Waldemar Smaszcz
Rocznica Franciszka Karpińskiego 16 września minie 175 lat od śmierci Franciszka Karpińskiego, jednego z najwybitniejszych poetów polskich. Podobne rocznice sprzyjają zazwyczaj pogłębionemu zainteresowaniu dziełem pisarza i jego biografią. Niestety, od lat autor Laury i Filona i wielu równie popularnych niegdyś sielanek, nie cieszy się zainteresowaniem badaczy, a i niewielu już dzisiaj czytelników sięga po jego książki; dodajmy jeszcze i to, że niełatwo do nich dotrzeć, gdyż rzadko bywają wznawiane. Nawet jednak gdybyśmy przyjęli, że pozostał jedynie kartą w historii literatury, to przecież zważywszy na jego w niej rangę, zdumiewać musi cisza wokół tak ważnej rocznicy. Nie upomni się o Franciszka Karpińskiego Pokucie, jego ziemia rodzinna, bo od dawna nie jest już w granicach Rzeczpospolitej. Mogłaby to uczynić Warszawa, dokąd przybył w 1780 roku, poprzedzony sławą największego sielankopisarza i "poety serca", jak go nazywano. Ale Karpiński nie czuł się nigdy dobrze w stołecznym zgiełku. Pozostał w gruncie rzeczy poetą prowincji, nie nadawał się na autora dworskiego, gubił się w sieci pochlebstw i intryg. W głośnym wierszu Powrót z Warszawy na wieś napisał: Com zyskał, na wysokie pańskie pnąc się progi! Gdzie po śliskich ich stopniach obrażając nogi, Nic się z moim lepszego nie zrobiło stanem, Prócz marnego wspomnienia, że gadałem z panem. (...) Tak więc najbardziej predysponowanym miejscem, gdzie powinno się pamiętać o Karpińskim i dbać, aby nigdy nie utracił należnej sobie pozycji w panteonie narodowych poetów jest ... Białystok. Nasze miasto dość nieoczekiwanie pojawiło się w biografii sławnego już wówczas poety. Po nieudanym związku z dworem księcia Adama Kazimierza Czartoryskiego, rywalizującego wręcz z otoczeniem Stanisława Augusta, i wyraźnym zawodzie, jaki spotkał przybysza z Pokucia ze strony króla, otaczającego przecież możną opieką pisarzy, Franciszek Karpiński zbliżył się do Izabeli z Poniatowskich Branickiej, siostry ostatniego monarchy i wdowy po hetmanie wielkim koronnym Janie Klemensie Branickim. To ona zaprosiła poetę na letnie miesiące do Wersalu Północy, jak nazywano wspaniałą, iście królewską rezydencję Branickich w Białymstoku. W ten sposób w latach 1785-1788 cztery letnie sezony spędził Karpiński w naszym mieście. Zapewne mogłoby okazać się to jedynie epizodem w jego długim, 84-letnim życiu, gdyby nie dzieło, jakie wówczas powstało, a przynajmniej znaczna jego część. Nie wiedzielibyśmy zapewne nic o tym, ale na szczęście zachował się bezcenny jeden, jedyny dokument - list Franciszka Karpińskiego do ks. Marcina Poczobuta, rektora Akademii Wileńskiej. Nie chodzi nawet o sam list (chociaż jest ważnym dowodem, jak serdeczne stosunki łączyły uczonego i poetę), lecz j e d n o z d a n i e, dopisane na zasadzie post scriptum: "Za wiersze przysłane dziękuję; przyłączam moje pieśni dla pospólstwa, które tu zrobiłem i śpiewać je wkrótce w kościele będą." Po tym przypisku zamieścił autor teksty trzech pieśni: Porannej - Kiedy ranne wstają zorze, Podczas pracy - Boże, z Twoich rąk żyjemy oraz Wieczornej - Wszystkie nasze dzienne sprawy. To niekwestionowany dowód, że właśnie w Białymstoku podjął poeta zamiar, który nie w pełni mu się powiódł w Warszawie. Franciszek Karpiński, uważany najczęściej za poetę sentymentalnego, sielankopisarza, należał przecież do wybitnych ludzi swojej epoki i w różnych swoich pismach podejmował ważne zagadnienia związane z ideą odrodzenia upadającej ojczyzny. Spędziwszy wiele lat życia na niewdzięcznej guwernerce w bogatych domach, miał świadomość, że największe nadzieje można łączyć z młodym pokoleniem, wolnym od dawnych obciążeń, dobrze wykształconym, zdolnym do wysiłku i poświecenia. Dlatego tak blisko związał się z pijarami, którzy uczynili najwięcej dla reformy szkolnictwa. To na ich prośbę przystąpił do tłumaczenia Psalmów na język polski, z przeznaczeniem głównie do użytku szkolnego. Tak uzasadniał celowość tego przedsięwzięcia: "Przeto zdałoby się, chcąc połączyć nabożeństwa nasze z pożytkiem, ażeby młodzież krajowa zamiast niektórych marnie poskładanych pieśni naszych, na codziennych nabożeństwach wybrane psalmy Dawidowe śpiewała; tym sposobem nie tylko by się do szanowania wielkiego Boga pobudzała, ale razem od dzieciństwa uczyłaby się wyrazów mocnych i wysokich, które by do dalszej wymowy prawdziwą drogę uściełały." Karpiński przypomniał tym samym, jak ważną rolę w polskiej duchowości odgrywały od początku pieśni kościelne, od Bogurodzicy począwszy. Ks. Jakub Wujek, znakomity tłumacz Biblii na