Ks. Adam Skreczko
Siostra Faustyna wzorem świętości
Pragnę zwrócić uwagę czytelnika na kilka cech charakterystycznych u tej, jakże bliskiej nam, błogosławionej.
Przede wszystkim uderza fakt, że s. Faustyna całe swoje dążenie do świętości, całe swoje świadome podejmowanie współpracy z Bożą łaską, zmierzające do tego, żeby być coraz milszą Bogu, opierała o głęboką znajomość prawd świętej wiary. Warto zwrócić na to uwagę, że właśnie ta, która doznawała jakichś szczególnych Bożych objawień, opierała swoje życie wewnętrzne przede wszystkim na Ewangelii świętej.
Starała się wnikać w prawdy wiary; poprzez tajemnicę Bożego Miłosierdzia sięgała do wszystkich podstawowych prawd wiary, które nam Bóg objawił w Ewangelii świętej; prawd, które nam nieustannie przekazuje i wyjaśnia Kościół. S. Faustyna sięgała aż do najgłębszego życia wewnętrznego Boga, do tajemnicy Trójcy Przenajświętszej, sięgała do podstawowych prawd Bożych zamiarów zbawczych wobec całej ludzkości. O tym wszystkim rozmyślała, tym starała się żyć, wszystko ześrodkowując na tej najbardziej przez nią umiłowanej, centralnej, prawdzie o Bożym Miłosierdziu.
Z rozważania Bożego Miłosierdzia czerpała przede wszystkim stałą zachętę i przynaglenie do zdecydowanego dążenia do świętości. W jej notatkach odkrywa się ten przedziwny, bardzo twórczy kontrast: wielkości Boga i nędzy człowieka. Żyjąc w prawdzie i umiłowaniem prawdy aż do głębi, odkrywała przepaść swojej nędzy, odkrywała słabość ludzką, niewydolność ludzką, bezradność ludzką, ludzką ułomność. Dostrzegała to z tym większą wrażliwością, im bardziej wpatrywała się w wielkość Bożej miłości i Bożego Miłosierdzia. Równocześnie, właśnie poprzez pryzmat tajemnicy Bożego Miłosierdzia, odkrywała tę radosną prawdę o wezwaniu do świętości mimo tej nędzy, słabości, mimo poczucia grzeszności i ludzkiej ułomności. Była przekonana o tym, że została wezwana - dzięki Bożemu Miłosierdziu - do tego, by dążyć zdecydowanie do świętości, by otwierać się na tę moc uświęcającą łaski, która zdolna jest przemienić każdego człowieka, nawet największego grzesznika.
Dążyła do świętości zdecydowanie, uważając, że to jest właściwa odpowiedź na bezmiar Bożej miłości; że na taką miłość i Miłosierdzie Boże odpowiadać można tylko zdecydowanie idąc za Bogiem i usiłując Go kochać całym życiem.
Bezgraniczne zaufanie Bogu
Pierwszym, fundamentalnym krokiem s. Faustyny w jej odpowiedzi na Miłosierdzie Boże - było zaufanie, zawierzenie Bogu, całkowita, bezkompromisowa ufność wbrew wszystkim ludzkim uprzedzeniom, niepowodzeniom czy zahamowaniom. Cechowała ją ufność ogromna, którą tak bardzo akcentowała nie tylko w swoich pismach, ale przede wszystkim we własnym życiu. Cechowało ją zawierzenie Bogu całkowite, bez żadnego ale. Choćby się po ludzku wszystko waliło, trzeba zaufać Temu, który aż tak umiłował, który aż tak bardzo się ulitował i lituje nad nami.
To zaufanie przyjmowało konkretną formę zawierzenia Bożym planom, Bożym zamiarom, Bożej woli. Dla niej kochać Boga i odpowiadać ufnością - to nie tylko wzbudzać wewnętrzne akty, ale to ustawiać swoje życie wedle Bożych zamiarów, to odszukiwać i w ciężkim zmaganiu realizować wolę Bożą w swoim życiu. S. Faustyna wnikała w Boże zamiary z wielkim upodobaniem. Wnikała w te prawdy, bo dopiero na ich tle umiała ustawić zrozumienie drobnych, konkretnych zamiarów Bożych w swoim życiu; tych, które się kryją w warunkach codzienności, które się kryją w szarych codziennych obowiązkach, których wyrazem jest to, co człowieka na co dzień spotyka i to, o co człowiek najczęściej zwykł się potykać. W tej codzienności s. Faustyna odszukiwała Boży zamiar, właśnie z tą ufnością, że poprzez to wszystko, a nie tylko mimo tego wszystkiego, Bóg ją poprowadzi do zjednoczenia z sobą; że to jest ten warsztat, który sam Bóg daje, aby mogła się dokonać jej właściwa współpraca z łaską Bożą, jej przezwyciężanie słabości, jej ugruntowanie przyjętych od Boga darów łaski i ugruntowanie w naśladowaniu Zbawiciela.
