Waldemar Smaszcz
„Pielgrzym wielkanocny”
biblijne medytacje Kaspra Miaskowskiego

Odrodzenie religijne w XVII stuleciu odmieniło całą rzeczywistość człowieka, nie ograniczało się do jakichś wybranych dziedzin. Europa potrydencka pragnęła powrotu do żarliwej wiary średniowiecza, gdy życie doczesne było jedynie cząstką wieczności, a Bogu – mówiąc językiem ks. Jana Twardowskiego – nie stawiano pytań: dlaczego? Miała wszakże świadomość, że doświadczenia renesansu zamknęły raz na zawsze ową szczególną epokę dziecięctwa rodziny ludzkiej. Człowiek został skazany na dramatyczne wybory w sprawach, których nie był w stanie przeniknąć swoim umysłem. Rozbudzony jednak sporami religijnymi, potrzebował wciąż nowych argumentów przeciwko “lutrom” i “kalwinom”. Stąd Biblia, dotąd znana w wąskim kręgu, stała się najważniejszą lekturą. Nie tylko była czytana, ale – w najgłębszym tego słowa znaczeniu – studiowana. Nie zawsze nawet wystarczał świetny przekład ks. Jakuba Wujka, zaaprobowany i przyjęty przez polski Kościół. Sięgano po Wulgatę św. Hieronima, co przy powszechnej znajomości łaciny wśród warstw wykształconych nie powinno dziwić.

Wszystko to, oczywiście, znalazło wyraz w powstającej wówczas sztuce. Niektórzy poeci zamknęli nawet całą swoją twórczość w tym jednym kręgu, jak Sebastian Grabowiecki, autor znakomitych Rymów duchowych, niezwykłej księgi dwustu wierszy religijnych. Do twórców, dla których sprawy wiary były najważniejsze, należał też Kasper Miaskowski (ok. 1550-1622). Najważniejsza część jego dokonań stanowi sui generis poetycki zapis roku liturgicznego. Choć później został niemal zapomniany, przez współczesnych ceniony był wyżej od Jana Kochanowskiego, co dzisiaj musi być przyjmowane z niedowierzaniem. Ale można też widzieć w tym przejaw prawdziwego “ducha czasu”. Dla czytelników siedemnastowiecznych najbliższa była – powtórzmy – problematyka religijna, sięgali więc po autorów, którzy na niej szczególnie się skupiali.

Co znajdowali współcześni w rozlewnych Rytmach Kaspra Miaskowskiego? Przede wszystkim mogli obcować z treściami ewangelicznymi, a trzeba wziąć pod uwagę, że dla tamtej pobożności samo wypowiedzenie tekstu biblijnego było najpiękniejszą modlitwą. Święta Księga zaś, czytana na co dzień, stawała się tak znana, jak najpowszechniejsze modlitwy: Ojcze nasz, Zdrowaś Mario, Wierzę w Boga i Dziesięcioro przykazań. Stąd poszukiwano książek, które – dzisiaj zabrzmi to z pewnością dość ryzykownie – przynosiły rozbudowany tekst biblijny, nie na zasadzie apokryfu jednak (jak w średniowieczu), ale pogłębionego odczytania. Taka literatura pozwalała zagłębić się w lekturze nie dla niej samej, lecz by poprzez kontemplację obcować z rzeczywistością Boską. Wymagało to od pisarzy ogromnej odpowiedzialności, czemu nie wszyscy byli w stanie sprostać. Dlatego tak łatwe stało później ośmieszanie wielu barokowych tekstów. Nie zapominajmy jednak, że w każdym miejscu i w każdym czasie pojawiają się dzieła wielkie i przeciętne, a także pospolita grafomania. Kasper Miaskowski z cała pewnością należał do wybitnych przedstawicieli literatury potrydenckiej, a uważne odczytanie jego najwybitniejszych utworów musi budzić szacunek dla talentu autora.

Prawda, że nie sięgał – jak Mikołaj Sęp Szarzyński czy Sebastian Grabowiecki – wyżyn poezji mistycznej, ale to właśnie przysparzało mu czytelników. Zdolność do przeżyć mistycznych związana jest zarówno z pewnymi osobistymi predyspozycjami, jak i szczególną łaską. Natomiast rzetelne rymowanie treści ewangelicznych, pogłębianych nie tyle wyszukaną metaforą czy obrazem poetyckim, lecz poddanych swoistej narracji, nieliczącej się z oszczędnością słowa, dawało najszerszym kręgom odbiorców niezwykłe przeżycia duchowe; tym żarliwsze, im dłużej mogli obcować z tekstem. Znamy podobne odczucia choćby z własnych doświadczeń, gdy po zakończonej lekturze książki odczuwaliśmy żal, że musimy się rozstać z bohaterami, których polubiliśmy i akcją, która tak nas pochłaniała.