język polski i wielki kaznodzieja, nazwał Bogurodzicę "naszym pierwszym katechizmem". Żałować należy, że od czasów renesansu zanikała świadomość wagi tych najpowszechniej znanych tekstów literackich, kształtujących zarówno religijność Polaków, jak i ich poczucie narodowe oraz wrażliwość estetyczną. Także oświeceniowi reformatorzy pominęli ten aspekt reformy języka polskiego i narodowej edukacji; poza Franciszkiem Karpińskim... Niestety, mimo wytężonej pracy, przekład całości Psalmów okazał się zadaniem nie do udźwignięcia. Poeta tylko część z nich przełożył na nowo, wiele jedynie przerobił, niewiele zmieniając w tekstach branych z Psałterza Dawidów Jana Kochanowskiego, niektóre przedrukował w niezmienionej postaci, a także sięgnął po współczesne tłumaczenia Franciszka Dionizego Kniaźnina. Sam miał świadomość, że nie sprostał wielkiemu wyzwaniu. I chyba właśnie dlatego przystąpił w Białymstoku do pracy nad Pieśniami nabożnymi. Współczesny czytelnik może zastanawiać się, dlaczego autor nazwał powstałe utwory pieśniami "dla pospólstwa". Określenie to musi mieć dzisiaj wydźwięk pejoratywny. W XIX stuleciu używano już raczej zwrotu "dla ludu". Zakładano więc, iż są to teksty pisane z nastawieniem na odbiorców niewykształconych, zapewne w ogóle nieobcujących ze słowem pisanym. Takie utwory musiały być powszechnie zrozumiałe. W przypadku Karpińskiego - co chciałbym szczególnie podkreślić - owe ułatwienia dotyczyły jedynie warstwy językowej, w żadnej zaś mierze wymowy teologicznej. Doskonałym przykładem jest najwybitniejsza pieśń zbioru - arcykolęda Bóg się rodzi, zwłaszcza jej pierwsza strofa, która należy do najwybitniejszych wierszy polskich. To niezwykłe spiętrzenie paradoksów można by uznać za mistrzowski zabieg artystyczny, gdyby nie kontekst pozostałych strof, a nawet całego zbioru. Nie o efekty estetyczne szło wszak autorowi, lecz o jak najpełniejsze wyrażenie istoty Bożego Narodzenia. I właśnie te paradoksalne sformułowania doskonale zakreśliły nieogarniętą wręcz przestrzeń, tak wielką - można powiedzieć - że potrafiła oddać zarówno potęgę Boga, jak i Jego uniżenie. Pozostałe strofy, mówiące już o obecności Bożej Dzieciny na ziemi wśród ludzi, mają zupełnie inny charakter. Warto też zwrócić uwagę na ewangeliczny wymiar owego sformułowania "dla pospólstwa". Jezus wielokrotnie powtarzał, że "ci najmniejsi" są najbliżsi Bogu. Św. Mateusz Ewangelista zapisał takie słowa Chrystusa: "Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie" (Mt 11,25-26). Franciszek Karpiński w Pieśniach Nabożnych pozostał wierny temu ewangelicznemu przesłaniu. Z niezwykłą prostota pisał: Kiedy ranne wstają zorze, Tobie ziemia, Tobie morze, Tobie śpiewa żywioł wszelki, Bądź pochwalon Boże wielki! A człowiek, który bez miary Obsypany twymi dary, Coś go stworzył i ocalił, A czemuż by Cię nie chwalił? (...) Niby w Księdze Rodzaju, najpierw jest tu mowa o ziemi i morzu oraz wszelkim żywiole, chwalących Boga, a dopiero później o człowieku, stworzonym na końcu. On jeden jednak został obdarzony świadomością, kim jest Ten, co "go stworzył i ocalił". Skoro więc całe stworzenie wielbi swego Pana, to jakby mógł nie uczynić tego człowiek? I taka jest wymowa wielu pieśni, zdumiewających - powtórzę - prostotą zapisu i głębią teologiczną. Nie wiemy, gdzie i kiedy powstały Pieśni nabożne, poza trzema wymienionymi w liście do ks. Poczobuta. Ale z całą pewnością zostały wydane w 1792 roku w Supraślu, w oficynie oo. bazylianów; zapewne więc napisał je autor na naszej ziemi. Stąd mamy prawo uznać ten niezwykły śpiewnik za dzieło na wskroś białostockie, co od niedawna upamiętnia dostojna tablica w starym kościółku farnym. Powinniśmy też pamiętać o ich autorze, który niemal połowę życia spędził w Białymstoku oraz bliższych i dalszych okolicach - w Zabłudowie, Kraśniku na skraju Puszczy Białowieskiej, wreszcie Chorowszczyźnie nieopodal Wołkowyska, gdzie zmarł, a pochowany został przed kościołem parafialnym w Łyskowie. 16 września o godzinie 9.00 Ksiądz Arcybiskup Metropolita odprawi właśnie w starej farze, gdzie po raz pierwszy zabrzmiały przed ponad dwustu laty Pieśni nabożne, Mszę św. dziękczynną za życie i dzieło Franciszka Karpińskiego, a potem odbędzie się w historycznym pałacu Branickich prezentacja pomnikowej edycji utworów poety i książki o nim, przygotowanej przez białostockie wydawnictwo "Łuk", przy współpracy krakowskiej "RHEMY". Dzieło to - przypomnijmy - otrzymał Ojciec Święty Jan Paweł II jako dar naszej Archidiecezji z okazji Wielkiego Jubileuszu Chrześcijaństwa podczas Narodowej Pielgrzymki. |