Waldemar Smaszcz
Ks. Sebastian Grabowiecki – poeta Eucharystii

Znajomość poezji metafizycznej przełomu XVI i XVII stulecia ciągle jest niewielka. Jedynie nazwisko Mikołaja Sępa Szarzyńskiego, dzięki włączeniu jego sonetów do programów szkolnych, nie brzmi już obco dla większości miłośników poezji. Autor Rytmów albo wierszy polskich nie był jednak twórcą odosobnionym, a przynajmniej jeszcze jeden poeta z tego nurtu zasługuje na własne miejsce w literaturze. Mam na myśli ks. Sebastiana Grabowieckiego, który chociaż opublikował tylko jeden tom - Setnik rymów duchownych (1590), należy do najwybitniejszych zjawisk w naszej poezji. Na przykładzie Sępa Szarzyńskiego mogliśmy się przekonać, że nie ilość książek decyduje o randze artystycznej pisarza, zaś w porównaniu z garścią wierszy tego poety, dwieście utworów ks. Grabowieckiego (bo Setnik to w istocie połączenie dwu setników) urasta do prawdziwej księgi.

Niewiele wiemy o samym autorze, chociaż życiorys miał bardzo bogaty. Urodził się około 1543 roku w Mszczyczynie pod Dolskiem (Wielkopolska). Studiował we Frankfurcie nad Odrą i najprawdopodobniej w Italii. Był dworzaninem, a nawet sekretarzem króla. Uczestniczył w licznych misjach dyplomatycznych do Francji, Italii, Innsbrucku, Rygi. Przełomem w jego życiu stała się śmierć żony około 1584 roku. Przyjął wówczas święcenia kapłańskie, a w 1592 roku, z polecenia króla, został opatem zakonu cystersów w Bledzewie pod Międzyrzeczem, gdzie zmarł w październiku 1607 roku.

Jego twórczość poetycka pochodzi już z okresu kapłaństwa, jest więc zapisem przeżyć duchowych człowieka, który przebył długą drogę, nim wreszcie odnalazł cel w swoim życiu. Inspiracje artystyczne czerpał z poezji hiszpańskiej i włoskiej. Pozostawił poezje niezwykle kunsztowną, odznaczająca się ogromnym zróżnicowaniem formalnym. Obliczono, że używał aż 48 różnych rodzajów strofiki, zaś jego metaforyka ukazuje nieograniczone wręcz możliwości poety. Jednakże wszystkie te zabiegi artystyczne nie służą - jak w twórczości poetów dworskich - zadziwieniu, olśnieniu odbiorców, lecz oddaniu w słowie rzeczywistości duchowej.

Autor, w rozpisanym na dwieście utworów - by tak powiedzieć - "pamiętniku duchowym", dokonał gorzkiego rozrachunku z dotychczasowym życiem, by następnie zdecydowanie zaznaczyć przełom duchowy, ową wielką łaskę, jaką obdarzył go Bóg i wreszcie mozolne, pełne zwątpienia i rozterek, odnajdywanie wartości wiecznych. Dzięki czemu jego książka doskonale może służyć do ćwiczeń ascetycznych. Całość ułożył poeta według przemyślanego porządku: najpierw więc są wiersze pokutne, następnie oczyszczające, dalej dziękczynne i pochwalne. Setnik zamykają modlitwy skierowane do Matki Boskiej, zaś ostatni wiersz - to modlitwa do Anioła Stróża.