Kasper Miaskowski był pisarzem ze wszech miar świadomym odpowiedzialności za własną twórczość. Zdobył niemałą wiedzę teologiczną, sięgał po dzieła dawnych autorów i nowości, także pióra innowierców, by – poznawszy ich poglądy – móc z nimi polemizować. Charakterystyczne są jego uwagi z wiersza Do jednego prełata. Postawiwszy adresatowi pozorny zarzut z powodu posiadania w bibliotece “trupa (...) z kalwińskiego grobu”, wzmocnił jeszcze ów chwyt retoryczny słowami ad personam: “nie wiem jako cierpisz tę zarazę doma, / a nie wyrzucisz raczej w piec obiema rękoma”.

Wśród bogatej twórczości religijnej Miastkowskiego odnajdujemy wiersz Na Kalwaryją Mikołaja Zebrzydowskiego. To bardzo znane i dzisiaj sanktuarium, zostało ufundowane w latach 1603-1609. Tak więc utwór jest bodaj pierwszym świadectwem szerzącego się ruchu pątniczego do owego wyjątkowego miejsca. Poeta sławił dzieło Mikołaja Zebrzydowskiego, który powodowany pobożnością, odtworzył na polskiej ziemi miejsca święte, co w tamtych czasach miało szczególne znaczenie. Tylko bardzo nieliczni mogli pozwolić sobie na pielgrzymkę do Ziemi Świętej i zobaczyć na własne oczy ślady obecności Chrystusa. Dzięki zaś wzniesionej Kalwarii, budowali swoją wiarę i przeżywali wydarzenia zapisane na kartach Pisma św. Miaskowski porównał tę rekonstrukcję do ... odbudowanej w nowym miejscu Troi. Dzisiaj ten pomysł może nas zdumiewać, ale w epoce wyrastającej z odrodzenia, gdy człowiek na nowo odkrył starożytność, podobne zestawienia spotykały się z prawdziwym uznaniem. Autor musiał być o tym przekonany, gdyż pisał:

Równy wizerunek Kraków dziś wita przed sobą,

ale co równy, mówię. Z więtszą on ozdobą

patrzy na wyrażone święte miejsca one,

a najwięcej szkarłatną gdzie rosą skropione.

Jako Pan od Oliwnej góry skrępowany

szedł pokornie na stosy, policzki i rany...

Początek tego fragmentu przypomina chwyt retoryczny, znany choćby z popularnej kolędy: “Ach, ubogi żłobie / Cóż ja widzę w tobie? / Droższy widok niż ma niebo...” By podkreślić wierność rekonstrukcji, wtopionej nawet w podobny palestyńskiemu krajobraz, poeta opisał wręcz każdy jej element:

Ale kto ten wystawił w Polszcze Syjon nowy

i stacje, wziąwszy wzór z palestyńskiej głowy?

Kto podobniej upatrzył pagórki i doły,

co je dzieli, by Cedron, strumień tamże w poły?

Kto tak ogród wyraził oliwą szczepiony

i on plac, gdzie Pan potniał w kąpieli rumionej,

gdzie go stryczki wiązały, gdzie pochodnie wiodły,

gdzie Mu srogi policzek wyciął sługa podły;

gdzie Mu hańbę zakryła szmatą twarz słoneczną

i kark święty pięścią tłukł zły Mu Żyd bezecną;

gdzie kur wołał na Piotra, a on w gorzkim płaczu

wszedł do głuchej jaskinie z onego wnet placu;

(...)

