Wywiad z o. Jackiem Gałuszką
Jest to powołanie każdego człowieka


Każdy młody człowiek poszukuje swojej drogi do Boga. Jak było u ojca z wyborem tej drogi? Czy ojciec był ministrantem?
Moja droga do Boga trwa cały czas. Nie byłem ministrantem, ani też nie służyłem w żadnych ruchach kościelnych. W liceum byłem wiceprzewodniczącym Młodych Racjonalistów i jednym z największych utrapień mojego katechety. Przychodziłem na religię po to, aby się z nim pokłócić, stawiać trudne pytania. Nie bardzo mógł ze mną poradzi. Miałem też pasję grania na różnych instrumentach - między innymi na organach. Pamiętam jak grałem na organach w małym kościółku pod Gorlicami w Sękowie utwór Veni Creator Spiritus - Przyjdź Duchu Święty. Spodobała mi się ta melodia i zagrałem ją kilka razy. Nie wiem co się stało i do tej pory myślę, że to był cud - poczułem, że jestem ogarnięty wielką bezwarunkową miłością Pana Boga. Stwierdziłem, że ten mój młody racjonalizm jest głupi i bezsensowny wobec tego doświadczenia. Ja nic nie mogą zrobić, tylko to przyjąć i się cieszyć. To był mój moment świadomego wyboru Pana Boga, który w dalszym ciągu mi towarzyszy. Na przykład nie boję się poznania innych religii i różnych ruchów religijnych, bo one w żaden sposób mi nie zagrażają. Doświadczenie miłości Jezusa Chrystusa daje mi wielką pewność wiary w Niego: że jest, kocha i jest obecny. Potem zdałem na studia medyczne do Poznania, w czasie których miałem kontakt z duszpasterstwem dominikańskim. Bardziej chciałem być dominikaninem niż lekarzem. Poszedłem do zakonu, gdzie jestem już od 13 lat.

Interesuje mnie skąd ojciec wiedział, że ma iść do zakonu św. Dominika, a nie do innego.
Mój wychowawca w nowicjacie zawsze mnie pytał, dlaczego nie zostałem jezuitą? Zastanawiałem się nad tym pytaniem i po namyśle odpowiedziałem - wie ojciec co, ja miałem powołanie do dominikanów i dlatego nie zostałem jezuitą. Myślę, że jeżeli ufamy Bogu, to On pisze poprzez rożne sytuacje w życiu. To nie był przypadek, że trafiłem do duszpasterstwa dominikanów. To jedyny zakon, który lepiej poznałem i w związku z tym nie miałam wątpliwości.

Od kiedy u ojca pojawiły się zainteresowania muzyką?
Muzyką zajmuję się od piątego roku życia.

Czy ktoś z rodziny jest muzykiem?
U mnie w rodzinie nikt nie gra. Moja ciocia była muzykalna. To ona kupiła dla mnie pianino na piąte urodziny. Od tego momentu zacząłem naukę grania na pianinie. Dla mnie zapis nutowy był pierwszym rodzajem pisma jaki poznałem. Jeszcze nie umiałem czytać liter, a już znałem nuty. Dla mnie dzwiek determinuje przeżywanie świata. Często tak właśnie odbieram świat - przez dźwięki. Bardzo dziwne doświadczenie; nawet tutaj ta kapiąca woda z dachu, ma dla mnie znaczenie perkusyjne.

