Waldemar Smaszcz
Wiersze o nawróceniu i pokucie Przełom XVI i XVII stulecia zapisał się w dziejach polskiej duchowości jako czas wielkich konwersji. Reformacja sprawiła, że niemała część Europy odstąpiła od wiary katolickiej. Człowiek po raz pierwszy w dziejach nowożytnych stanął przed problemem wyboru wyznania. Po pewnym jednak czasie nastąpiła reakcja i wielu różnowierców - jak ich nazywano - powróciło na łono Kościoła. Literatura zapisała zaś wstrząsające świadectwa tych dramatycznych nierzadko decyzji. Żarliwość religijna nowo nawróconych udzielała się także tym wyznawcom, którzy wprawdzie nigdy nie odstąpili od Kościoła, ale ich wiara była co najwyżej letnia. Powstawały różnorodne kongregacje, pobożne bractwa, zwłaszcza sodalicje maryjne skupiające ludzi pragnących głębiej przeżywać sprawy wiary. Jednym z najbardziej znanych poetyckich świadectw nawrócenia i pokuty tej epoki był poemat Kaspra Twardowskiego (1592 - po 1631) zatytułowany Łódź młodzi z nawałności do brzegu płynąca". Autor debiutował poematem Lekcyje Kupidynowe, będącym rodzajem ars amandi. Ale już w rok później przekreślił niejako to dziełko, co z pokorą wyznawał w przedmowie poematu o nawróceniu, skierowanej ku "Ich mościom, moim wielce Miłościwym Panom, PP prefektowi i Braciej wszystkiej Kongregacyjej Wniebowzięcia Przenachwalebniejszej Bogarodzice Maryjej Panny, przy kościele Societatis Iesu w Krakowie postanowionej..." "Rok temu niezupełny, moi Mciwi Panowie, jakom, trochy dowcipu mego źle używając, pióro me był na rytmy drugich gorszące rozpuścił. I nie dosyć mając na tym, że pisane czytano, usiłowałem, aby one w druk ode mnie podane wielom krotochwili, mówiąc według świata, a zguby duszy, według sumienia i Boga, okazyją zostać się były mogły, za chwałę to sobie mając u ludzi, czegom się przed Bogiem i bacznym każdym wstydać miał słusznie, drugim niektórym chcąc się w tym równać, cum puderet non esse impudentem - jako Augustyn ś. mówi. (...) Przeto chcąc te liche pisma me, złe dobrymi wetując, do czytania ludzkiego podać i mając je według zwyczaju komużkolwiek ofiarować, do Waszmościów mych Mciwych Panów umysł i oczy obróciłem, którzy mając w Kongregacyjej swej (...) wiele rozmaitych i wielkich, tak duchownych jako i świeckich, senatorów, prałatów, kapłanów, ludzi uczonych i godnych, dworzan bogobojnych, nie tylko sami z siebie przykład dobry co naprzedniejszej młodzi, a osobliwie stanu szlacheckiego (która się w mieście tym stołecznym abo grodem, abo wyzwololonymi naukami przy starożytnej i zacnej tej Akademijej bawi), dajecie i one w bojaźni Bożej i cnotach wszelakich postępki Waszymi i nabożeństwem ku Przeczystej Marce Pańskiej mocno i nieodmiennie trzymacie, ale też i inną, która wolność w swąwolą sobie odmieniwszy i latom swym młodym uwieść się dawszy - sumienia zaniedbywając, kwiat lat i nakład marnotrawiąc - szeroką drogą do zguby bieży, rozmaitymi śrzodkami od złego odwodzicie i do zamiłowania się cnót świętych zaciągacie." Powstały poemat każdym wręcz wersetem potwierdzał te wyznania autora, który - by ukazać bezmiar grzechu czyhającego wszędzie na człowieka oraz słabość ludzkiej natury - sięgnął po jakże wyrazisty obraz "Łodzi pobutwiałej" i nieogarniętego oceanu. Nie wynikało to wszakże z nautycznej wyobraźni czy tym bardziej podobnych doświadczeń poety. Twórczość mistyczna w ogóle niewiele czerpała ze świata zewnętrznego. Doznania wewnętrzne jawiły się jako równie niezmierzony kosmos, co nieprzenikniony wszechświat. Jednak nawet najbardziej oderwana metafora, jeżeli ma pozostać czytelna, musi wyrastać z konkretu. Stąd tak często w poezji mistycznej pojawia się morze, by przywołać fragment "Pieśni o Bogu ukrytym" już nam współczesnego autora, Karola Wojtyły: Póki morze przyjmujesz w swe otwarte źrenice pod postacią falujących kół, zdaje ci się, że utoną w tobie wszystkie głębie i wszystkie granice - lecz już stopą dotknąłeś się fali, a tobie się zdawało: to Morze we mnie mieszkało taką ciszę rozlewając wkoło, taki chłód. Tonąć, tonąć! Przechylić się, potem obsuwać się z wolna, nie wyczuwać w tym odpływie stopni, po których zbiega się drżąc - tylko dusza, dusza człowieka zanurzona w maleńkiej kropli, dusza porwana w prąd. Widać stąd, że morze - by tak powiedzieć - mogło wyrażać zarówno nieskończoność Boską, zbawienną, jak i bezkres grzechu. W poemacie obecnego Ojca Świętego fale są niby stopnie, po których można przejść, w omawianym tu zaś utworze Kaspra Twardowskiego przeciwnie, są zagrożeniem - "Łódź pobutwiałą" płynącą po oceanie "ze wszech stron fale skołatały". Nietrudno zauważyć, że każdy z tych obrazów ma swoje źródło