Waldemar Smaszcz
O poezji na rok 2000

Pisząc od lat o poezji, budowałem swoje przekonanie o jej nie tyle estetycznym, co etycznym i poznawczym wymiarze. Piękno - jak napisała Anna Kamieńska - to jedynie nagroda za prawdę, zaś jej poszukiwanie wyznacza człowieczą drogę na ziemi. Mogliśmy wprawdzie pozostać w Raju, szanując wolę Stwórcy, który jak dobry Ojciec, chcąc nas uchronić przed zbyt wielkim ciężarem, zakazał kosztowania owoców z drzewa wiadomości dobrego i złego. Pozostawił jednak człowiekowi wolną wolę, najtrudniejsze prawo i największy zarazem dar.

Dla nas, wychowanych na Biblii, tej najważniejszej Księdze, w której zapisane zostało słowo Boże, wszystko zaczyna się od Księgi Rodzaju, a zdanie:

“Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię" wydaje się starsze od mowy. To my przychodzimy do niego, by odkryć przeszłość dawniejszą od wszystkiego, co znamy. Jeżeli więc z całą pewnością tam jest nasz początek, w Słowie, które - powtórzmy za św. Janem - "było na początku", to także w Księdze Rodzaju powinno znajdować się źródło owego szczególnego języka, tak odmiennego i tak bliskiego zarazem mowie codziennej - języka poetyckiego.

Pan Bóg - jak zostało zapisane - pozwolił Adamowi nazywać defilujące przed nim zwierzęta. "Ulepiwszy z gleby wszelkie zwierzęta lądowe i wszelkie ptaki powietrzne, Pan Bóg przyprowadził je do mężczyzny, aby przekonać się, jaką da im nazwę. Każde jednak zwierzę, które określił mężczyzna, otrzymało nazwę istota żywa. I tak mężczyzna dał nazwę wszelkiemu bydłu, ptakom powietrznym i wszelkiemu zwierzęciu polnemu..." (Rdz 2, 19). Nadawanie imienia oznaczało przyjęcie w posiadanie. To była ta niewielka dziedzina, którą Stwórca wydzielił człowiekowi. Rychło jednak nasi prarodzice sprzeniewierzyli się swojemu Panu. Ulegli pokusie przebiegłego węża, który podsunął im myśl, że mogą dorównać Bogu: "... wie Bóg, że gdy spożyjecie owoc z tego drzewa, otworzą się wam oczy i tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło" (Rdz 3, 5).

Skoro już poznali, to z całą pewnością odczuwali potrzebę utrwalania tego w słowie. I tu musieli się przekonać, że język pojęciowy, język prostego nazywania, nie jest w stanie wyrazić tajemnicy. A ta przecież istniała, była wręcz namacalna, wychodziła naprzeciw, wypełniała wnętrze człowieka i otaczającą go przestrzeń. Dla wielu wiązało się to z codziennym obcowaniem z lękiem, a nawet prowadziło do rozpaczy. Człowiek starał się odsuwać jak najdalej owe przeczuwane jedynie obszary, pogrążał się w codzienności, by o nich nie myśleć. Czasami jednak pojawiały się nieoczekiwanie, zwłaszcza nocą, gdy sen nie nadchodził, a świecące w bezkresie nieba gwiazdy przypominały o blasku bijącym od Stwórcy.

Taką sytuację ukazał Karol Wojtyła w poemacie "Myśl jest przestrzenią dziwną", zwłaszcza we fragmencie nawiązującym właśnie do "Księgi Rodzaju", zatytułowanym "Jakub":

Jakub odchodził z wolna, znał bowiem siłę wody

i wątłe golenie swych owiec, które z daleka wiódł.

Na próżno w strumieniu, nad którym stanęli on i trzody,

szukał jakiegoś miejsca, które by przejść mogli w bród.

A był to Jakub pasterz, który wśród potęg ziemi

nie czuł się niby obco. Tak w nich po prostu tkwił,

że masyw milczącej wiedzy wyrastał w nim bez natchnienia

i bywał myślom przytomny, choć brakowało słów.

I nagle, gdy noc już zupełna stopniowo zgasiła oczy

owiec, a potem wielbłądów, a potem dzieci i żon,

Jakub z masywem swej wiedzy pozostał zupełnie samotny,

lecz czuł, że ktoś go ogarnia i że nie ruszy się stąd.

I ktoś - ten sam - tak samo otworzył jego świadomość do dna, tak samo, a jednak inaczej niż dziecko, niż owca czy sprzęt;

jednakże tamtych nie zmiażdżył, nie zepchnął, tylko objął,

tak, że wszystkie z Nim z lekka drżały, odsłaniając swój wewnętrzny lęk,

I Jakub drżał w Nim również, bo nigdy rzeczywistość

nie rozstąpiła się przed nim tak nagle,

więc zgiął się pod jej ciężarem - i przez to ułatwił myślom,

że mogły uchwycić w tym wszystkim najprostszą równowagę.

Poeci nieraz doświadczają owego stanu, gdy "rzeczywistość rozstępuje się tak nagle", a brakuje słów, by zapisać to doświadczenie. Nawet najwięksi, określani mianem niezrównanych mistrzów słowa, pozostają, niby biblijny bohater wiersza Karola Wojtyły, "z masywem swej wiedzy (...) zupełnie samotni", bezradni wobec tajemnicy. Jednym z najpiękniejszych zapisów tego stanu jest "Droga nad przepaścią w Czufut-Kale" Adama Mickiewicza ze zbioru "Sonety krymskie":

Mirza

Znów pacierz, opuść wodze, odwróć na bok lica,

Tu jeździec końskim nogom swój rozum powierza:

Dzielny koń! Patrz, jak staje, głąb okiem rozmierza,

Uklęka, brzeg wiszaru kopytem pochwyca,

I zawisnął. - Tam nie patrz! Tam spadła źrenica,

Jak w studni Al.-Kairu, o dno nie uderza.

