Waldemar Smaszcz
O Juliuszu Słowackim
w Supraślu
W roku ubiegłym, gdy obchodziliśmy dwusetną
rocznicę urodzin Adama Mickiewicza, odżyły, tak naprawdę nigdy nie wygasłe,
spory o hierarchię na samym szczycie panteonu literatury narodowej. Aż
nie do wiary, że jeszcze dziś, gdy napisano ogromną bibliotekę książek
poświęconych Mickiewiczowi i Słowackiemu, może powracać serio stawiane
pytanie, któremu z wieszczów należy się prymat. Autor "Pana Tadeusza" i
twórca "Beniowskiego" to przede wszystkim bardzo r ó ż n i
pisarze, o czym możemy się przekonać choćby dzięki bezpośredniemu następstwu
ich wielkich rocznic. Po jubileuszu Mickiewicza, obecnie przypadła
sto pięćdziesiąta rocznica śmierci Juliusza Słowackiego, co sprawiło, że
ogłoszono Rok tego poety. Nie trzeba być wnikliwym obserwatorem naszego
życia literackiego, by skonstatować, że przebiega on jednak odmiennie od
obchodów Mickiewiczowskich. Nawet najbardziej żarliwi wielbiciele istotnie
nieogarniętego talentu autora "Króla - Ducha" nie mogliby powtórzyć tego,
co o Mickiewiczu powiedział Zygmunt Krasiński i odtąd jest to jeden z najczęściej
przywoływanych cytatów: "On był dla ludzi mego pokolenia i miodem, i mlekiem,
i żółcią, i krwią duchową. - My z niego wszyscy. On nas był porwał
na wzdętej fali natchnienia swego i rzucił w świat. Był to jeden z filarów
podtrzymujących sklepienie złożone nie z głazów, ale z serc tylu żywych
i krwawych..."
Nie pomniejsza to w niczym miejsca
Słowackiego w naszej literaturze. Jest ono niewątpliwe, a nawet - jak w
przypadku każdego genialnego artysty - jedyne i niepowtarzalne. Trwający
Rok poety pozwoli - miejmy nadzieję - nie raz się o tym przekonać.
Na naszym terenie taką, wolną od wszelkich
uprzedzeń, próbą spojrzenia na dziedzictwo wieszczów były III i IV Supraskie
Konwersatoria Literackie, odbywające się w ramach Spotkań z Naturą i Sztuką
UROCZYSKO. Pan Wiesław Szczepaniak, pomysłodawca Konwersatoriów, w roku
ubiegłym zorganizował seminarium poświęcone "Panu Tadeuszowi", naszej epopei
narodowej, najważniejszemu poematowi o Polsce i polskości. W tym roku,
kontynuując ów nurt refleksji tak głęboko ujęty przez Karola Wojtyłę w
poemacie "Myśląc Ojczyzna..." - "Ojczyzna, kiedy myślę, wówczas wyrażam
siebie i zakorzeniam...", zaproponował, by tematem spotkań było dzieło
Juliusza Słowackiego. Zaprosił trzech autorów: Stanisława Szewczenkę
z Kijowa, by ukazał domową ojczyznę poety, która ukształtowała jego wrażliwość
i wyobraźnię oraz pozostała najważniejszym dziedzictwem, z którego zawsze
czerpał; Wojciecha Piotrowicza z Wilna, który miał omówić relacje między
biografią Słowackiego a jedynym w swoim rodzaju miastem, jakim jest Wilno,
oraz piszącego te słowa.
Od razu na początku okazało się, że
- przy wszystkich różnicach między Mickiewiczem i Słowackim - obaj nasi
wielcy romantycy z niezwykłą prostotą zapisali jedno z najważniejszych
i najboleśniej przeżywanych polskich doświadczeń XIX stulecia - tęsknotę
wygnańców za utraconą ojczyzną. Wszyscy pamiętamy przejmujące wyznania
Adama Mickiewicza z Inwokacji do "Pana Tadeusza":
Litwo! Ojczyzno moja! Ty jesteś
jak
zdrowie.
Ile cię trzeba cenić, ten tylko
się dowie,
Kto cię stracił. Dziś piękność
twą w całej
ozdobie
Widzę i opisuję, bo tęsknię po
tobie.