Czy trudno jest pisać muzykę?
Rozmawiałem z moim profesorem od kompozycji z panem prof. Bujarskim. Jest on znanym kompozytorem. Podobnie jak Krzysztof Penderecki, ma on podobne doświadczenie, że w komponowaniu jest konieczny moment inspiracji, natchnienia, wizji przeżycia. Pojawia się jakaś potrzeba, coś niewyrażalnego, nie mające kształtu. Następuje proces przekładania, tego przeżycia na konkretny kształt, a dokładnie modelowanie tego kształtu, aby był jak najlepszy, najbardziej „przystający". To jest proces tworzenia. Później, człowiek stara się zrozumieć to, co przeżył. Tworzy się jakąś formę. Polega to na tym, ze wybiera się odpowiednie metrum, tonację, dźwięki, tempo. To jest naprawdę ciężka praca. Czasami tak jest, że się siedzi nad jednym taktem parę dni. To wszystko, aby uzyskać taki kształt,który jest zadawalający. W pewnym momencie człowiek z takiego natchnionego twórcy staje się bezlitosnym recenzentem. Jeżeli ja odpuszczę jakiś fragment - ach może tak być!, to ludzie, którzy go słuchają, albo wykonują to zauważą, że to miejsce jest słabe. Lepiej jest więcej czasu poświęcić dopasowując niż puszczać to, do czego do końca nie jest przekonany.

W takim razie muzyka w życiu ojca zajmuje dużo miejsca.
Myślę, że tak. Bardzo żałuję, że tak mało chwil jej poświęcam. Zajmuję się wieloma rzeczami, a najlepsze pomysły przychodzą człowiekowi do głowy, kiedy ma się najmniej czasu. Wtedy się je zapisuje albo gdzieś uciekają.

Można powiedzieć o ojcu, że jest człowiekiem wrażliwym, uczuciowym, czułym na to, co się dzieje z innymi i w innych ludziach. Ojciec bardzo często spotyka się z ludźmi, którzy się zniewolili sektą, w takim razie czy ojciec nie odczuwa bólu i jak z nim radzić?
To ogrom tego cierpienia, a jego bezsens sprawia ból. Tylko wtedy człowiekowi mogę pomóc, kiedy go „przepuszczę przez własne serce". Nie technicznie, nie na takiej zasadzie, że poznam kilka technik terapeutycznych i w ten sposób komuś pomogę. To musi mnie dotknąć. Kontakt z drugą osobą jest dwustronny, że zarówno ta druga osoba się zmienia jak i ja się zmieniam. To, co napisał Scott Peck w książce Bezlitosna łaska - „psychiatra powinien płacić pacjentowi, który do niego przychodzi". Tak naprawdę,to ten lekarz się zmienia w kontakcie z pacjentem. Tak jak duszpasterz się zmienia w kontakcie z ludźmi, którzy potrzebują jego pomocy. Nieraz tak jest, że ja muszę wyznać swoją bezsilność w rożnych sytuacjach, że danemu człowiekowi nie jestem w stanie pomóc. Czasami jest tak, że on tej pomocy nie przyjmuje, gdyż nie jest gotowy, aby ją przyjąć i też nie chce jej przyjęcia. Nie chce popatrzeć z dystansu na to, co przeżywa. Wtedy pozostaje mi modlitwa i zaufanie. Tu dotykamy przestrzeni wiary, że Pan Bóg wie co robi, że czas tego człowieka nie nadszedł. Św. Paweł pisze „Płaczcie z tymi, którzy płaczą". Myślę, że to jest powołanie każdego człowieka, nie tylko księdza, który w życiu myśli więcej o kimś niż o sobie.

Jak Ojciec został odpowiedzialny za centrum informacji o sektach?
Zaraz po święceniach byłem Duszpasterzem Akademickim. Przyszła do mnie kobieta, której syn - student psychologii zniknął w jakiejś sekcie. Spytała mnie czy mógłbym jej wskazać adres, gdzie uzyska pomoc. Poszukałem i stwierdziłem, że nie ma takiego organizacji. Jeżeli tego nie ma to ja muszę to założyć. Konkretna potrzeba wyzwoliła takie działanie. Przeor był przerażony rozmachem naszych działań. W ośrodku pracuje 7 osób, a 15 pomaga.

Ojciec jest człowiekiem odważnym.
Jestem facetem, lubię takie wezwanie.