I ręką tam nie wskazuj, nie masz u rąk pierza;

I myśli tam nie puszczaj, bo myśl jak kotwica

Z łodzi drobnej ciśniona w niezmierność głębiny,

Piorunem spadnie, morza do dna nie przewierci,

I łódź z sobą przechyli w otchłanie chaosu.

Pielgrzym

Mirzo, a ja spojrzałem! Przez świata szczeliny

Tam widziałem - com widział, opowiem - po śmierci,

Bo w żyjących języku nie ma na to głosu.

Mickiewicz znakomicie uchwycił sytuację człowieka, który sięgnął poza zasłonę rzeczywistości i ujrzał świat przekraczający możliwości językowego wyrazu. Zarazem, niby człowiek, który zachował pamięć raju i blasku, jaki otacza Stwórcę, nie ustawał w wysiłkach, by poprzez ów blask sięgnąć w ciemność, poznać iście Boską tajemnicę łączenia słów, tworzenia nowego języka obrazu, metafory, przypowieści. Ten właśnie język jest zdolny wyrazić to, co po ludzku wydaje się niewyrażalne. Poeta osiągnął to z pewnością w lirykach lozańskich, swoim niemal ostatnim słowie poetyckim, ale zawsze był przekonany, że jedynie prawda może być źródłem poezji, a nawet największą poezją.

To przekonanie dzieliło z nim wielu wybitnych poetów, zwłaszcza ci, którzy - by sięgnąć do jednego z określeń Mickiewicza - nie używali pióra na fraszki. Należał do nich Zygmunt Krasiński, autor wielu refleksji na temat poezji, porażających wręcz swoją głębokością i aktualnością w każdym miejscu i w każdym czasie. Odpowiadając swojemu przyjacielowi, Konstantemu Gaszyńskiemu, na jego uwagi dotyczące miejsca poezji w świecie, wyraził swój sprzeciw wobec zawężania tej kwestii. Powstał wówczas mały traktat, z całą pewnością zasługujący, by wydobyć go z wielotomowej korespondencji autora "Nie-Boskiej komedii":

"A co się tyczy poezji i tu wbrew Ci zaprzeczę Twojego zdania. Co Ty mnie chcesz stosować poezją do ducha czasu. Alboż poezja jest nałożnicą marnych okoliczności? Literatura romansu, dzisiejsza francuska literatura, oto mi nałożnica za pieniądze, oto mi małpiarstwo niezrozumianego Byrona, bo Ci mówię, że oni go nie rozumieją, servile imitatorum pecus. Ale poezja tyczy się rodu człowieczego całego, a nie jednego kraju, jednego łachmana czasu i przestrzeni. Ona wieczność i nieskończoność garnie pod skrzydła swoje i dlatego właśnie była zawsze i być musi religijną, to jest mówić o zagadce wielkiej, którą Bóg zadał ludzkości: o przeczuciach innego życia, o wspomnieniach tego, co poprzedziło nasze przybycie na ziemię, o nadziejach i bojaźniach, o tym wszystkim, co się zowie uczuciem istoty żyjącej w granicach, a przeznaczonej kiedyś do życia bez granic. Inszym słowem, zowie się to wszystko religijnością - a to, co Ty przeznaczasz poezji, zowie się po ludzku: polityką, filozofią, prawodawstwem itd., ale nigdy nie poezją! Zapewne, że poezja zmienia formy swoje podług czasów i okoliczności, ale jej wszystko jedno czy z piramid Egiptu, czy z świątyń Grecji, czy z katedr niemieckich wyciskać tajemnicę stworzenia, upadku, śmierci i dalszego życia; a że religia chrześcijańska jest ostatnią, dopełnieniem wszystkich innych, poezja chrześcijańską być nie przestanie. Poeci a poezja to dwie rzeczy często bardzo różne. Poeta to śpiewak śpiewający sobie i kołu swojemu; poezja to pieśń odwieczna ludzkości! Dlatego poeta może być chemikiem, adwokatem, ale poezja nie może być ani chemią, ani polityką etc. Nie lękaj się o nią; ona potrafi żyć wśród statków parowych i machin do młócenia, wśród morderstw i zawiłych rachub. Ona ludziom zostawi wszystkie dżdże ich burzy, a sobie weźmie błyskawice - i z chmury na chmurę, z odmian w odmiany, ze zwalisk na zwaliska przelatując będzie mówiła o Bogu, o potępieniu wiecznym i wybranych - kiedy pod spodem toczyć się będą walki o budżet, o wolność lub ucisk, o kolonie lub interwencją.

Potem uważaj, że historia, jak tylko weźmiesz dość znaczną jej przestrzeń, poetyczną się staje: to jest, że budżet, interwencja, handel etc. nikną a zostaje się tylko ich synteza, to jest główny postęp rodu ludzkiego w tym czasie ku Bogu, rozwinięcie jego władzy przeczuciowej, jego nadziei w nieśmiertelność; i dlatego w końcu historia jest najdoskonalszym, najrytmiczniejszym poematem."

Perspektywa 2000 lat poszerzona o całe dzieje zapisane w Starym Testamencie może - dzięki słowu poetyckiemu - stać się naszą przestrzenią. Pozostając w niej odnajdziemy lub pełniej zrozumiemy naszą tożsamość, nasze wpisanie w "Słowo, które było na początku".


powrót