Ks. Stanisław Hołodok
Sakrament namaszczenia chorych cz. (III)

Liturgia namaszczenia chorych
(przed Vaticanum II)

W obecnym opracowaniu pragnę nieco nawiązać do tradycji, aby przypomnieć, jak celebrowano dawniej sakrament namaszczenia chorych i często złączony z nim sakrament pokuty i Komunię dla umierających, czyli Wiatyk.

Jak już poprzednio wspomniałem, przed Soborem Watykańskim II patrzono na sakrament namaszczenia chorych jako na ostatnie namaszczenie. Stąd też, gdy stan zdrowia chorego pogarszał się, religijna rodzina starała się o zaopatrzenie go świętymi sakramentami. Zwykle pytano chorego, jeśli był przytomny, czy zgadza się na wizytę księdza. Szczególnie w terenie wiejskim ktoś z rodziny lub sąsiedztwa udawał się zaprzęgiem konnym po księdza. Przywiezienie kapłana do chorego uważano za pewne wyróżnienie, za rodzaj posługi religijnej, a także widziano w tym łaskę od Boga. Dlatego nikt z proszonych o tę przysługę nie odmawiał. Uważano to za konieczne i widziano tu dobrą sposobność spełnienia uczynku miłosierdzia chrześcijańskiego. Rozumiano to też i w ten sposób, że kiedyś ktoś przywiezie księdza i do tego człowieka, który teraz spełnia tę przysługę. W drodze do chorego woźnica siedział na przedzie, na drugim miejscu zaś ksiądz, było znakiem dla przechodzących, że należy oddać cześć Najświętszemu Sakramentowi. Ksiądz szedł pieszo, poprzedzany ministrantem z dzwonkiem i zapaloną świecą, gdy do chorego było blisko. Przed udaniem się do chorego ksiądz pytał, w jakim jest on stanie, tzn. czy jest przytomny, czy nie ma torsji. Chodziło bowiem o to, aby można było bezpiecznie udzielić choremu Komunii św.

W domu chorego robiono porządki, przebierano go w czystą bieliznę i łóżko stawiano w najbardziej reprezentacyjnym pomieszczeniu. Do tego pomieszczenia wnoszono tzw. stolik ofiarny (używany tylko do celów religijnych, np. podczas kolędy, domowych wspólnych modłów itp.) lub w jego braku zwykły stół. Stolik przykrywano białym obrusem, stawiano dwie świece w lichtarzach lub w szklankach wypełnionych zbożem, naczynie z wodą święconą i kropidłem, chleb, sól i watędo wytarcia palców księdza po namaszczeniu oraz wodę w szklance i łyżkę, aby ją podając choremu pomóc mu przełknąć Hostię. Niegdyś udzielano sakramentów chorym we wspólnocie rodzinnej i sąsiedzkiej. Zdarzało się, że kapłanowi niosącemu Najświętszy Sakrament do chorego towarzyszyli wierni, szczególnie członkowie bractw, którzy śpiewali pieśni, modlili się, aby oddać cześć Chrystusowi obecnemu w Eucharystii, a także dostąpić łaski odpustu. Dlatego też, starsi to pamiętają, w domu chorego, jak i na podwórku, czekano na przybycie księdza z zapalonymi świecami gromnicznymi. Po przyjściu księdza oddawano cześć Najświętszemu Sakramentowi przez odpowiedni śpiew. Ksiądz pokrapiał chorego i zgromadzonych wodą święconą. Na czas spowiedzi obecni opuszczali pokój chorego i w następnym pomieszczeniu śpiewali religijne pieśni, aby w ten sposób czcić Pana i umożliwić kapłanowi lepsze sprawowanie sakramentu pokuty. Na ogół spowiednik pytał penitenta, czy wszystkim przebacza, którzy wyrządzili mu krzywdę lub czy sam nie ma krzywdy drugiego człowieka na swoim sumieniu. Chorzy często byli proszeni o pojednanie się z najbliższymi. Po spowiedzi następowała Komunia św., najczęściej w formie Wiatyku, tzn. dla umierających jako pomoc w drodze do domu Ojca. Udzieliwszy Komunii ksiądz przystępował do namaszczenia, uprzednio jednak wygłaszając specjalną mowę o potrzebie przyjęcia tegoż sakramentu. Chory był tu przekonywany o konieczności zgodzenia się z wolą Bożą, ofiarowania swojego życia i śmierci jako wynagrodzenia za grzechy popełnione szczególnie "oczami, uszami i ustami" i innymi zmysłami, które namaszcza się. Po namaszczeniu chorego (oczy, uszy, nozdrza, usta, ręce, nogi) kapłan ponownie przemawiał do chorego, oznajmiając mu, że jest teraz bliski Bogu i dobrze przygotowany na odejście z tego świata, gdy zajdzie taka potrzeba. Zachęcał też do większego wytrwania w wierze i miłości, a także w ufności w Boże miłosierdzie. Chory, tak jak Chrystus, winien Bogu wypowiedzieć swoje tak. Często też należałoby choremu dziękować Bogu za nieskończone Jego miłosierdzie. Kapłan kończąc wizytę u chorego zachęcał go, aby teraz częściej spoglądał na krzyż, brał go w rękę i całował z pobożnością. Radził również częściej żegnać się wodą święconą, co łatwiej pomoże choremu przejść do wieczności, jeżeli będzie taka wola Boża.

