ks. Marek Czech
Co dobrego nas czeka?

Oczywiście dobre - a nawet najlepsze - co nas czeka to przystąpienie do Unii Europejskiej. Negocjacje się toczą, polski sejm skwapliwie uzgadnia zamierzenia ustawodawcze z prawem unijnym, towarami swymi Unia nas zalewa, poziom antysemityzmu, rasizmu i ksenofobii bada, nawet nas pochwalili, bo powiedzieli, żeśmy w dziedzinie antyksenofobii się podciągnęli, ale stwierdzili, że antysemityzm jeszcze występuje. Wydaje się, że w sprawie zwalczania antysemityzmu dobrze by nam zrobiła ogólnonarodowa procesja wynosząca z Oświęcimia (miasta) wszystkie możliwe krzyże, z papieskim na czele - wszak niektóre organizacje żydowskie żądają usunięcia papieskiego krzyża i uczczenia pomordowanych Polaków jakimś „mniejszym” pomnikiem, ustawionym za murami obozu. Słowem wszystko się w pożądanym kierunku rozwija. Jedna tylko bieda trapi „Europejczyków” nadwiślańskich. Chodzi mianowicie o referendum w sprawie przystąpienia Polski do Unii. Wietrzą tu biedaki niebezpieczeństwo niemałe, bo ludowi jakoś coraz mnie się owa Unia podoba i w razie referendum może się z wejściem nie pokwapić. Trzeba więc jakoś zachęcić, czyli przekonać, że zagłosować za Unią należy nie tylko dlatego, że Unia Wolności sobie tego życzy, ale dlatego, że wszystkim owo wejście na dobre wyjdzie.
Ma więc ruszyć jesienią wielka akcja propagandowa, w ramach której zostaną nam objawione wszelkie dobrodziejstwa z wejścia do Unii wynikające. 
Propaganda przekonać ma nas, że grunt to Unia. A w związku z tym agonia polskiego rolnictwa, ograniczenie i wyprzedaż polskiego hutnictwa, upadek przemysłu stoczniowego, wyprzedaż polskiej ziemi, „prywatyzacja” (oddawanie za niskie ceny zachodnim koncernom) polskiego majątku, to wszystko dla naszego dobra. Przecież idziemy do Unii, a wejście najlepszym wyjściem dla Polski jest. Mało tego, większych korzyści niż wejście owo wyobrazić sobie nie sposób. Tym bardziej więc nie należy płakać nad upadkiem przemysłu zbrojeniowego, wyprzedażą przemysłu farmaceutycznego czy zdominowaniem sektora bankowego przez obce konsorcja finansowe  - o czym zapewne propaganda prounijna przekonać nas zapragnie. Z innych pozytywów, jakimi propaganda nas uraczyć winna wypada wymienić podatek katastralny (od wartości nieruchomości), podniesienie podatku VAT z 7% do 22% oraz z 0% do 7% (np. na książki), oddawanie zysków z ceł i akcyzy do Brukseli. Jeżeli do tych obłędnie pozytywnych pozytywów doda się możliwość kupowania ziemi w krajach Unii (pomyślmy, będzie można kupić kawałek plaży na Rivierze Francuskiej, albo dom z ogrodem w Bawarii!), na które to zakupy będzie Polaków „stać inaczej”, to z pewnością nie da się głosować inaczej niż za wejściem.
Wysiłek propagandy może być imponujący swą namolnością i usilnością przekonywania o dobru, jakie nas czeka, gdy tylko wejdziemy do Unii. Możemy jednak wysiłek ów uczynić syzyfową pracą w czasie referendum.


powrót