Ks. Marek Czech
Odetchnąć Wakacje w pełni. Kto może, oddycha na łonie natury, oddycha od swojej codzienności. Czy oddech od codzienności jest oddechem od telewizji ? Dobrze by było. Problem jednak w tym, że większość ludzi w tzw. krajach cywilizowanych (do których - mimo wszystko - kraj nad Wisłą się zalicza) nie chcę, wręcz nie może oderwać się od telewizora. No bo jak to, nie obejrzeć kolejnego odcinka telenoweli (zwłaszcza jeśli się obejrzało już ich 87)? Nie obejrzeć "Wiadomości"? A ulubiony teleturniej "Idź na całość"? Czy to nie frapujące zastanawiać się razem z uczestnikami, którą kopertę otworzyć? A może zajrzeć do pluszowego buta, albo torebki z skai? I tak się ogląda. A że manipulacja, bo w "Wiadomościach" są 2-3 minuty reportaży o wystawie psów, albo o psychicznie chorej kobiecie duszącej własne dzieci, nie ma natomiast wielu rzeczywiście ważnych wiadomości. Nic to, ludzie przyzwyczaili się do tego, że codziennie trzeba przyjmować informacyjną sieczkę, która zniekształca rzeczywistość. Ludzie przyzwyczaili się do nudnych "cielenoweli", obfitujących w tak idiotyczne wydarzenia, że homo sapiens normalnie reagujący machnąłby ręką na to "dzieło" najpóźniej po 5-6 odcinkach. Ale telewizja odrzuca normalne reakcje, odrzuca myślenie. Są wszak seriale, w których zza ekranu dobywa się zbiorowy śmiech. Jasne, trzeba przecież telewizyjnemu "bałwankowi" podpowiedzieć, kiedy ma się śmiać, bo sam nie załapie. A dobre filmy też są "dobre". Weźmy taki "Klan". Któż go nie ogląda? Rodzimy serial, w którym występuje pobożny dziadek, zakonna siostra, kilka normalnych małżeństw (jedno nawet zaadaptowało chłopczyka upośledzonego), chłopak z wirusem HIV (bo HIV jest dziś "na topie", a nie dyskopatia, gruźlica czy kłopoty z nerkami). Występuje taka pani (ma chłopaka z HIV- em) żyjąca "na kocią łapę" z partnerem i dziewczyną, która ekspresowo zaliczyła nieudane małżeństwo, żyje z partnerem francuskim (Pierre się zowie), z którym jednak już ponoć nie jest. Ta pierwsza pani to córka pobożnego dziadka i siostra siostry zakonnej, ta druga to - odpowiednio - wnuczka i bratanica (są jeszcze porządne małżeństwa). I co? Czy jest jakiś dramat, że wymienione wyżej osoby źle się prowadzą? Są jakieś rozmowy, ból, trudne relacje? Nic z tego. Jeśli jest ból to z innych powodów, nie dla tego, że dwie "pozytywne" bohaterki żyją niemoralne. To przecież normalne, nie? Jedni żyją w małżeństwach, inni w "wolnych związkach". Wszystko gra, przecież to taki dobry rodzinny serial, no nie? Miłego wakacyjnego wypoczynku w sierpniu życzę. |