List z Brazylii

Wspominając pierwszą rocznicę kanonizacji św. Faustyny uczciliśmy ten fakt w Parafii Anajas święcąc skromny obraz Chrystusa Miłosiernego jak również przybliżając i propagując kult i Koronkę do Chrystusa milosiernego. Bardziej ufny w pomoc Bożą wyruszyłem w podróż misyjną odwiedzając wspólnoty rozsiane w Puszczy Amazońskiej i kaplice, których parafia posiada aż 30.

Ten list piszę będąc w podróży już od 3 dni płynąc barką "Dobry Pasterz", która ma już 40 lat i z tego powodu ma wiele ukrytych braków, szczelin, przez które się wciska woda z rzeki jak również i z deszczu. Pomimo wieku silnik stara się spełniać dobrze swoją misję jakby rekompensując inne braki. Dzielnie pokonując bystre nurty rzeki Aramá i Jurará. Płyniemy godzinami wśród hałasu motoru, jednocześnie spokojnie, monotonnie jakby zapominając o życiu i tylko niekiedy spoglądając w stronę Puszczy Amazońskiej, która przytłacza swym obszarem obejmując 3.581,189 km czyli ponad 11 razy większa od terytorium Polski. Płynąc dostrzegamy małe osiedla i domy zagubione wśród brzegu rzeki, wykonane z prostych desek pokrytych liśćmi palmy i tylko z niektórych wysnuwa się gęsty dym zdradzający życie tych wielodzietnych rodzin, które się utrzymują wyłącznie z puszczy, zajmując się polowaniem, zbieraniem owoców z lasu i rybołóstwem.

Na pierwszy rzut oka mogłoby się zdawać, że ci ludzie żyją godnie, dostatnio i obficie skoro puszcza jest tak ogromna i obfita w swe dobrodziejstwa. Ale niestety tak nie jest. Brazylia, a szczególnie Amazonia to kraj kontrastów, miejsce niesprawiedliwości społecznej i krzywdy ludzkiej. Ta część Brazylii jest całkowicie zapomniana przez rząd. Tutaj prawie większość rodzin, które są wielodzietne z 8-10 dzieci, żyje na skraju nędzy, niedożywienia, bez opieki lekarskiej i jeszcze w warunkach feudalnych, gdzie właścicielami lasów są osoby prywatne, obszarnicy - bogacze, którzy się bogacą eksploatując krzywdę i nędzę ludzi prostych nieoświeconych i analfabetów, których jest aż 80%. Ludzie w puszczy pracują w bardzo ciężkich warunkach, z narażeniem życia, wśród licznych niebezpieczeństw m.in. mnóstwo węży jadowitych i w zamian za to nie otrzymują pieniędzy od swych właścicieli lecz tylko niektóre produkty spożywcze i zawsze pozostając ich dłużnikami. I w ten sposób bogaty się bogaci bardziej i biedny ubożeje aż do skrajnej nędzy.

Rzeki w Amazonii to są drogi i autostrady służące do jedynej lokomocji. Barki, które spotykamy i mijamy są przeróżne: małe i ogromne każda jakby zastygła w ruchu, przewidując co ją mogłoby spotkać w wypadku małego przechyłu i kiwnięcia łódeczki. Aż sobie trudno wyobrazić, ale proszę mi wierzyć, że się zdarzają nawet dość często wypadki piractwa czyli napadów na statki kursujące z Belem do Anaja's (36 godzin jazdy). W ubiegłym tygodniu był ostatni przypadek - zrabowano cały ładunek, pobito ludzi i jak zwykle winnych nie będzie. Chociaż ci ludzie od dzieciństwa są obyci z wodą to jednak nie rzadko zdarzają się też wypadki utonięć m.in. zginęło trzech księży misjonarzy hiszpańskich w bystrych nurtach rzeki, które są niebezpieczne zwłaszcza przy spotkaniu wód słodkowodnych z wodami słonymi z oceanu tworząc tzw. zjawisko "Pororoka" jedno z siedmiu cudów świata.

I tak wśród przeróżnych myśli i refleksji, które towarzyszą w podróży nieco zmęczeni, ale szczęśliwi docieramy do naszego celu, do jednej z kaplic głęboko schowanej w buszu Amazonii. Już z daleka dostrzegamy gromadkę oczekujących ludzi przybyłych łódkami z daleka. I jak zwykle wiele dzieci, kobiet, młodzieży oczekujących księdza. Niektórzy już są zmęczeni ponieważ czekają od wczoraj, bo przecie dziś będzie ślub, chrzest, pierwsza Komunia święta, spowiedź i Msza święta, a więc święto doroczne. Nietrudno na twarzy tych ludzi odkryć radość, życzliwość i chęć przyjęcia jak najlepiej. Nietrudno w oczach tych ludzi dostrzec prostotę, szczerość, bo przecie są jeszcze nieskażeni cywilizacją. Ale jednocześnie się dostrzega cierpienie, oznaki niedożywienia, głodu, chorób i pytanie dlaczego jesteśmy tak zapomniani przez innych we wszystkich aspektach naszego życia: religijnego, ekonomicznego, socjalnego, kulturalnego? Pytający zarazem mają odpowiedź gotową. Naszym jedynym obrońcą, ratunkiem, dobrodziejem, lekarzem jest jedynie Pan Bóg. Na Niego tylko możemy liczyć. Tak już musi być. Skoro się stwierdza i doświadcza taką wiarę u tych ludzi prostych, ale jednocześnie mądrych, oświeconych światłem Ducha Świętego, trzeba im przytoczyć jedno z pierwszych błogosławieństw Chrystusa. "Błogosławieni ubodzy w duchu ponieważ do nich już należy Królestwo Niebieskie". I się snuje refleksja prosta, ale zarazem trudna do osiągnięcia w praktyce, że tylko ubogi w duchu może ewangelizować ubogich.

Ks. Jan Pochodowicz

Wyspa Marajó A.D. 2001


powrót