Autor w pierwszym rzędzie odwołał się
do najbardziej powszechnych, bo egzystencjalnych, odczuć. Porównanie ojczyzny
do zdrowia było tym czytelniejsze, że przypominało Polakom znaną fraszkę
Jana Kochanowskiego "Na zdrowie": "Szlachetne zdrowie, / Nikt się nie dowie,
/ Jako smakujesz, / Aż się zepsujesz. / Tam człowiek prawie / Widzi na
jawie / I sam to powie, / Że nic nad zdrowie / Ani lepszego, / Ani droższego..."
Jednym pociągnięciem pióra, godnym mistrza, połączył to porównanie
ze wspólnym losem wszystkich, którzy utracili ojczyznę. Dopiero na tę sytuację
nałożył nostalgiczną refleksję, że tak naprawdę to właśnie utrata uświadamia
nam piękno tego, co posiadaliśmy. Wypowiedź poetycką dopełnia jeszcze jedno
słowo: "tęsknię", niezwykle bezpośrednie, jakby już nie wpisywało się w
większą strukturę artystyczną, lecz należało do "nocnych rozmów rodaków".
Po takim wyznaniu cóż jeszcze można
dodać? Okazało się, że - jak to w innym co prawda kontekście napisał
Jan Lechoń - jeżeli nie jesteśmy w stanie zrobić czegoś lepiej, to przecież
zawsze możemy uczyć to inaczej. I tak właśnie postąpił Juliusz Słowacki,
wpisując swoją tęsknotę za ojczyzną w prościutki wierszyk, skierowany do
dziecięcej adresatki. W najpowszechniej znanym utworze "W pamiętniku Zofii
Bobrówny" czytamy:
Niechaj mnie Zośka o wiersze nie
prosi,
Bo kiedy Zośka do ojczyzny wróci,
To każdy kwiatek powie wiersze
Zosi,
Każda jej gwiazdka piosenkę zanuci.
Nim kwiat przekwitnie, nim
gwiazdeczka zleci,
Słuchaj, bo to są najlepsi poeci.
Gwiazdy błękitne, kwiateczki czerwone
Będą ci całe poemata składać.
Ja bym powiedział to samo, co
one,
Bo ja się od nich nauczyłem gadać;
Bo tam, gdzie Ikwy srebrne fale
płyną,
Byłem ja niegdyś jak Zośka dzieciną.
Dzisiaj daleko pojechałem w gości
I dalej mię los nieszczęśliwy
goni.
Przywieź mi, Zośko, od tych gwiazd
światłości,
Przywieź mi, Zośko, z tamtych
kwiatów
woni,
Bo mi naprawdę odmłodnieć potrzeba.
Wróć mi więc z kraju taką - jakby
z nieba.
Wypowiedzi tej daleko jest do Mickiewiczowskiej
zwięzłości, ale pod tym względem nie sposób było z autorem "Zdań i uwag"
rywalizować. Nie ograniczył się też Słowacki do jednorodnej poetyki wiersza
dla dzieci, ale - co chciałbym podkreślić - nie sprzeniewierzył się
przyjętej konwencji. Wpis do pamiętnika powinien zawierać treści, które
nie przeminą wraz z dziecięcymi latami adresatki. Tylko wówczas zachowa
ważność swojego przesłania także mimo upływu czasu. Po dwu strofach
w pełni zrozumiałych dla dziecka, następuje końcowa, zdecydowanie wykraczająca
poza poezję sztambuchową. Zośka zapewne nie była w stanie pojąć, że może
spełnić rolę dobrego posłańca. Napełniona światłem gwiazd z ojczystego
nieba i zapachem kwiatów z rodzinnych łąk, ma przywrócić poecie-wygnańcowi
dziecięcość, a przez to otworzyć mu drogę do nieba, zgodnie ze słowami
Chrystusa, że jeżeli nie staniemy się jako dziecko, nie wejdziemy do królestwa
niebieskiego.