Warto zatrzymać się nad językiem tej poezji, który może stanowić poważne utrudnienie lektury dla mniej wyrobionych czytelników. Ale - powtórzę - nie ma to nic wspólnego ze świadomym komplikowaniem wypowiedzi poetyckiej. Poeci metafizyczni bowiem po raz pierwszy starali się oddać w polskiej mowie tajemnice ludzkiej duszy szukającej Boga, jej lęki, niepewności i - bezradności wobec Tajemnicy. Żeby zrozumieć skalę problemu, z którym przyszło im się zmierzyć, spróbujmy przywołać własne trudności, gdy chcemy zwracać się do Boga nie wyuczonymi, odwiecznymi, spisanymi modlitwami, lecz własnymi słowami, by wyrazić to, co nas najgłębiej trapi lub raduje. Na pewno jest to twórczość wyrastająca z ducha Psalmów, ale przyswajanych nie poprzez doskonałe parafrazy Jana Kochanowskiego, lecz wprost z Biblii. Jednak i to nie jest pełną prawdą o poetach metafizycznych. Oni mieli świadomość, że świat po przełomie kopernikańskim, po wielkich odkryciach geograficznych, wreszcie po reformacji i sporach religijnych, nie pozostał bez wpływu na człowiecze wnętrze. I właśnie ta wielka klamra - od Psalmów po rozdarcie człowieka przełomu XVI i XVII wieku, tworzy przestrzeń, którą poezja metafizyczna musiała ogarnąć. To był prawdziwy dramat człowieka, chrześcijanina i artysty, który - raz jeszcze przywołajmy omawianego w tym miejscu Mikołaja Sępa Szarzyńskiego - "wątły, niebaczny, rozdwojony w sobie" musiał podołać zadaniu nieskończenie go przerastającemu. Jedynym tematem tej twórczości były sprawy Boga, człowieka i świata, nie rozpatrywane osobno, ale najściślej ze sobą powiązane, stąd jej kontemplacyjny charakter.

Bardzo jest trudno wydobyć z Setnika rymów duchownych wiersze lepsze, ciekawsze, ważniejsze od innych, bo w tych kategoriach w ogóle trudno o nich mówić. Tak jak każda stacja Drogi Krzyżowej, każda tajemnica Różańca, czy każde zawołanie litanijne, są one równie ważne, co - powiedziałbym - konieczne. Wystarczy otworzyć książkę i od razu natrafiamy na takie oto strofy:

Nieszczęsna duszo, pełna nieprawości,

występków pełna, pełna wszelkiej złości,

zacz pierwej płakać, co chcesz oblać łzami,

gdyż i krwią trudno zrównać z występkami?

Ich zbytnia liczba pamięć pogwałciła,

ich wielkość zmysły z gruntu wywróciła,

serce struchlało, a łzy zamrożone,

ich wilgotności w kamień obrócone.

Żadnej żałości chęć przyjąć nie umie,

tak wynędzniała, że nic nie rozumie;

żyły już wyschły, krew jakby nie była,

z wszelakiej władzej ciało obnażyła.

Gdzieście łzy moje? Sna-ście w brzegi morskie

rzekami zeschły, a krynice gorzkie

w sercu zawarte? Źródła żałobliwe

rozpuśćcie, proszę, i głosy rzewliwe.

W proch się rozsypę, jeśli mnie nie przyjdziecie,

a mych występków z sobą nie weźmiecie.

Wszystkę moc swoją w me oczy zatoczcie,

serca utrapcie, piersi płaczem zmoczcie.

(...)

Przewijający się motyw łez i krwi, zaczerpnięty został, oczywiście, z Biblii, ale już cała metaforyka z nim związana wydaje się przekraczać to źródło. Z całą pewnością tak jest w przypadku "łez zamrożonych", zestawionych na zasadzie kontrapunktu z biblijnym określeniem serca - "struchlałe". Ale jakże znakomicie poeta panuje nad tą niezwykle bogatą metaforyką! Bo oto "wilgotność" łez "zamrożonych" - "w kamień obrócona". W tym ciągu metaforycznym łączą się w sposób doskonały dwie tradycje: biblijna i współczesna. Lód jest twardy jak skała, bywa skałą (góry lodowe). Skała zaś to jedno z najważniejszych, najbardziej nacechowanych słów biblijnych; skała - opoka, na której Zbawiciel wzniósł Kościół, nie do pokonania przez żadne moce.

