Jerzy Binkowski - psycholog
Miłość ukrzyżowana


        Nie do wyobrażenia jest być cierpliwym, sprawiedliwym, wytrwałym, dzielnym, bez miłości. Nie można myśleć o ostatecznym celu powołania chrześcijanina, jak o czymś różnym od miłości ukrzyżowanej.
        Dar z siebie, przekraczanie własnej natury, wybieranie ideałów większych niż sam człowiek - to znamiona wolności chrześcijanina.
        Nie stanowimy dla Stwórcy marionetek w Jego dłoniach. Jesteśmy osobami wolnymi. Możemy zaangażować się we własną odpowiedzialność. Psychologia może być przydatna i pomocna w stawaniu się Bożymi współpracownikami, może pomóc zrozumieć na czym polega dojrzała miłość, może pomóc żyć lepiej. Nie można jednak zapomnieć, że miłość prawdziwa jest zawsze rzeczywistością teologiczną.
        Przez prawdę psychologiczną rozumie się to, co się rzeczywiście przeżyło i przeżywa w relacjach z Bogiem, z innymi ludźmi, z władzą, z własną seksualnością, z postaciami rodziców...itd. Kiedy te relacje są zafałszowane np. poprzez nierealne oczekiwania co do samego siebie, życia, Boga, wtedy prawdy religijne przestają odgrywać zasadniczą rolę motywacji działania konkretnego człowieka.
        Warto istnieć i przeżywać siebie jako współpracownika cudownego daru życia na poziomie tego, co nas stanowi, a więc ciała, psychiki i duchowości - wszystko to zjednoczone i zespolone jako organiczna całość.
        G. Soveriniego w książce „Żyć miłością - dojrzewanie więzi międzyosobowych a życie duchowe" (Kraków,1996, ss.228.), pisze: „Celem procesu wzrastania nie jest i nie może być, doskonałość moralna i duchowa. Prowadziłoby to do szukania siebie w różny sposób, stawiania siebie samych w centrum, w optyce narcystycznej. Celem jest doskonalenie siebie ze względu na większą zdolność do dania odpowiedzi na wezwanie." Podczas swej drogi do własnej pełni człowiek może coraz bardziej angażować się w rozumienie, uznanie i akceptowanie rzeczywistości osobowej wokół niego, aby nieustannie szukać sposobu odpowiedzi na powołanie do miłości, właśnie tam, gdzie żyje, współpracując z łaską, aby tworzyć Kościół.
        Stawanie się zdolnym do kochania jest pracą, rozwojem. Naprawdę miłości trzeba się uczyć, terminować.
        Niewielu z ludzi ( a może nikt) nie jest ostatecznie konsekwentny, radykalny i stały. Każdy z nas musi liczyć się z własnym egoizmem, agresywnością, z lękiem bycia sobą, z własnym życiorysem składającym się także z nie zabliźnionych ran.
        Kiedy zdolność kochania jest dostatecznie dojrzałą? Moim największym ostatnio przeżyciem było uświadomienie sobie, że cechą stanowiącą o dojrzałości do kochania jest zdolność przeżywania i tolerowania uczuć ambiwalentnych własnych i cudzych, bez szczególnego dziwienia się i dramatyzowania. Praca nad własnym ujednoliceniem (integracją) musi uwzględniać pewną konfliktowość i ambiwalencję (tj. wahanie, zmienność, różne pragnienia w tym samym momencie). Dotyczy to każdego człowieka.
        Znakiem dojrzałości jest umiejętność przyjęcia własnych ograniczeń, własnych trudności, własnych dwuznaczności ... oraz tego samego u innych.
        Na swojej drodze nie jesteśmy sami. Każdego dnia w Eucharystii otrzymujemy „naturalną zdolność" do czynienia dobra, silne pragnienie kochania, zobowiązujące i radosne. Spokój duchowy zobowiązuje choćby do uśmiechnięcia się.
        Żyjemy w Czasie Odkupionym, w Czasie Miłosierdzia!


powrót