Na okres wielkanocny napisał poeta utwór zatytułowany Pielgrzym wielkanocny albo rozmowa podróżnych z Jeruzalem do Emaus. Warto zastanowić się, dlaczego ten właśnie motyw z kręgu tekstów związanych ze Zmartwychwstaniem wybrał autor? Zdarzenie podczas drogi do Emaus opisał w obszernej relacji jedynie św. Łukasz (Łk 24, 13-35). Uderza jej naturalność. Oto dwaj uczniowie Jezusa podążają smutni drogą. Nie znamy celu ich wędrówki, nie został on wyjaśniony nawet w zakończeniu tekstu. Mamy podstawy więc przypuszczać, że to Pan kazał im pójść, by w drodze wyjaśnić raz jeszcze najważniejsze prawdy zapisane w Piśmie. Można powiedzieć, że były to prawdziwe rekolekcje w drodze. Podróż sprzyja szczerym rozmowom, a także – co każdy z nas może potwierdzić z własnego doświadczenia – chętniej otwieramy się na innych, często obcych nam ludzi. To, czego nie powiedzielibyśmy bliskim, potrafimy wyjawić przypadkowym towarzyszom podróży. I tak właśnie zdarzyło się uczniom Chrystusa. Wystarczyło, że Nieznajomy zapytał ich: ”Cóż to za rozmowy prowadzicie z sobą w drodze?”, by Kleofas natychmiast odpowiedział, nie zastanawiając się do kogo mówi: “Ty jesteś chyba jedynym z przebywających w Jerozolimie, który nie wie, co się tam w tych dniach stało” (Łk 24,18). Gdy zaś ponowił swoje pytanie: “Cóż takiego?” (Łk 24,19), obaj zaczęli mówić, wyznając takie rzeczy, których z pewnością nie należało mówić bez obawy. Chrystus – jak zapisano – nazwał ich “nierozumnymi”, ale nie dlatego, że ujawnili tajemnice swoich serc, lecz z powodu ich małej wiary. Już to jedno powinno uświadomić im, kogo spotkali. Jezus wszak jeżeli karcił, to niemal zawsze za brak wiary. Tym razem, po krótkim upomnieniu, “zaczynając od Mojżesza poprzez wszystkich proroków wykładał im, co we wszystkich Pismach odnosiło się do Niego” (Łk 24,27).

Ewangelista jedynie do tego ograniczył swoja relację. Nie znamy więc owego ważnego, bo sumującego całą zapisaną w Biblii wiedzę na temat Syna Bożego, wykładu. I to zapewne spowodowało, że Kasper Miaskowski postanowił napisać Pielgrzyma wielkanocnego. Znał doskonale Pismo św., mógł więc “uzupełnić” zdarzenie w drodze do Emaus o ten brakujący wywód. Na niemal pięćset wierszy, ponad trzysta (dwie trzecie utworu!) to wypowiedź Pielgrzyma, czyli Jezusa. Pierwsze słowa autor oparł na zdaniu bezpośrednio zaczerpniętym z Ewangelii św. Łukasza:

Ludzieście, czy-li rozum niecały

zaćmił wam serce i zmysł ospały,

żeby wam na szrót i szły tak w żarty

wszech najpewniejsze prorockie karty?

A jeśli po nich bawicie oczy,

czemuż w tak ciemnej chodzicie nocy,

wątpliwi, że przez krzyż było trzeba

Pomazańcowi przebyć do nieba.”

Dalej zaś budował swoją opowieść z myślą o czytelnikach, spragnionych poznać to, co umknęło niejako uwadze ewangelistów, a więc – z czysto ludzkiego punktu widzenia – wydawało się tym bardziej interesujące:

A tu przestawszy, wewnątrz je grzeje

jako wiatr ciepły, co lecie wieje,

a oni chciwie dawszy Mu uszy,

pragną wywodów i mowy dłuższej.

I rzeczywiście, czytelnicy-słuchacze otrzymali rozbudowaną opowieść – “od upadku Rodziców obu” do wydarzeń doskonale znanych owym uczniom. Na zakończenie Pielgrzym dodał, odpowiadając na ich próby zatrzymania Go:

Gwałt ci to, ale gdy tak każecie,

mnie powolnego mieć dziś będziecie,

ale i nigdy nie wzgardzę wami,

jeno wy mię też miłujcie sami.

puśćcież wprzód w miasto, gdzie wiecie, stopy,

a ja za wami powoli w tropy.

W całym utworze niewiele jest odstępstw od przekazu ewangelicznego; tyle tylko, można powiedzieć, ile wymagało “zrymowanie” go. Odbiorcy czytali więc “Rytmy” Kaspra Miaskowskiego (podobnie jak utwory innych autorów) z równą radością, jak my do dzisiaj śpiewamy pieśni, zawierające najważniejsze prawdy Boże, a ponadto bardziej przystępne dla najszerszych rzesz wiernych, niż traktaty teologiczne, nie mówiąc już o tym, że utrwalone w znacznie bardziej atrakcyjnej formie.


powrót