Refleksje wynikające choćby z tego
jednego tylko zestawienia twórczości Mickiewicza i Słowackiego mogą stać
się doskonałym wprowadzeniem do szerszego spojrzenia na dokonania tych
dwóch wielkich i - powtórzę - jakże różnych poetów.
Autorzy wypowiedzi na IV Supraskich
Konwersatoriach Literackich zgodnie podkreślali, że różnice między autorem
"Dziadów" i "Kordiana" były bardzo głęboko zakorzenione, sięgały już nie
tylko dzieciństwa, ale tradycji rodzinnych. Juliusz Słowacki nie wyrastał
w atmosferze patriotycznej, jaka cechowała dworki szlacheckie. Mickiewicz
- co utrwalił w początkowych scenach "Pana Tadeusza" - zapamiętał
z dzieciństwa portret Kościuszki składającego przysięgę na krakowskim rynku,
"że (...) wypędzi z Polski trzech mocarzów", Rejtana, "żałośnego po wolności
stracie", Jasińskiego i Korsaka na szańcach Pragi oraz zegar wygrywający
mazurek Dąbrowskiego, Słowacki... ojca grającego z uniwersyteckimi kolegami-profesorami
w bostona. Pisał nawet o tym w liście do matki: "Od śmierci mego ojca nigdy
grających w bostona nie widziałem, a teraz boston jest dla mnie wspomnieniem
dzieciństwa."
Gdy Mickiewicz był więziony wraz z
filomatami w bazyliańskim klasztorze, a potem skazany na osiedlenie się
w głębi Rosji, pani Salomea posyłała Julka wraz ze swoimi dorastającymi
pasierbicami, córkami doktora Beću, na bale wydawane przez senatora Nowosilcowa,
tego samego, który doprowadził do procesu młodzieży wileńskiej. Czyniła
to nawet w katolickim Wielkim Poście, bo senator, carski urzędnik, a więc
wyznania prawosławnego, przestrzegał inny kalendarz. Nie piszę tu o tym,
aby obciążać biografię Juliusza Słowackiego. Przeciwnie, podziwiać należy
drogę, jaką przebył od rodzinnego domu, zupełnie obojętnego na sprawy patriotyzmu,
po dzieła, które kształtowały odtąd nasze umiłowanie ojczyzny, kazały młodym
Polakom, gdy zaszła taka potrzeba, "na śmierć iść po kolei, jak kamienie
przez Boga rzucane na szaniec."
Siłą Słowackiego było to, że dla niego
sprawa Polski nie kończyła się na zdobyciu wolności, w co niezachwianie
wierzył. Był pierwszym wielkim poetą, który już wtedy, w czasach niewoli
narodowej, myślał o tym, jaka będzie Polska i jacy będą Polacy, gdy opadną
kajdany. On też miał odwagę powiedzieć, że nie wszyscy, którzy Polskę mają
na ustach, dobrze jej służą. W mądrym wierszu "Szli krzycząc: Polska! Polska!"
napisał:
Szli krzycząc: "Polska! Polska!
- wtem
jednego razu
Chcąc krzyczeć zapomnieli na
ustach
wyrazu;
Pewni jednak, że Pan Bóg do synów
się przyzna,
Szli dalej krzycząc: "Boże! ojczyzna!
ojczyzna."
Wtem Bóg z Mojżeszowego pokazał
się
krzaka,
Spojrzał na te krzyczące i zapytał:
"Jaka?"
A drugi szedł i wołał w niebo
wznosząc
dłonie:
"Panie, daj niech się czuję w
ludzi
milijonie
Jedno z niemi ukochać, jedno
uczuć
zdolny,
Sam choć mały, lecz z prawdy
-
zaprzeczyć im wolny."
Wtem Bóg nad Mojżeszowym pokazał
się krzakiem
I rzekł: "Chcesz ty, jak widzę,
być
dawnym Polakiem".
Wolność nie polega na wtórowaniu bezmyślnej
często większości, natomiast wymaga, gdy zajdzie potrzeba, także sprzeciwu,
dania świadectwa, bez względu na cenę. O takich bohaterach pisał Słowacki,
podkreślając, że "Ziarnem Polski być jeden prosty człowiek może, / Jak
w ziarnku życia - żyje całe przyszłe zboże." |