Małgorzata Mojsak
Czy piękne jest to, co się podoba?
czyli garść refleksji wokół współczesnego bestsellera


Trudno nie zastanowić się nad zjawiskiem, którym jest popularność serii powieściowej J. K. Rowling opowiadającej o przygodach Harry'ego Pottera. Dlatego też, chcąc zrozumieć tych, których książka tak zafascynowała i oczarowała - przeczytałam pierwszą część. W mniemaniu jej zwolenników, argumentem przemawiającym zdecydowanie na korzyść jest niezwykła poczytność powieści, zwłaszcza, że cenna sztuka czytania jest dziś zjawiskiem niezwykle rzadkim. Poza tym autorka jest laureatką wielu prestiżowych nagród. Powieść więc ze względu na popularność została ogłoszona bestsellerem. Przypadek książki o Harrym Potterze jest jednak dla mnie kolejnym dowodem na to, że - parafrazując słowa Norwida - nie zawsze piękne jest to, co się podoba.

Akcja utworu rozpoczyna się w Anglii, w rodzinie Dursleyów, do której po śmierci swoich rodziców trafia tytułowy bohater - siostrzeniec pani Dursley. Od początku losy Harry'ego i jego rodziców owiane są tajemnicą. Pani Dursley wstydzi się swojej siostry i mówi o niej z wielką niechęcią. Dlatego też Harry zostaje bardzo źle przyjęty przez Dursleyów i w podobny sposób traktowany. Do jedenastego roku życia nie wie, dlaczego tak jest i nie wie, kim jest. Rozstrzygającym momentem są jedenaste urodziny bohatera, kiedy to okazuje się, że jego rodzice byli czarodziejami, a on sam, jako czarodziej, zostaje zabrany do szkoły w Hogwarcie, gdzie ma się uczyć magii i czarów. Tu przeżywa wiele przygód, między innymi usiłuje zdobyć kamień filozoficzny.

Harry Potter jako czarodziej do świata czarów trafia ze świata zwykłych ludzi. Zwykłymi ludźmi są Dursleyowie, u których mieszkał. Od początku jest bity i poniewierany. Pani Dursley jest przedstawiona jako wrzaskliwa i opryskliwa baba, a pan Dursley jako nieliczący się z nikim tyran. Państwo Dursley mają syna - rozpieszczonego Dudleya, który znęca się nad Potterem. Rodzina Dursleyów więc to obraz zmaterializowanej i pozbawionej zasad moralnych rodziny zachodniej. Świat normalnych ludzi, zwanych w powieści mugolami, to świat moralnej i duchowej próżni, którą zapełniają jedynie bogactwa materialne (na urodziny Dudley dostaje nowy komputer, telewizor i rower wyścigowy; jest niezadowolony, bo dostał tylko 36 prezentów, a więc o dwa mniej niż w zeszłym roku). Trudno się więc dziwić, że dla głównego bohatera pobyt w Hogwarcie to wyzwolenie z nudnej i prymitywnej rzeczywistości. W tym "lepszym" świecie spotyka się bowiem po raz pierwszy z przyjaźnią, lojalnością, szacunkiem, docenieniem i akceptacją ze strony innych. Tych wartości jest przecież pozbawiony ten normalny świat zwykłych ludzi. Poza tym w świecie czarów spotykają Harry'ego niezwykłe przygody wprawiające wielu czytelników w zdziwienie nad wyobraźnią autorki.

Z pewnością jest wiele przyczyn składających się na popularność powieści. Książka wzbudza zainteresowanie nie tylko dzieci i młodzieży, ale również dorosłych, bo "dostarcza przeżyć estetycznych", "rozwija wyobraźnię"... Ze względu na obecność fantastycznych postaci i fantastycznego świata może być traktowana jako baśń, która istnieje przecież w literaturze od dawna, podobnie jak fantastyczne postacie: wróżki, czarodzieje, itp. Czy więc "Harry Potter" to jedynie niewinna historyjka mogąca stanowić rozrywkę w wolnych chwilach? Według mnie zło powieści polega nie tylko na tym, że może stanowić "podręcznik" magii i czarów. Literatura, która wprowadza w obcy świat i ten obcy świat jest celem samym w sobie - nie tłumaczy w sposób symboliczny naszego świata - jest jedynie iluzją, kłamstwem; działa jak narkotyk utrudniający powrót do rzeczywistości, "Bo piękno na to jest, by zachwycało / Do pracy - praca, by się zmartwychwstało.". "Piękno" powieści J. K. Rowling nie zachwyca do pracy nad tym, co złe we mnie i wokół mnie, ale wabi, by od tego uciec lub, jeśli powrót jest nieunikniony, mścić się na złej rzeczywistości - jak Harry Potter zamierzał mścić się na swoim ciotecznym bracie używając swych czarodziejskich sztuczek.

Szukanie w dziele sztuki wartości uniwersalnych chyba zawsze było przywilejem niewielu. Obecnie sztukę sprowadza się do swego rodzaju używki dostarczającej na krótko energii, co w szerszej perspektywie obniża jednak kondycję moralną i duchową. Stąd najpopularniejsze staje się to, co nie wymaga wysiłku, jest przyjemne - to jest uznawane za piękne. Stąd ostrzeżeniem niech będą znów słowa Norwida:

Że piękno to jest, co się wam podoba

Przez samolubstwo czasu lub koterii;

Aż zobaczycie, że druga osoba

Pięknego - dobro - też zsamolubnieje

I na wygodno koniecznie zdrobnieje,

I wnet za-ciasnym będzie glob dla ludzi,

Aż jaki piorun rozedrze zasłonę,

Aż jaki wicher na nowo rozbudzi,

Aż jakie falę zatętnią czerwone...

(C. K. Norwid, "Promethidion")


powrót