodzą wielkie pieniądze - nikną wszelkie zahamowania. A wydaje się, że wszystko już było. Bo było. Big BrotherDwa Światy nie są niczym nowym, są jedynie świadectwem, jak w przeciągu czasu zacierają się coraz bardziej granice dobrego smaku i następuje eskalacja ohydy. Dotąd ohyda była widziana na małą skalę. Media uczyniły ją masową. Granice próbowali przekraczać już wcześniej twórcy hapeningów. Marcel Duchamp i Jasper Johnes twierdząc, że artysta jest tym, który decyduje co jest sztuką. Wystawiali rzeczy przedziwne jako dzieła sztuki (pisuar, żelazko z kolcami). To jeszcze ciągle w miarę niewinne. Pierwsze hapeningi urządzał John Gage, urządzając pierwsze koncerty w Black Mountain College, na które składały się kombinowane akcje łączące malarstwo, taniec, film, głośne czytanie tekstów. Próby zmierzały do integracji na wilka skalę rzeczy i ludzi. Stało się to osiągalne dzięki wspomnianym już mediom i ich wszechwładzy ukształtowania poglądów i światopoglądów. Brnięto więc dalej, coraz dalej w zaułku kształtowania zintegrowanej świadomości.

Wolf Vostell "stworzył" charakterystyczne akcje de collage i city-ram.

Opierali się na zamianie pojęć - życie jako obraz i obraz jako życie. Może byłoby ciekawie, ale mottem stało się założenie - iż obecna sytuacja ludzkości wymaga zupełnego przewartościowania pojęć dotychczas obowiązujących i stwarzających porządek świata. Jedno z najgłośniejszych poczynań tego autora, nosiło nazwę IN ULM UM ULM UND UM ULMHERUM. Hapening poprzedzony prelekcja w ULMER THEATER - kolejno epatował uczestników: koncertem silników odrzutowców na lotnisku, Zwrotem do hedonizmu przez przypadek kontynuując akcję w myjni samochodowej, (coś tu było przypadkiem, a co hedonizmem - przypadkowo można zapytać), dalej akcją garażową Życie z nieograniczonymi wymaganiami, potem pływalnia - Najjaśniejsza biel naszego życia), następnie akcja na polu z obornikiem - Chroniczny apetyt po dobrach konsumpcyjnych, kolejno 500 miejsc w słońcu po jego zachodzie, rzeźnia - Autyzm w propagandzie i wprowadzenie zamieszania za pomocą środków masowego przekazu, sauną - Zakwestionowanie wewnętrznej przytulności lub gdzie byłeś dziś przed 24 laty i ostatecznie wysypiskiem śmieci - Dym wielkiego małego świata. Jemes Joge pobity na głowę. Łatwo zauważyć jak absurdalne i nieprzystające do przekazywanych treści były "artystyczne" tytuły wizji autorskich. Media więc integrowały pod hasłem nowej świadomości, a raczej kompletnej nieświadomości. Ponieważ to za mało - hapening zaczął przybierać coraz bardziej drastyczne formy (zamurowywania się "twórców", samookaleczenia się). Powrót do prymitywizmu czy skrajne wyrafinowanie schyłku wieków).

Właśnie na elementach takich hapeningów, na założeniu "integracji" oparto pomysł Dwóch światów i Big Brother. Zatem nic nowego, kolejny integracyjny eksperyment, tyle, że materiałem służącym do integracji nie są zjawiska, ale żywe ludzkie organizmy. Akcja ma cechy wybitnie synestyczne unicestwiające ludzką wrażliwość, wstydliwość i skromność. Twórcy reality show zwyczajnie "rżną głupa" - ale z kogo! W warunkach pseudoprymitywnych i pseudowielkoświatowych zupełnie bezkarnie i z nieograniczoną niczym swobodą przekazują co sami chcą z zachowań "materiału ludzkiego".

Smutek budzi jedynie przyzwolenie społeczne na tego rodzaju działanie. Smutek budzi głupota i niewiedza ludzka niepojmująca tej niezwykłej arogancji "twórców" robiących cynicznie "kasę" na najniższych ludzkich namiętnościach i kreujących zwykle prymitywne chciejstwo na bohaterstwo. Zaiste ogromne przewartościowanie pojęć. Oto przecież od początku szło. Ale komu wyjdzie na dobre?

Powiedziałbym Wielki Bracie - jaki jesteś maluczki, a te Dwa światy nie są dla ciebie.


powrót