Po wyjeździe kapłana, szczególnie w wiejskiej wspólnocie, miał miejsce ważny moment w życiu tej społeczności, mianowicie chory dziękował wszystkim za obecność i modlitwy w jego intencji. Pouczony przez kapłana i nieraz wyczuwając zbliżającą się śmierć, chory przepraszał swoją rodzinę i wszystkich obecnych za wszystko, czymkolwiek kogo w życiu obraził, skrzywdził lub zgorszył. Zdarzało się, że chory prosił, aby przyszedł ktoś z mieszkańców danej miejscowości i wówczas wobec zgromadzonych przepraszał tego człowieka z nadzieją, że mu przebaczy. Było i tak, że przeproszeni wychodzili z domu chorego ze łzami w oczach, czując się usatysfakcjonowani i przekonani, że w takiej sytuacji koniecznie trzeba się pojednać i darować wszystko. Chory nieraz zobowiązywał rodzinę, aby naprawiła wyrządzoną komuś przez niego materialną krzywdę, a także przyznawał się do jakiegoś złego czynu, o którym lokalna wspólnota myślała, że tego zła dokonał ktoś zupełnie inny. Taka postawa chorego wzruszała obecnych do łez, ale była też dowodem jego nawrócenia i dobrym przykładem dla otaczających go sąsiadów.

Rodzina, a także sąsiedzi, przyjaciele, zachęceni przez kapłana, starali się teraz więcej modlić w intencji chorego o jego zdrowie, ale też, jeżeli tego Bóg zechce, o szczęśliwe odejście do wieczności. Dawny Rytuał rzymski, drukowany w Wilnie 1903 r., polecał, aby przed chorym, na wysokości jego wzroku, zawieszać lub ustawiać obraz Chrystusa Ukrzyżowanego, Najświętszej Maryi Panny i świętego, którego bardzo czcił chory. Wspomniane obrazy miały w chorym budzić i umacniać wiarę, nadzieję i miłość. Arcybiskup Antoni Julian Nowowiejski, dzisiaj błogosławiony męczennik, polecał, aby z pokoju chorego usunąć wszelkie obrazy światowe i inne niepotrzebne przedmioty. Chodziło bowiem o to, aby chory, szczególnie bliski odejścia do domu Ojca, miał większy kontakt z Bogiem. Zawsze polecano, aby chory, dopóki może, sięgał po różaniec i na nim się modlił.

Wydaje się, że powyższe przypomnienie dawnej liturgii jest dla nas bardzo ważne i wiele z tej pięknej tradycji można byłoby jeszcze dalej podtrzymywać. Należałoby akcentować potrzebę modlitewnej wspólnoty otaczającej chorego, a także większego zaangażowania rodziny w przyjęcie sakramentów świętych przez niego. Ważne jest też dążenie do wzajemnego pojednania i naprawienia uczynionych krzywd oraz dopomożenie choremu, szczególnie bliskiemu śmierci, aby poprzez modlitwę i korzystanie z religijnych przedmiotów był bardziej zjednoczony z Bogiem.


powrót