w Biblii. Siła wyrazu poezji barokowej budzi do dziś zdumienie odbiorców. Takiego ruchu ogromnych przestrzeni, potężnych brył, nieprzeniknionych przepaści nie znała wcześniej wyobraźnia. Średniowiecze, bardzo bliskie epoce owych żarliwych powrotów do Boga, posługiwało się konkretem lub alegorią, nieruchomym obrazem, rzeźbą, jakimś innym znakiem. U schyłku renesansu, po odkryciach Mikołaja Kopernika i wielkich podróżników, Krzysztofa Kolumba i Ferdynanda Magellana, wszystko zostało wprawione w ruch, nabrało niebywałego przyśpieszenia. Sztuka dokonała swoistej syntezy ikonografii średniowiecznej z nowym widzeniem świata, co przyniosło w konsekwencji wrażenie zwielokrotnienia ukazywanej rzeczywistości niby w jakiejś ciągle rozrastającej się przestrzeni, wypełnionej lustrami, w których załamują się, podwajają, zaskakują coraz to nowe obrazy. Doskonałym tego przykładem jest już początek poematu Kaspra Twardowskiego:
Żywot swowolny w Łodzi pobutwiałej (którą ze wszech stron fale skołatały na oceanie grzechu bezdennego, gdzie nieuśpiony sęp sumienia złego z plugawych grzechów wylągł się pod skałą i żrze przezdzięki Łódź moję zbutwiałą) dzisia uwodzę od matni przeklętej pod maszt zbawienny, na którym rozpięty wisiał szkarłatną wszytek krwią zbroczony niewinny grzechu Panny Syn zrodzony. Szczęśliwy - możemy powiedzieć czytając to wyznanie - kto w czas potrafił wyrwać się z niewoli grzechu i szuka ratunku pod krzyżem. W bardzo konsekwentnie budowanym obrazowaniu krzyż jest masztem, który ratuje Łódź, pozwala jej wydobyć się z "matni przeklętej". Współczesnego czytelnika poezji barokowej mogą razić liczne odwołania do mitologii, co sprawia wrażenie niepojętego "rzeczy pomieszania": żarliwa religijność obok mitologii greckiej i rzymskiej, jak w tej apostrofie:
Boginie, które rozumem władacie a na wysokim Parnasie mieszkacie, utopcie pióro tyrona tępego w jędrznej krynicy konia Pegazego, nie żebych śpiewał bohatyrskie sprawy abo pieszczone Heleny zabawy, dla której miasto ręką zbudowane poległo, greckim kopytem zdeptane Nie chcę ja, nie chcę dowcipu mojego puszczać na głębią spraw świata marnego, dość mojej Łódce, zaniechawszy biegu, piąć się przy maszcie k zbawiennemu brzegu. To doprawdy niezwykłe! Poeta zwraca się do boginek, mieszkanek Parnasu, o natchnienie do poematu o nawróceniu. Jakże daleko jesteśmy od mickiewiczowskiego Pana Tadeusza, rozpoczynającego się inwokacją do "Panny świętej". Poeci barokowi nie mogli uwolnić się od antyku, najważniejszego dziedzictwa dla renesansu, wielkiej epoki, która na wskroś odmieniła widzenie świata. Lektura Łodzi przekonuje jednak, że liczne odwołania mitologiczne zupełnie nie wpływają na rzeczywistość budowaną przez poetę; można więc powiedzieć, że w całości należą jedynie do warstwy stylistycznej. Gdy bowiem autor, spłaciwszy niejako długi konwencji, przystąpił do głównego wątku utworu, język jego wypowiedzi zupełnie się odmienił: Będąc na ten świat z matki wypuszczony, a herbem Bożym na krzcie oznaczony, zaraz mię w ciepłych pieluchach pod świętą chorągiew uniosła, na której rozpiętą ukazała tajemnicę mego Odkupiciela. Tam z serca swojego ciężkie wzdychania wypuszczała chcący, bym z niej przykłady brał, na nię patrzący. Rada by była Kostkę ze mnie miała Stańsława, sposób by była wiedziała. I często do mnie łagodnie mawiała: "Namilszy synu, tego bym ja chciała, abyś zawczasu Zbawiciela twego nawyknął chwalić za żywota mego, który przez swą śmierć z okrutnej paszczęki wyrwał cię złemu smokowi przezdzięki i chce, żebyś się starał tu o Jego łaskę. (...)" Niestety, jako to często się zdarza, żarliwe nauki matki nie na długo zachowały swoją moc, zwłaszcza, że wcześnie odeszła do Pana. Syn tylko przez pewien czas pamiętał o nich - "Pókim nie myślił o żadnej sprosności, / póki mię nie gryzł mól plugawych złości, / choć też co na myśl przypadło brzydkiego, / nie tknęło się to namniej serca mego". Kiedy zaś "brzydka swowola wzięła jego imię", uległ "płomieniowi brzydkiej wszeteczności". I pewnie zginąłby, zatonął w swojej Łodzi, gdyby nie "przedwieczny Władźca", który "nie dał pochłonąć błędnej Łódki mojej". Człowiek bowiem nie jest w stanie wyrwać się z niewoli grzechu o własnych siłach i tylko łaska Stwórcy może go uratować. Boża miłość jest nieskończenie potężniejsza od każdej ziemskiej miłości. Uratowany z otchłani, bohater zwraca się do wszystkich młodych ludzi, by nie ufali swojej "młodości i w marnej nie kładli nadziei w gładkości". Utwór kończą pieśni do Bogurodzicy, do świętych i Przedwiecznego Władcy o "miłość świętą, abym zapalony / pałał ku Tobie przez czas nieskończony". |