Któż jak Bóg!
Ks. Leszek Mielechowicz


        Przeżywamy kolejny już raz święta Wielkanocne. Warto zapytać siebie czy przeżywanie tych tajemnic naszej wiary przybliża mnie do Tego, który umarł i zmartwychwstał dla mojego zbawienia.
        Nie po to bowiem obchodzimy te święta, aby tylko czynić zadość tradycji. Wielkanoc jest po to, żeby zagłębić się w treść tego jedynego w swoim rodzaju wydarzenia, jakie dokonało się podczas owej Wielkiej Nocy. To natomiast zagłębienie się winno zaowocować w moim życiu jeszcze większym pragnieniem nieba, którego podwoje otwiera Chrystus przez swoją śmierć i Zmartwychwstanie. Czy jest zatem we mnie to pragnienie nieba czyli zjednoczenia z Tym, który mnie do końca umiłował? Czy być może ciągle pozostaję na zewnątrz tajemnic naszej wiary i ślizgam się po powierzchni tych prawd, jakie niesie ze sobą Chrystus Ukrzyżowany i Zmartwychwstały? Chrystus po to umarł i zmartwychwstał, abym ja mógł żyć, ale istnieć życiem łaski, która pozwala grzesznemu i słabemu człowiekowi uczestniczyć w życiu samego Boga. To dzięki łasce stworzenie może egzystować życiem swego Stwórcy. I dlatego tak naprawdę tylko życie w łasce uświęcającej nadaje sens naszej egzystencji tutaj na ziemi.
        Tę prawdę dobrze oddają słowa, które przeczytałem kiedyś na jednym z obrazków: "Na życie w łasce uświęcającej błogosławi Stefan Kardynał Wyszyński Prymas Polski". Chrześcijanin to człowiek, którego normalnym stanem winien być stan łaski uświęcającej. Tymczasem otaczająca nas rzeczywistość jakże nieraz jest różna od tego o czym tu mówimy. Dla niejednego współczesnego człowieka, w tym także chrześcijanina, normalnym stanem jest nierzadko stan grzechu. Co więcej niektórzy sprawiają wrażenie jakby w tym stanie grzechu czuli się dobrze. Jeśli jednak popatrzymy na to wnikliwiej to łatwo będziemy mogli się przekonać, iż jest to tylko pewna forma złudzenia. Złudzeniem jest "radosne życie" w stanie grzechu. Autentyczną bowiem radość w życie człowieka wnosi Bóg. Radosnym jest ten człowiek, który żyje w jedności z Bogiem. Owocem zaś tej jedności jest wolność, ku której wyswobodził nas Chrystus. To życie z Chrystusem, życie w Jego łasce wyzwala człowieka z rozmaitych ograniczeń, a zwłaszcza z największego ograniczenia jakim jest nasz egoizm, nasza pycha. To ona bowiem, jak mówi św. Tomasz z Akwinu - jest źródłem wszelkiego zła w człowieku.
        Mistrzowie życia wewnętrznego zgodnie uważają, że bez walki z pychą nie jest możliwe wzrastanie w łasce. I tak na przykład ks. A. Żychliński napisze w swej książce Wtajemniczenie w umiejętności świętych, iż "przezwyciężenie pychy jest pierwszym zadaniem, jakie spełnić musimy w życiu wewnętrznym". Aby jednak to mogło się dokonać, czymś nieodzownym jest dostrzeganie w sobie różnych przejawów pychy. Zobaczenie tej wady jest pierwszym krokiem, jaki musi wykonać człowiek, ażeby wykorzeniać ją ze swojej duszy.
        Co zatem należy czynić, aby uświadomić, zobaczyć, a następnie podjąć czynny wysiłek walki z pychą? Na to niezmiernie istotne pytanie daje odpowiedź o. Garrigou-Lagrange w swej bardzo dobrej książce Trzy okresy życia wewnętrznego. Powie tam, że "niezawodnym lekarstwem na pychę jest uznanie w praktyce wielkości Boga". To uznanie jest tak bardzo ważne dlatego, gdyż pycha w rozumieniu św. Tomasza z Akwinu jest "nieuporządkowanym umiłowaniem własnej wyższości". Rozważanie i co za tym idzie uznawanie tej prawdy, o której mówi o. Garrigou-Lagrange prowadzi nas do patrzenia we właściwym świetle na Boga swego Stwórcę oraz na siebie jako stworzenie. Im głębsze życie wewnętrzne jakiegoś człowieka tym zdrowsza, właściwsza ocena Boga oraz siebie.
        W życiu wewnętrznym zatem czymś kluczowym staje się wysiłek polegający na czynnym zwalczaniu pychy. Pycha bowiem - jak stwierdza wspomniany ks. Żychliński - powoduje "nieczułość na łaskę Bożą" i co więcej jest ona "bezwzględną przeciwniczką zjednoczenia się z Bogiem". Dlatego właśnie "Bóg pysznym się sprzeciwia, a pokornym łaskę daje" (1 P 5,5).


powrót