Może ojciec powiedzieć o doświadczeniu w pracy w Centrum Informacji.
Najbardziej pamiętam taką dziewczynę, która przyszła po 4 latach bycia w grupie satanistów. Niewiele pamiętała, ale czuła, że jest z nią niedobrze. W trakcie naszej rozmowy przypominała sobie różne rzeczy. Opowiedziała jak była we Wrocławiu na obrzędach satanistycznych, gdzie wszyscy byli po wpływem narkotyków. Dochodziło tam do spożywania mięsa ludzkiego. Pamiętam jak ona strasznie to przeżywała, a ja razem z nią. Siedzieliśmy razem i płakaliśmy. Jej było źle, a mi było źle, że jej jest źle. To był moment przełomu, jej wychodzenia z uzależnienia od satanistów. Są też cudowne momenty. Pamiętam, kiedyś przyjechała Marta, aby nam podziękować, że dzięki nam wyszła z jakieś sekty. Nasze spotkanie i terapia jej pomogły.

Ilu osobom udaje się wyjść z sekt?
To zależy od głębokości wejścia w sektę. W skali roku 4 - 5 osób. W ciągu tygodnia zgłasza się ok. 10 osób zainteresowanych pomocą.

Ten mijający już rok był pod wezwaniem Ducha Świętego. Co może ojciec powiedzieć o działaniu Ducha Świętego w swoim życiu?
Myślę, że dla mnie takim namacalnym dowodem działania Ducha Świętego była taka prosta sytuacja. Mieliśmy do kupienia części do komputera, który nam się sypał. Powiedziałem: - „Słuchajcie zamawiamy to i modlimy się do Ducha Świętego, żeby On dał nam pieniądze. Panie Jezu idę spać, a Ty się o to martw, to jest Twoja sprawa". Pamiętam taką scenę: rozmawiam przez telefon w Centrum i wchodzi jakiś człowiek, którego nie znam, mówi:
- Przepraszam Ojca na sekundę chciałem zostawić tutaj skromną ofiarę na Centrum. - To Bóg zapłać. Odparłem nie przerywając rozmowy.
- Może jakieś biuletyny?
- Nie ja chciałem zostawić ofiarę, bardzo się śpieszę. Szczęść Boże.
Biorę później tą kopertę i otwieram, aż usiadłem z wrażenia było tam 20 mln. Rachunki zgadzały się co do grosza. To było działanie Ducha Świętego bardzo konkretne i namacalne.


Przyszły rok jest poświęcony Bogu Ojcu. Kim dla ojca Jest Bóg Ojciec?
Ja myślę, że On jest bardzo ważny. On jest dla mnie Początkiem, Stwórcą, ale też autorytetem, oparciem. Kimś, kto daje poczucie bezpieczeństwa. Sensownością tego całego stworzonego świata. Daje taki moment zaufania, że wszystko będzie dobrze, że ktoś ważny czuwa. Stwarzamy obraz Boga Ojca często w oparciu o naszego ojca ziemskiego. Ja mam taki obraz Boga Ojca, który jest rzeczywiście wymagający, a jednocześnie potrafi docenić to, co syn robi. Pamiętam takie zdarzenie z ostatnich wakacji, kiedy z rodzicami przyjechałem samochodem z Ostródy do Gorlic i na końcu podróży wysiadamy z tego samochodu i mój tata z dumą mówi: - „Słuchaj, ale ty naprawdę jesteś świetnym kierowcą". Myślę czasami, że Pan Bóg, nasz Ojciec patrzy na to, co zrobiliśmy i mówi tak: „Gałuszka, fajnie to zrobiłeś. Jestem z ciebie dumny".

Czego można życzyć dla Szefa Centrum?
Żeby doba miała 27 godzin. Przede wszystkim wielkiej ufności w Opatrzność, i aby starczyło siły do spełniania zadań jakie Pan Bóg stawia.

rozmawiała Anna Zapolnik


powrót