Ks. Ryszard Paszkiewicz - Centrum Formacji Misyjnej w Warszawie
O tym jak na Misjach w Argentynie stałem się czcicielem Jezusa Miłosiernego

W roku 1983 zostałem wyświęcony na księdza i rozpocząłem pracę duszpasterską w Parafii p.w. Matki Bożej Częstochowskiej w Mońkach.

Od pierwszego roku pracy kapłańskiej myślałem o wyjeździe na misje do dalekiej Argentyny, gdzie już z wielkim entuzjazmem pracowali dwaj inni kapłani z naszej Archidiecezji, a mianowicie: ks. Józef Urban i ks. Waldemar Krutul.

Po trzech latach pracy duszpasterskiej otrzymałem od Ks. Arcybiskupa Edwarda Kisiela pozwolenie na wyjazd na misje do Argentyny. Po ukończeniu kursu języka hiszpańskiego w Centrum Formacji Misyjnej w Warszawie w maju 1987 roku i po otrzymaniu wizy w ambasadzie argentyńskiej w Warszawie wyjechałem jesienią tego roku do Argentyny.

Na początku pracowałem w Prowincji Santiago del Estero, a następnie w marcu 1989 roku przeniosłem się, by pracować razem z moim kolegą z Archidiecezji - ks. Waldemarem Krutulem w prowincji Mendoza.

Po przyjeździe otrzymałem pracę w Mendozie, która jest pięknym miastem położonym u stóp Kordylierów w odległości około 200 km od granicy z Chile. Mendoza wraz z dużymi dzielnicami: Godoy Cruz, Las Heras, Guaymallen i Maipu liczyła wtedy prawie 1 mln mieszkańców.

Tak się złożyło, że po moim przyjeździe do Archidiecezji w Mendozie, ks. Waldemar w czasie meczu piłki nożnej z ministrantami złamał nogę w kostce. Natychmiast założono gips i wszystko byłoby dobrze, gdyby nie pech. Otóż w dniu 14.03 ks. Waldemar tak niefortunnie upadł, że stłukł się gips i przy tym niesamowicie ucierpiała złamana noga. W Wielki Poniedziałek operowano nogę ks. Waldemarowi i po otwarciu złamania jeden z najlepszych chirurgów w Szpitalu Centralnym w Mendozie z przerażenia powiedział "Carniceria" (jatka). Operacja była bardzo skomplikowana, lecz udała się i po zdjęciu gipsu po dwóch miesiącach ks. Waldemar mógł normalnie chodzić. W tej sytuacji przez dwa miesiące dojeżdżałem na parafię ks. Waldemara, by celebrować wszystkie Msze św. w uroczystości kościelne i w niedziele.W Niedzielę Zmartwychwstania Pańskiego pierwszą Mszę św. odprawiłem w kościele parafialnym w Los Corralitos (15 km od Mendozy) o godz.9.30, a następną w Primavera, gdzie zjadłem obiad i ostatnią Mszę św. celebrowałem wieczorem w Puente de Hierro. W I Niedzielę po Wielkanocy w dniu 2 kwietnia pojechałem jak zwykle odprawiać Msze św. w parafii ks. Waldemara i przed Mszą św. o godz. 9.30 podeszła do mnie grupa kobiet i mnie zapytały: Czy Padre Ricardo wie, że dzisiaj obchodzimy Święto Bożego Miłosierdzia? Zrobiło mi się głupio, bo naprawdę nie widziałem, przy okazji poprosiły mnie, o pozwolenie czy mogą po Mszy św. odmówić Koronkę do Miłosierdzia Bożego. Udzieliłem im pozwolenia z wielką radością i zachęciłem do modlitwy. Po powrocie z Los Corralitos w najbliższym czasie udałem się do sąsiedniej parafii p.w. Matki Bożej Fatimskiej, gdzie znajdował się w tym czasie piękny obraz Jezusa Miłosiernego podarowany Argentynie przez Jana Pawła II. Obraz ten już wtedy przyciągał rzesze pielgrzymów w Święto Miłosierdzia Bożego. W wyżej wymienionej parafii pracowali wcześniej bardzo ofiarnie dwaj księża z dawnej diecezji łomżyńskiej: ks. Stanisław Stypułkowski i ks. Jan Skorupski, To oni praktycznie przyczynili się do rozwoju tego kultu w Mendozie

Po pielgrzymce zacząłem odmawiać Koronkę do Miłosierdzia Bożego i czasami celebrowałem Mszę św. wotywną z formularza "O Bożym Miłosierdziu", ba nawet założyłem Grupę Modlitewną Jezusa Miłosiernego. Jakie było moje zdziwienie, gdy po wielu latach odwiedziłem dawną parafię w Mendozie i dowiedziałem się, że ta grupa modlitewna nadal istnieje, mimo, że inne dawno rozpadły się. W następnym roku w l Niedzielę po Wielkanocy, w Święto Bożego Miłosierdzia pracowałem już w innej parafii p.w. Santa Rosa de Lima, znajdującej się 70 km od Mendozy. Była to parafia terytorialnie olbrzymia o pow. 8.510 km. kw. i liczyła 15 tys. mieszkańców. W każdą niedzielę oprawiałem 3 Msze św., pierwszą 30 km od parafii w La Dormida o godz. 9.00, drugą w Las Catitas o godz. 11.00-12 km od plebanii i trzecią Mszę św. celebrowałem już w Santa Rosa.Święto Miłosierdzia Bożego wypadło wtedy w dn. 22.04.1990 roku. Na wszystkich Mszach św. mówiłem o Jezusie Miłosiernym. Na efekty długo nie musiałem czekać, bo już pod koniec kwietnia przyjechała młoda kobieta. Jej ojciec pozostał w samochodzie.

Po powitaniu powiedziała mi z wielką radością: "Padre Ricardo chcę opowiedzieć księdzu o moim nawróceniu. Mam 27 lat. Jestem panną. Byłam bardzo wielką grzesznicą. Grzeszyłam z mężczyznami żonatymi i kawalerami. A w ogóle popełniłam takie mnóstwo grzechów, jakie Padre Ricardo może sobie jako ksiądz wyobrazić. W końcu śnił mi się w nocy szatan. Pomyślałam - jestem z pewnością potępiona i nie ma dla mnie żadnego ratunku. Dzięki jednak Bogu poszłam w niedzielę do kościoła i Padre Ricardo akurat mówił o Bożym Miłosierdziu.

I wtedy przyszła refleksja: Jezus umarł na krzyżu za wszystkich grzeszników i za mnie również. Jeżeli będę żałowała za moje grzechy, to je przebaczy w Swoim wielkim miłosierdziu. Teraz całymi nocami opłakuję moje grzechy, po prostu boli mi serce (powiedziała dosłownie tak: me duele alma - boli mi dusza), że byłam tak daleko od Chrystusa, który jest źródłem miłości i pokoju. Jestem taka szczęśliwa, bo wiem, że zostanę zbawiona, jak ta jawnogrzesznica z Ewangelii wg św. Łukasza, która w wielkim żalu za swoje wszystkie grzechy łzami obmywała nogi Pana Jezusa i warkoczami je ocierała".


powrót