Podobnie można odczytywać niemal każdą strofę. Wyschnięte żyły - zapewne i ten obraz został zaczerpnięty z Biblii, ale już druga część zdania: "krew jakby nie była, / z wszelakiej władzy ciało obnażyła", jest oparta wręcz na anatomii; chociaż znowu kończące strofę słowo: "obnażyła", najoczywiściej metaforyczne, odnajdziemy w opisie męki Chrystusa.

Czytelnicy nie muszą tak szczegółowo analizować tej poezji, by poddać się jej sile; przeciwnie, dla wielu taka wiwisekcja może wydawać się zaprzeczeniem recepcji. Ale na tym właśnie polega niezwykłość sztuki słowa, że ulegamy jej, nawet nie do końca rozumiejąc. Bo przecież sam autor nie tworzył wierszy według jakiejkolwiek receptury. Starał się jedynie jak najbardziej precyzyjnie zapisać własne wizje.

Wspominałem tu, że Setnik rymów duchowych jest całością, z której trudno wybrać pojedyncze wiersze, tak bardzo zamknął je autor w misternie wykuty łańcuch. A jednak jest pewna grupa utworów, które szczególnie przykuwają uwagę - są to modlitwy eucharystyczne. W jednym z hymnów do św. Tomasza śpiewamy: "Sław, języku, tajemnicę, ciała i najświętszej krwi..." To prawdziwe wyzwanie, przed jakim staje nasza mowa. Wypowiedzieć w ułomnym, ludzkim języku największą tajemnicę, która od początku poruszała całe wnętrze człowieka. Zdarzało się, że nawet kapłani, którym została dana łaska przemieniania chleba i wina w ciało i krew Zbawiciela, wątpili. Stąd tak liczne cudy eucharystyczne.

Sebastian Grabowiecki był pierwszym u nas wielkim poetą eucharystycznym. Gdy wcześniej występowały w polskiej poezji jedynie pojedyncze, z reguły anonimowe, pieśni eucharystyczne, on w swoim Setniku zamieścił kilkanaście takich wierszy. Już same tytuły świadczą o jego potrzebie wypowiedzenia i wysławienia "tajemnicy ciała i najświętszej krwi": Przed przyjęciem Najświętszego Sakramentu Ciała Pańskiego, Racz być miłosierny, proszę, mnie grzesznemu, Boże litości, zmiłuj się nade mną, Przy elewacyjej Najświętszego Sakramentu Ciała Pańskiego, Przy elewacyjej Sakramentu Krwie Najświętszej, Gdy kapłan Najświętszy Sakrament Ciała Pańskiego łamie, Po przyjęciu Najświętszego Sakramentu Ciała Pańskiego, Dziękuję, żeś duszą mą nie wzgardził, Panie, Dziękujęć, o żywocie wszech żywiących prawy, Napełni usta me, Panie, Twoją chwałą, Dziękujęć, o Boże mój, żeś, acz niegodnego raczył, Ojcze, przypuścić do stołu Twojego. Warto sięgać po te wiersze, pisane wprawdzie językiem trochę dla nas może archaicznym, ale wyrażające odwieczną prawdę chrześcijaństwa:

Panie nad pany, Ojcze wszech lutości,

Do stołu Syna Twego w tej niskości

Idę, ciałem z krwią Jego posilony

Chcąc być, a pragnąc pociechy, utrapiony.

Idę do dawce żywota, schorzały,

Nieczysty - do wód łaski zawżdy trwałej,

Ślepy - do światła wieczystej jasności,

Nagi, potrzebny - do Pana wszech włości.

(...)

Potrzebny, czyli znajdujący się w potrzebie. To może najcelniejsza pointa poezji Sebastiana Grabowieckiego, poety, kapłana i człowieka nieustannie znajdującego się "w potrzebie", potrzebie łaski, a tę możemy otrzymać od naszego Stwórcy, którego - przypomnijmy - Mikołaj Sęp Szarzyński nazywał "celem człowieczej miłości".


powrót