Miłosierna miłość bliźniego
W dążeniu do spełnienia Bożych zamiarów, w odpowiadaniu na Boże wezwanie, szczególne miejsce w całym życiu wewnętrznym s. Faustyny zajmowała sprawa odniesienia do bliźnich. Miłość, miłosierdzie, dobroć dla wszystkich ludzi. Rozumiała to bardzo konkretnie i dogłębnie, że to jest ten najbardziej newralgiczny punkt Bożych zamiarów wobec nas; newralgiczny punkt naszej odpowiedzi na Boże wezwanie. Wiedziała, że chodzi o to, byśmy się umieli odnieść do bliźnich w duchu prawdziwej miłości, byśmy w swoim życiu odbijali, naśladowali, przyswajali sobie tę miłość i to miłosierdzie, które czcimy, które wielbimy w Najświętszym Sercu. Starała się o tę postawę życzliwą, otwartą, pełną dobroci wobec wszystkich ludzi. Sprawa ta wcale nie przychodziła jej łatwo. Delikatna, wrażliwa, w okresie choroby nawet bardzo wrażliwa, musiała ogromnie starać się o to, by spojrzeć w duchu wiary na każdego bliźniego, by zawsze odpłacać miłością, dobrocią, wyrzeczeniem i zapomnieniem nawet tam, gdzie doznała takich czy innych przykrości, trudności czy nieporozumień. Ta jej dobroć schodziła do drobnych szczegółów. Umiała - właśnie w świetle Bożego Miłosierdzia, schodzącego do delikatnej opieki nad człowiekiem - umiała sama docenić pozorne drobiazgi. Świadectwa pozostawione po niej bardzo dobitnie mówią o jej dobroci, o jej delikatnej miłości w życiu wspólnym, siostrzanym, wewnątrz zakonu. Była bardzo subtelna w wyczuciu cudzych potrzeb, wchodziła w cudze położenie, bardzo starała się wyjść naprzeciw wszystkim ludzkim sprawom. W tym widziała ten podstawowy element odpowiedzi dawanej Chrystusowi - najbardziej istotny, najbardziej konkretny i najbardziej w jej życiu podkreślany.
Apostolski wymiar życia wewnętrznego s. Faustyny
S. Faustyna umiała nie tylko odnieść się w szczegółach codziennego życia do każdego człowieka, nie tylko zabiegała o tę realną dobroć, życzliwość, usłużność, wybaczenie, wszędzie, zawsze i wobec każdego, ale także dostrzegała potrzebę ogarniania swoją miłością całej ludzkości. Miała głębokie zrozumienie, że w ramach Bożych zamiarów jesteśmy powiązani w jedną wielką Bożą rodzinę; miała świadomość współodpowiedzialności za wszystkich ludzi na świecie. Miała także z tego tytułu świadomość, że może dopomóc, że może pospieszyć ze skuteczną pomocą nawet tym ludziom, których na ziemi nigdy nie zobaczyła i nie zobaczy.
Miała dla tych spraw zrozumienie i poczuwała się do obowiązku apostolskiego. Nie umiała tego z pewnością teologicznie uzasadnić, ale wiedziała, że takie są Boże zamiary, aby każdy, kto jest z Chrystusem złączony przez chrzest, kto należy do wielkiej wspólnoty Kościoła, ponosił tę wielką współodpowiedzialność za zbawienie wszystkich ludzi.
To swoje apostolstwo s. Faustyna bardzo precyzyjnie ujmowała. Była w pełni świadoma, że odpowiedzialność za innych w całym świecie, że przybliżanie ludziom Boga, realizuje się przede wszystkim przez poziom własnego życia wewnętrznego. Tu nie chodzi o czyn, tu nie chodzi o akcje, ale o życie. Im bardziej to życie jest zbliżone do Boga, im bardziej jest autentycznie przepojone Ewangelią, im bardziej jest całkowitą, szczerą, bezkompromisową formą oddania się Panu Bogu i odpowiedzią dawaną Boga z chwili na chwilę - tym bardziej to życie jest apostolskie, tym bardziej jest świadectwem, szerzeniem radosnej nowiny o Bogu dobroci, Bogu miłosierdzia, Bogu litującym się nad człowiekiem.
