Okolice Efezu

7 grudnia ubiegłego roku, przy okazji wręczania listów uwierzytelniających przez nową ambasador Turcji przy Stolicy Apostolskiej, Panią Filiz Dinçmen, Ojciec Święty Jan Paweł II przypomniał o tym, że wiele miejsc znajdujących się w granicach tego kraju przywołuje pamięć o osobach i wydarzeniach, które odegrały decydującą rolę w historii chrześcijaństwa. „Tam bowiem urodził się św. Paweł i wraz z innymi Apostołami głosił Ewangelię; tam w późniejszych stuleciach tworzyło w oparciu o tradycję apostolską wielu wybitnych Ojców Kościoła, tam pierwsze Sobory podjęły doniosłe decyzje, by zdefiniować wiarę chrześcijańską”.

Nic więc dziwnego, iż każdego roku, międzynarodowa grupa biblistów i patrologów opuszcza zacisze uniwersyteckich bibliotek, przenosząc swoje “naukowe warsztaty” do Turcji. Chociaż nie należę do żadnej z tych kategorii, miałem szczęście towarzyszyć im w jednej z takich wędrówek od Antiochii Syryjskiej po Efez. Szczególna atmosfera miejsc utrwalonych w dziejach Kościoła nadawała wyprawie charakter rekolekcji, a zarazem uczonego sympozjum.

Pewnego dnia, otaczając grób św. Jana Ewangelisty, znajdujący się w Selçuk, niedaleko centrum starożytnego Efezu, czytaliśmy fragment Męki Pańskiej: „A obok krzyża Jezusowego stały: Matka Jego i siostra Matki Jego, Maria, żona Kleofasa, i Maria Magdalena. Kiedy więc Jezus ujrzał Matkę i stojącego obok Niej ucznia, którego miłował, rzekł do Matki: – Niewiasto, oto syn Twój. – Następnie rzekł do ucznia: – Oto Matka Twoja. I od tej godziny uczeń wziął Ją do siebie (J 19, 25-27).

Niemal natychmiast zaczęliśmy zadawać sobie pytanie: w jaki sposób Jan wypełnił polecenie Chrystusa ? Wiadomo przecież, że po wniebowstąpieniu podjął się razem z innymi dzieła głoszenia Ewangelii i właśnie w tych stronach zakończył swoje ziemskie życie. Najlepszym tego dowodem był grób, nad którym Cesarz Justynian wzniósł potężną bazylikę. Chowając się w cieniu jej ruin przed palącym słońcem, przywoływaliśmy jednocześnie w pamięci jerozolimską tradycję o Wniebowzięciu (zaśnięciu) Najświętszej Dziewicy. Biskup Epifaniusz z Salaminy (305-403) był do niej tak mocno przekonany, iż w swoim nauczaniu wykluczał zdecydowanie pobyt Maryi w Efezie pod opieką Jana.

Jak jednak wytłumaczyć fakt, że w mieście tym istniała już w czasach Konstantyna Wielkiego bazylika poświęcona Matce Chrystusa, przypuszczalnie jedyna w ówczesnym świecie chrześcijańskim. Odbywający się w niej ponad sto lat później sobór powszechny ogłosił uroczyście prawdę o Boskim macierzyństwie Maryi, co Efezjanie przyjęli natychmiast z wielkim entuzjazmem (431r.). Prof. Paul Paret, który latami badał dokumenty Soboru Efeskiego zachowane w Bibliotece Watykańskiej, wskazuje na pismo skierowane przez Ojców Soborowych do kleru konstantynopolitańskiego w sprawie depozycji Nestoriusza, gdzie mówi się także o pobycie św. Jana i Matki Bożej w Efezie. Ponadto miejscowi chrześcijanie i muzułmanie pielgrzymują od niepamiętnych czasów do oddalonej o 17 km od Efezu miejscowości Meryem-Ana-Evi (Dom Matki Maryi), aby uczcić świętą kobietę, jaka żyła tam przed wiekami.

