Ks. Tadeusz Kasabuła
Zbrodnia katyńska

Po agresji na Polskę w dn. 17 września 1939 r. w ręce sowieckie wpadło, łącznie z ludźmi aresztowanymi zimą 1939 - 1940 r. około 250 tys. kombatantów polskich, w tym ponad 8 tys. oficerów i kilka tysięcy podoficerów i funkcjonariuszy KOP-u, policji itp. Umieszczono ich w trzech wydzielonych obozach: w Kozielsku k/ Briańska, w Starobielsku nad rzeką Ajdar we wschodniej Ukrainie oraz na wyspie Iłowaja na jeziorze Seliger k/Ostaszkowa. Do marca 1940 r. liczba jeńców sięgała ok. 15 tys. osób, w tym 8700 oficerów i podoficerów Wojska Polskiego. W Kozielsku znajdowało się wówczas 5 tys. osób, w tym 4,5 tys. oficerów, w Starobielsku - 3920 osób (prawie wszyscy byli oficerami), zaś w Ostaszkowie - 6750 osób, z czego 400 to oficerowie, resztę stanowili policjanci i żołnierze KOP. Na Boże Narodzenie 1939 r. od uwięzionych przyszły do Polski pierwsze listy; ostatnie dotarły na Wielkanoc 1940 r. Wczesną wiosną 1940 r. rozpoczęło się wywożenie jeńców z trzech wielkich obozów: 3 kwietnia 1940 roku odszedł w "nieznane" pierwszy transport z Kozielska, 4 kwietnia - z Ostaszkowa, 5 kwietnia - ze Starobielska. Wywożeni oficerowie byli przekonani, że władze sowieckie zdecydowały się przekazać ich do obozów jenieckich w Niemczech. Od początku kwietnia do połowy maja z obozów tych wywożono w nieznanym kierunku grupy od 60 do 250 jeńców w odstępach jedno- dwu- i trzydniowych. Spośród około 14,5 tysiąca ludzi - 14 tysięcy przepadło wówczas bez śladu. Jedynie 448 - przekazano - zgodnie z decyzjami powziętymi po długich przesłuchaniach każdego z jeńców - do obozu w miejscowości Pawliszczew Bor k/ Kaługi, następnie do Griazowca k/ Wołogdy. Ci ocaleli.

Jedynym uratowanym z transportów kwietniowych był ekonomista wileński profesor Stanistaw Swianiewicz. Był on świadkiem przeładunku jeńców z pociągu do tajemniczych czarnych autobusów na stacji Gniazdowo k/Katynia. Autobusy te odjeżdżały w stronę lasu katyńskiego i wracały po jakimś czasie puste. Prof. Swianiewicz ocalał, przeszedł przez więzienia sowieckie okresu 1940-1942, doczekał się uwolnienia, następnie znalazł się na Zachodzie i mógł po latach dołączyć swoje świadectwo do świadectwa tych, którzy - korzystając ze szczęśliwej okazji zajęcia tego terenu przez wojska niemieckie - wykopali w 1943 r. w lesie katyńskim zmumifikowane w naturalny sposób ciała polskich oficerów. Zamordowano ich strzałem w tył czaszki, z rękami często okrutnie związanymi sznurami. Czasami jeszcze w stanie dogorywania zwalano ich do masowych grobów, przysypywano ziemią... Między 3 kwietnia a 12 maja zamordowano w ten sposób w Katyniu ok. 4400 oficerów polskich. Przez wiele lat nieznane były losy pozostałych 4 tys. oficerów - jeńców Starobielska i ok. 8 tys. - jeńców Ostaszkowa. Przepadli oni bez śladu w 1940 r. Ich groby i groby innych pomordowanych odkryto dopiero latem 1991 r. w Charkowie na Ukrainie i w miejscowości Miednoje w Rosji. Ogólna liczba zamordowanych także w innych miejscach straceń wynosi ok. 22 tys. ludzi.

W lesie katyńskim w 1943 r. przy zwłokach mjr. Adama Solskiego znaleziono fragment jego pamiętnika. Pamiętnik urywa się na słowach: "Przywieziono mnie gdzieś do lasu, coś w rodzaju letniska. Tu szczegółowa rewizja. Zabrano zegarek, na którym była godzina 6.30, pytano mnie o obrączkę, zabrano ruble, pas główny, scyzoryk...".

Wiemy dzisiaj, że jeńców ładowano po kilkunastu w "czornyje worony" - samochody więzienne z zamazanymi szybami, wieziono na miejsce kaźni - a tam wykwalifikowane ekipy morderców NKWD doprowadzały każdego, w razie konieczności (stawianego oporu) wiążąc ofiarę sznurami, przed wykopany dół i strzałem w tył czaszki kładły kres życiu znienawidzonego Polaka. Ofiary mordu katyńskiego leżały w grobach w takim samym porządku, w jakim wywożono je z Kozielska. Wśród ekshumowanych w 1943 r. ciał zidentyfikowano w lesie katyńskim 2914 zwłok, w tym emerytowanych generałów: Bronisława Bohatyrewicza i Henryka Minkiewicza, dowódcę OK Lublin, gen. Mieczysława Smorawińskiego, admirała Ksawerego Czernieckiego, ok. 100 pułkowników, 300 majorów i wielu oficerów i podoficerów niższych stopni. Duża część z nich była oficerami rezerwy, a w życiu cywilnym - lekarzami, prawnikami i uczonymi. W lesie katyńskim znalazło więc śmierć ponad 4 tys. polskiej inteligencji.

Gdy w 1942 r. generałowie Sikorski i Anders rozpoczęli starania o stworzenie armii polskiej w Rosji, tych 14 tys. zaginionych oficerów i specjalistów brali pod uwagę jako najcenniejszą kadrę nowych formacji. Okazało się wszelako, że ludzi tych w żaden sposób odszukać nie można.

Oficerów polskich wymordowano na rozkaz Stalina, a wiernym i gorliwym wykonawcą jego woli, jeżeli nie wprost pomysłodawcą tego projektu, był szef NKWD Ławrentij Beria. Powodem tej decyzji była prawdopodobnie stwierdzona w trakcie "rozpracowywania" jeńców w trzech obozach całkowita ich nieprzydatność z punktu widzenia interesów ZSRR. Zdecydowana większość z nich nie była skłonna do współpracy z organami sowieckimi i dlatego jako ludzie o wysokim poczuciu godności i niezależności, w zbrodniczym systemie stalinowskim musieli zginąć. Stalin zdawał sobie sprawę, iż ludzie ci pozostawieni przy życiu, nigdy nie pogodzą się z utratą niepodległości, nie zrezygnują z niezawisłej Polski i przy pierwszej okazji staną się najbardziej gorliwymi bojownikami o jej niepodległość. W tym sensie najwyżsi decydenci Związku Sowieckiego eliminując fizycznie, po zimnej kalkulacji, jeńców Kozielska, Starobielska i Ostaszkowa, grzebali - jak sądzili - na zawsze, ideę wolnej Rzeczypospolitej.


powrót