Poprzez tajemnicę Bożego Miłosierdzia s. Faustyna rozwiązywała sprawę, która w jej życiu w miarę upływu czasu stawała się coraz bardziej nagląca: była to sprawa cierpienia. Sprawa stawała się coraz bardziej nagląca, bo obok różnych doświadczeń, trudności osobistych - tak bardzo charakterystycznych dla człowieka dążącego zdecydowanie do Boga - obok różnych doświadczeń czysto wewnętrznych, nurtowała ją coraz bardziej choroba. Stąd stawał przed nią problem cierpienia. Umiała go coraz piękniej rozwiązywać właśnie w łączności i poprzez wniknięcie w tajemnicę Miłosierdzia Bożego. Zobaczyła, że Bóg okazał i objawił swoje miłosierdzie w Najświętszym Sercu zranionym, przebitym włócznią żołnierza; że Bóg objawił swoje miłosierdzie w Synu Jednorodzonym, który oddał się w męce dla zbawienia wszystkich ludzi i dla pojednania ich z Bogiem. Dlatego starała się, by jej wszelkie cierpienia były włączone w to cierpienie Najświętszego Serca. Chciała tą drogą włączać się w wielkie dzieło zbawienia i w nim uczestniczyć.
To odniesienie pełne miłości do Boga kochającego i litującego się, wycisnęło swoje piętno na wszystkich dziedzinach życia wewnętrznego s. Faustyny: na modlitwie, na życiu sakramentalnym i na umartwieniach.
Rachunek sumienia w życiu s. Faustyny
Na koniec chcę zwrócić uwagę na coś, co jest szczególnie charakterystyczne dla życia wewnętrznego s. Faustyny: na właściwie ustawioną sprawę sumienia. Dla niej sumienie to nie był jakiś anonimowy głos, który ostrzega czy przynagla. Dla niej sumienie było zawsze głosem samego Chrystusa. Wszystkie sprawy sumienia były ustawione bardzo wyraźnie międzyosobowo: jak na mnie Chrystus patrzy, jakie On mi stawia wymagania? Wraca u niej ta myśl: jakże mogłabym stanąć wobec Chrystusa, jakże mogłabym z Nim rozmawiać, gdybym się dopuściła tego czy tamtego, gdybym nie odpowiedziała na takie czy inne wezwanie? Była bardzo wrażliwa najpierw na zło. Każde zło było dla niej czymś, co jest zwrócone przeciwko Bogu, Osobie najbardziej godnej miłości. Świadomość wielkiej, niezgłębionej miłości Boga i jego miłosierdzia sprawiły, że dla niej problem grzechu, choćby najmniejszego, był wielkim problemem; każda niewierność, każde zaniedbanie - niewdzięcznością za taką miłość!
Równocześnie, co zasługuje na szczególne podkreślenie, była ogromnie uwrażliwiona na dobro, które trzeba robić, a nie zaniedbać; które - kiedy przychodzi okazja - trzeba umieć odszukać i zrealizować. Stopniowo - w świetle Bożym - dostrzegała coraz więcej sposobności do czynienia dobrze: czy w stosunku do bliźnich, czy w dziedzinie modlitwy, czy w spełnianych obowiązkach, czy w znoszeniu cierpienia. Wiedziała, że człowiek posłany jest przez Boga nie po to, by szedł przez życie tylko nie grzesząc, ale że Chrystus nas posłał, abyśmy szli i owoc przynieśli, i by nasz owoc był trwały, owoc dobrych uczynków.
W rozliczeniu swego sumienia była bardo konsekwentna. Nigdy nie rozliczała się sama ze sobą, ale zawsze z Chrystusem, z Chrystusem najmiłosierniejszym. Dlatego, ilekroć dostrzegała zło własne czy nawet zło innych, poczuwała się, by wyrównać, by korzystać z tego wielkiego przywileju, że można się włączyć w to jedyne pełne wynagrodzenie, jakie Chrystus złożył na krzyżu, jakie przybliża nam i ponawia w ofierze mszy świętej. Zarazem każde stwierdzenie niedociągnięć, każde rozliczenie ujemne w sumieniu było dla niej otwarciem się na Chrystusowe zmiłowanie, które zachęca, by zaczynać od nowa, by się nie zniechęcać.
Każdy z nas, w miarę jak się naprawdę autentycznie stara o prawdziwe nabożeństwo do Chrystusa Miłosiernego, w miarę jak się stara ugruntować w sobie nabożeństwo do Bożego Miłosierdzia, powinien podobnie jak Sługa Boża s. Faustyna sprawiać, by ono nadawało pewien charakterystyczny kierunek całemu naszemu życiu.
|