Sprawą pobytu Bogarodzicy w okolicach Efezu zainteresowano się jednak na dobre dopiero w XIX wieku, w związku z widzeniami niemieckiej mistyczki Katarzyny Emmerick (1774-1824). Według niej, św. Jan Ewangelista miał wybudować niewielki domek, gdzie Maryja mieszkała razem z kilkoma niewiastami. Katarzyna nigdy nie była w Turcji; potrafiła jednak opisać w najdrobniejszych szczegółach to miejsce, wzbudzając swoimi widzeniami powszechne zainteresowanie. W 1891r., duchowni katoliccy ze Smyrny (Izmir) stwierdzili, że odpowiada ono dokładnie wspomnianemu już Meryem-Ana-Evi. Z czasem przybyli tu archeolodzy i wśród ruin zatopionych w obfitej śródziemnomorskiej roślinności, odkryli ślady kościoła. Został on wzniesiony około IV wieku, natomiast jego fundamenty były o prawie cztery stulecia starsze. Ludzkie kości oraz cesarskie monety z różnych epok świadczyły o tym, że w przeszłości wiele osób wybrało sobie Meryem-Ana-Evi na miejsce ostatniego spoczynku.

Po zaledwie piętnastu minutach byliśmy już w tej oazie zieleni na wysokim morskim brzegu, z daleka od nowoczesnych hoteli i piaszczystych plaż wypełnionych wczasowiczami. Uderzyła nas od razu niezwykła cisza, przerywana z rzadka śpiewem ptaków. Przez karłowate pinie i bujną roślinność prześwitywała szmaragdowa tafla morza. W głębi, przed niewielką świątynią, zobaczyliśmy zakonnika opiekującego się tym miejscem z polecenia arcybiskupa Smyrny Giuseppe Bernardiniego. Ponieważ władze tureckie nie chcą przyznać Kościołowi katolickiemu osobowości prawnej, sanktuarium, należy jednak formalnie do grupy świeckich, tworzących coś w rodzaju spółdzielni. “To całkiem podobnie jak na Białorusi w czasach Związku Radzieckiego... wszystko zależy od zaradności i uczciwości ludzi”, powiedział mi kiedyś prałat Julio Murat. Ten młody watykański dyplomata urodził się niedaleko Smyrny, a kilku jego przodków zginęło w masakrach jakie dotknęły miejscowych chrześcijan na początku XX wieku. Pierwszą placówką księdza Murata była natomiast Nuncjatura Apostolska w Mińsku, więc można powiedzieć, że posiada pewne doświadczenie.

Domek w którym miała mieszkać Maryja prezentuje się bardzo skromnie. Prostokątny, z brunatnego kamienia i cegły, mierzy około 7-8 m wysokości. Tam gdzie była izba z piecem jest dzisiaj prezbiterium. Na prawo znajduje się mała salka, pełniąca niegdyś funkcję sypialni. W środku może pomieścić się nie więcej niż 10 osób, dlatego przy okazji większych uroczystości Msza Święta odprawiana jest na zewnątrz obok zdroju z wodą pitną. Zimna i krystaliczna gasi skutecznie pragnienie, zupełnie jak przed dwoma tysiącami lat, kiedy nabierała jej Maryja.

26 lipca 1967 r. sanktuarium nawiedził Papież Paweł VI; z kolei 30 listopada 1979 r. Ojciec Święty Jan Paweł II odprawił tam Mszę Świętą dla licznie zgromadzonych pielgrzymów. Rzymsko-katolicy, ormianie, prawosławni, a nawet muzułmanie, słuchali z uwagą słów Papieża o roli Bogarodzicy w dziejach zbawienia człowieka i zgodnie powierzali jej swe losy.

Może za kilkadziesiąt lat badacze będą mogli powiedzieć coś więcej o pobycie Matki Bożej w Meryem-Ana-Evi. Ani ja, ani moi uczeni współtowarzysze podróży nie mieliśmy jednak ochoty na naukowe dysputy. Oczarowani magiczną atmosferą miejsca czuliśmy się wszyscy niczym w przedsionku nieba i każdy przesuwał w palcach ziarenka różańca.

K. N.


powrót