Jerzy Binkowski - psycholog
Cieszyć się, że jest!

Osobami, na które najczęściej podnosimy głos, krzyczymy, wyładowujemy swoje napięcie, wyrównujemy domniemane krzywdy i wieloletnie żale, są nasi małżonkowie i nasze dzieci. To cena, jaką najbliżsi płacą za to, że świat nas nie rozumie, że nie czujemy się w nim bezpiecznie, że odczuwamy brak akceptacji. Kiedy nasze poczucie własnej wartości, poczucie honoru i godności jest zagrożone przez niską wycenę, przez ostrą krytykę, zawstydzenie (które zawsze przeżywamy jako poniżenie) - wtedy najgłębiej czujemy się samotni, odtrąceni, bezradni. Mamy zaciśnięte zęby, albo płaczemy.

Fakty, życiowe obserwacje zmuszają mnie do stwierdzenia, że metody, które nas osobiście najbardziej "dotykają", bardzo bolą i ranią, właśnie te "metody wychowawcze" najczęściej stosujemy wobec osób najsłabszych, tych, które są od nas najbardziej uzależnione. Tak "wychowujemy" tych, którym mówimy, że kochamy.

Wstrząsająca jest chwila, kiedy do świadomości dorosłego dociera nagle, że on własne dzieci obrzuca wyzwiskami, nieustannie poucza (czyli innymi słowy: nieustannie daje do zrozumienia, że jego dziecko jest głupie i samo nie jest w stanie dostrzec konsekwencji swoich wyborów). Równie często ostrzegamy i moralizujemy. Słowem: mądrzymy się. Mamy rację. Nasza jest wygrana. I żeby dziecko nie miało żadnych, ale to żadnych wątpliwości: bijemy! W tyłek. W tył głowy. W twarz. Gdzie popadnie. Robimy to wszystko po to, żeby dziecko nauczyło się! Czego? Bić. Poniżać. Zawstydzać.

Czego może nauczyć się od rodziców i wychowawców dziecko odtrącane, poniżane, zawstydzane?

Jedną z najbardziej podstawowych potrzeb człowieka jest pragnienie bycia zrozumianym. Potrafimy pogodzić się z tym, że inni ludzie mają różne zdania. Niekoniecznie szukamy pochwały czy potwierdzenia. Byłoby to pewnie miłe, ale możemy się bez tego obejść dopóki wiemy, że jest ktoś, kto szanuje nasze uczucia i docenia prawdziwe drgnienia i niepokoje, pragnienia i intencje. Nikt bez kogoś takiego nie przetrwa długo sam.

Można powiedzieć, że kiedy znajdujemy kogoś, kto szczerze chce nas zrozumieć, taką parę uszu, które są prawdziwie otwarte, by słuchać, to znaleźliśmy perłę, diament. Stanowi to skarb olbrzymiej wartości i jesteśmy w stanie zrobić prawie wszystko, by utrzymać i pielęgnować relację z osobą, która nas rozumie.

Głębokich i twórczych (rozwojowych) relacji nie buduje się z osobą, która nie potrafi cieszyć się faktem, że drugi człowiek, że dziecko, że uczeń jest tuż, tuż, na wyciągnięcie ręki. Taki, jaki jest. Osoba zaakceptowana wraz ze swymi uczuciowymi niepokojami, wycisza się i mądrzej odnajduje się w otaczającej rzeczywistości.

Naturalnym sposobem okazywania radości jest wyrażanie pochwały. Okazuje się jednak, że rodzicom i nauczycielom nie przychodzi to łatwo. Niepokoją się, że mogą "przechwalić" dziecko i dlatego do pięknie sformułowanych pochwał natychmiast dodają komentarze i zastrzeżenia. Popatrzmy, jak to niekiedy "wygląda". Pomyślmy jednocześnie, co by się stało, gdyby tych komentarzy i złośliwości nie było!

"Tę linijkę napisałeś naprawdę pięknie. Ale reszta, to okropne gryzmoły."

"Ładnie posprzątałeś! Mimo to, wygląda tutaj jak w oborze."

"Dzisiaj zrobiłeś swoje zadanie całkiem sprawnie i w skupieniu. Dlaczego tak nie może być zawsze."

"Dzisiaj naprawdę popisałeś się grając w piłkę! Gdyby w szkole szło ci choć w połowie tak dobrze."

Szkoda, że takie komentarze często wychodzą nam z ust. Zróbmy kropkę po pochwale.

Cieszmy się każdym, także najmniejszym objawem dobrych intencji i dobrego zachowania dziecka. Ucznia. Męża. Żony. Każdego człowieka.


powrót