Objęta nowym czasem
Waldemar Smaszcz


        Trudno wyobrazić sobie poezję polską bez wątku maryjnego, wszak jej początki wyznacza nieśmiertelna, do dziś śpiewana Bogurodzica, a hołd Maryi składali najwięksi nasi poeci. Jan Lechoń, autor niezrównanej Matki Boskiej Częstochowskiej, napisał nawet, że jest ona tą, „w którą wierzy nawet taki, który w nic nie wierzy". Ojciec Święty Jan Paweł II, jak przypomniał w swoim pierwszym orędziu Urbi et Orbi, wygłoszonym nazajutrz po wyborze na Papieża Kościoła Powszechnego, w swoje serce i godło biskupie wpisał powszechnie znane słowa Totus tuus - Cały twój. W Darze i Tajemnicy osobny podrozdział poświęcił - jak napisał - Wątkowi maryjnemu powołania; czytamy w nim:
        „Mówiąc o źródłach powołania kapłańskiego nie mogę oczywiście zapomnieć o wątku maryjnym. Nabożeństwo do Matki Boskiej w postaci tradycyjnej wyniosłem z domu rodzinnego i z parafii wadowickiej. W kościele parafialnym pamiętam boczną kaplicę Matki Boskiej Nieustającej Pomocy, do której rano przed lekcjami ciągnęli gimnazjaliści. Potem z kolei w godzinach popołudniowych, po zakończonych lekcjach, ten sam pochód uczniów szedł do kościoła na modlitwę.
        Prócz tego w Wadowicach był Karmel, klasztor na Górce, czasem swego powstania związany z postacią św. Rafała Kalinowskiego. Wadowiczanie licznie uczęszczali do tego klasztoru, a to oznaczało związanie się z tradycją karmelitańskiego szkaplerza. Ja też zapisałem się do szkaplerza mając 10 lat i do dzisiaj ten szkaplerz noszę. (...)
        Kiedy znalazłem się w Krakowie na Dębnikach, wszedłem w krąg Żywego Różańca w parafii salezjańskiej, co było związane ze szczególnym nabożeństwem do Maryi Wspomożycielki Wiernych".
        Dalej Ojciec Święty wspominał książeczkę św. Ludwika Marii Grignion de Montfort zatytułowaną Traktat o prawdziwym nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny. Szczególnie zaś jak wielokrotnie podkreślał - przeżywa modlitwę Anioł Pański, a jej słowa: „Anioł Pański zwiastował Pannie Maryi i poczęła z Ducha Świętego... Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa twego... A Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas..." uważa za kluczowe, bo „wyrażają (...) zasadniczą część największego wydarzenia, jakie dokonało się w dziejach ludzkości". Powraca też do słuchanych od dziecka Godzinek o Niepokalanym Poczęciu Najświętszej Maryi Panny oraz do maryjnego nurtu nie mających sobie równych polskich kolęd i pieśni wielkopostnych. W podsumowaniu tych jakże osobistych wyznań napisał:
        „Wszystkie te doświadczenia duchowe wyznaczyły jak gdyby szlak modlitewny i kontemplacyjny mojej drogi do kapłaństwa, a potem w kapłaństwie - aż do dnia dzisiejszego. Droga ta, w pewnym sensie od dziecka, ale bardziej jeszcze później, kiedy byłem kapłanem i biskupem, prowadzała mnie wielokrotnie na Ťdróżki maryjneť w Kalwarii Zebrzydowskiej. Kalwaria jest głównym sanktuarium maryjnym Archidiecezji Krakowskiej. Często tam przyjeżdżałem, aby samotnie wędrować po owych Ťdróżkachť, omodlając różne sprawy Kościoła, zwłaszcza w trudnym okresie zmagania się z komunizmem. Dzisiaj, widzę, jak bardzo to wszystko jest jednorodne, jak bardzo znajdujemy się w obrębie promieniowania tego samego misterium".
        W tym kontekście pojawienie się w dorobku poetyckim Karola Wojtyły poematu Matka, poświęconego Matce Boskiej wydaje się czymś zgoła naturalnym. Utwór ten powstał w roku 1950, a jego geneza związana jest z ogłoszeniem właśnie wówczas przez Papieża Piusa XII dogmatu o Wniebowzięciu Najświętszej Maryi Panny". Autor ujawnił w nim zarówno niezwykłe przywiązanie do polskiej tradycji, jak i własną odrębność artystyczną, co było widoczne - dodajmy - już w pierwszych jego poematach. Wydaje mi się, że żaden inny utwór obecnego Ojca Świętego nie podkreśla tak wyraziście jego profilu poetyckiego. Zwraca przede wszystkim uwagę znakomite nawiązanie do obu nurtów polskiej poezji maryjnej: teologicznego, który wyznacza Bogurodzica i emocjonalnego, zdecydowanie u nas dominującego. Matka Boska w poemacie Karola Wojtyły jest Maryją z Betlejem, która wszystkie sprawy dotyczące jej Boskiego Syna „zachowywała (...) i rozważała je w swoim sercu". (Łk 2, 19). Przeżyła w cichości i oddaniu całe życie, gromadząc najcenniejszy skarb - wspomnienia, a „od każdego z nich/ nieustannie rozszerza się życie, wzbiera w głębi niesłychaną treścią". I właśnie ta „niesłychana treść" wymagała, by ogarnąć ją nie tylko emocjami, bo one z pewnością jej nie udźwigną, ale także intelektem. Maryja poszukuje równowagi w nazwaniu swoich matczynych przeżyć, które „tak równo przystają do myśli i uczuć jakby waga w tętnicach krwi / nie zakłócała ciszy - /tylko równo wespół z oddechem wychala się myślą i pieśnią". Te wspomnienia, jak całe życie Maryi, są po prostu cichą modlitwą:

To jest chyba modlitwa, mój Synu, to są dni proste,
które przebrały swą miarę i powoli zaczynają napływać
w źrenice moich oczu - i w krew,
która od nich się swego ciężaru wyzbywa.

To są dni proste, mój Synu - uniesione z tamtych uliczek,
na których stoi cisza odsłaniając dziecięcy twój głos -
jakże inaczej teraz słowa Twoje z oddali słyszę,
niegdyś szeptane wargami -
a teraz samą myślą wniesione do mej duszy
i mówione tak bardzo wprost.


        Ks. Janusz St. Pasierb napisał kiedyś o Maryi: „Była całkowicie wolna, kiedy angażowała się w historię Boga i człowieka, uczyniła to zupełnie świadomie. Świadczy o tym trzeźwe, realistyczne pytanie: ŤJak to się stanie, skoro męża nie znam?ť Dzięki temu pytaniu stała się patronką wiary rozumnej, fidei quaerentis intellectum." I taka właśnie jest Maryja z poematu Matka. Ona, która słyszała niegdyś „mamo, mamo" z ust Syna Bożego, tuliła Go w ramionach, owijała w pieluszki, sprostała także trudnemu okresowi, gdy nauczał rzesze i nie miał dla niej czasu. Pewnego razu, jak czytamy w Ewangelii według św. Marka, nie tylko nie wyszedł do niej, gdy przyszła, ale zwracając się do zebranych powiedział: ŤKtóż jest moją matką i którzy są moimi braćmi?ť I wyciągnąwszy rękę ku swoim uczniom, rzekł: ŤOto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wolę Ojca mojego, który jest w niebie, ten Mi jest bratem, siostrą i matkąť." (Mt 12,48-50). Towarzyszyła Mu w drodze krzyżowej i stanęła pod krzyżem. Nie mogła więc kierować się li tylko emocjami, gdyż nie sprostałaby tym wszystkim sytuacjom.
        Autor zbudował wypowiedź Maryi z nieśpiesznych, o wyraźnie zwolnionym rytmie zdań, jakby Najświętsza Matka z namysłem szukała słów do wzbierających myśli. Po raz kolejny możemy się przekonać, że precyzyjny język, adekwatny do poruszanych spraw, najgłębiej porusza zarówno umysł, jak i emocje. Wrażliwy czytelnik odczuwa radość, że tak właśnie układają się słowa, w harmonijną całość, wydobywając z języka często nawet nie przeczuwane znaczenia, odkrywające nieznane rysy Maryi. Tak właśnie można odczytać fragment modlitwy Maryi o „dniach prostych, które przebrały swą miarę i powoli zaczynają napływać w źrenice (...) oczu - i w krew, która od nich się swego ciężaru wyzbywa". Mowa jest tu wszak o ludzkiej śmierci, o tym, że dni niby sekundy zegara odmierzyły czas, wypełniły oczy i krew, zajęły niejako ich miejsce. I to, co było najbardziej żywe, pulsujące - niewygasłe oczy i niewystygła krew, wyzbyły się swego ciężaru, straciły materialność. Jednakże chociaż umarła ziemska Matka Zbawiciela, pozostała Matka Niebieska i ciągle słyszy Jego słowa, teraz już nie szeptane wargami, ale „samą myślą wniesione do (...) duszy i mówione tak bardzo wprost."
        Wniebowzięta Matka Boska, niczym ziemskie matki, gdy czas uwolnił je od nie kończących się obowiązków, powraca myślami w niebie do minionych dni, by raz jeszcze je przeżyć i głębiej zrozumieć. Najpierw oczywiście, wraca do dnia Zwiastowania, gdy słowa Bożego Posłańca wyłączyły ją z kręgu najbliższych i wyznaczyły nową, jakże trudną drogę:

Mnie wyłączyła z tych rozmów pierwsza chwila zdumienia,
która świadczyła o Tobie - o Synu mojej miłości;
Ta chwila się dotąd pogłębia,
całe życie w nią się przemienia -
i pęka w oczach gasnących jak w kropli czystego wosku.

Ta chwila całego życia raz doświadczona w słowie,
a dokąd mym ciałem się stała, karmiona we mnie krwią
i w uniesieniu noszona -
w moim sercu wzbierała cicho jak Nowy Człowiek,
gdy trwało zdumienie myśli i praca codzienna rąk.

Ta chwila u swego szczytu jest znów tak samo świeża,
bo znów znajduje Ciebie - nie ma tylko tej kropli u rzęs,
w której promienie oczu topniały na chłodnym powietrzu
- ale za to znużenie ogromne już znalazło swe światło i sens.


        Poemat Matka zawiera też niezwykle piękną i bardzo osobistą część zatytułowaną Przestrzeń, która w Tobie została. „Przestrzeń" to - jak wiadomo - ulubione słowo Karola Wojtyły. Jest to miejsce do wypełnienia. Ale tylko dogłębne rozpoznanie przestrzeni, ogarnięcie jej umysłem i wyobraźnią, pozwoli człowiekowi nie zmarnować tego daru. Karol Wojtyła - i to jest naprawdę bardzo oryginalna propozycja ideowa i artystyczna - ujrzał w Matce Boskiej przestrzeń po jej Boskim Synu i wysnuł z tego obrazu cały utwór poetycki:

W przestrzeń Twojego Syna, pierwszego Syna Twojego,
powracam często. Wówczas myśli biorą Jego kształt,
ale oczy zostają puste -
na wargi słowa wracają te same,
którymi On się okrył, gdy z nami pozostać chciał.

Gdy więc te same słowa przestrzeń Jego ogarną
bardziej niż wzrok,
niż pamięć i serce - o Matko - znowu Go możesz mieć -
(...)


        Jest to obraz tak sugestywny, przemawiający chyba do każdego, że nie można się od niego uwolnić. To prawdziwie polskie zawierzenie Maryi. Ona zachowała tę przestrzeń, które wypełniał jej Boski Syn i gotowa jest przyjąć każdego, „kto się do Matki uciecze". Człowiek w jej matczynych ramionach nie tylko karmi się opieką najczulszej z matek, ale i przenika go Boska obecność. Przestrzeń w wyciągniętych ramionach Maryi jest przestrzenią świętą, oczyszczającą, karmiącą Bożą Miłością. Dlatego tak często w nią powracamy. Ks. Jan Twardowski napisał, że „powracamy jak dziecko", bo też jesteśmy - zgodnie z wolą konającego na krzyżu Chrystusa - dziećmi Maryi, a ona naszą Matką.


powrót