ks. Jarosław Wiśniewski
List z Antypodów

Grupa młodzieży z Syberii spędziła w Polsce ostatnie dni Roku Jubileuszowego. Rosyjska katolicka gazeta z Moskwy określiła tę podroż jako Barcelona w Polsce. Ten tytuł najlepiej oddaje charakter pielgrzymki. Pragnęliśmy być w Hiszpanii razem z młodzieżą europejską, ale nie udało się... Za to nasza grupa spotkała się z pracownikami Radia Maryja, odwiedziła Częstochowę, mój rodzinny dom w Skrwilnie i mój "rodzinny Białystok".

Kiedy zbliżam się do okrągłej rocznicy święceń (10 lat), to pracując na tych odległych sachalińskich wyspach, zaczynam sobie zadawać pytanie: skąd jestem i co robię wśród skośnookich katolików na drugiej stronie półkuli ziemskiej - 11.000 km od Europy. Ostatnio, gdy wróciłem z Polski czekała mnie miła niespodzianka. W dziewiątym roku pracy w Rosji dostałem tzw. "zieloną kartę" dającą prawo do starań o obywatelstwo rosyjskie. Czy warto?

Wielkim wydarzeniem w ubiegłym roku była pielgrzymka 46 osób do Rzymu. Młodzi z całej Administratury Wschodniej Syberii udali się pod moja opieką 15 sierpnia do "serca" Kościoła. Będąc klerykiem nie mogłem marzyć o takim wyjeździe z Polski. Porównajcie - minęło tylko 10 lat i jak różna jest dziś Rosja. To była łaska i cud Jubileuszu, bo państwa układu z Shoengen niechętnie dają Rosjanom wizy. W czasie gdy "koczowałem" w Moskwie, by je zdobyć zdarzył się pożar, bójka i interwencja milicji, i dodatkowy przestój... Dlatego nie dziwcie się, że z jednej strony natchniony sukcesem wyprawy do Rzymu, mając przyjaciół w Hiszpanii i znając ten język, wyrywałem się do Barcelony. Plany Boże były inne. Nie dostaliśmy wiz.

A więc kupiliśmy vouchery do Polski dla 9 osób. Były po trzy z Kamczatki, Sachalina i Chabarowska. Sama podroż nie była ciężka. Po 9 godzinach lotu, każdy ze swojej parafii, zebraliśmy się na lotnisku w Szeremietiewo II w Moskwie i po 2 godzinach lotu dotarliśmy do Warszawy.

Trudno nam przychodziła aklimatyzacja. W dzień chciało się spać, nocami wygłupiać się. Grupka była wspaniała. Wspominając pewne "zgrzyty" z Rzymu wybrałem tym razem "najlepszych". Byli neofici: rodzeństwo z Kamczatki Wołodia i Nastia, którzy tylko miesiąc wcześniej przyjęli chrzest, Julia (Koreanka z Chabarowska), dwie Iry (20-letnie organistki), dwie katechetki (Koreannka i Japonka), 15-letnia zakrystianka z Sachalina Wiera i ja.

Warszawy nie chciałem im pokazywać, bo to przecież pielgrzymka więc z kościoła św. Krzyza i św. Anny zaraz pojechaliśmy do Torunia na pierwszy nocleg. Gościli nas redemptoryści. Dali nam oni ofiarę na podroż do Częstochowy i wpuścili do Radia Maryja.

Potem nocowaliśmy w Skrwilnie. Moi rodzice przeżyli wielką radość, przecież nie widzieliśmy się półtora roku od chwili gdy wyjechałem z Kaukazu na Syberię. Od razu pokochali moich egzotycznych pielgrzymów.

Dlaczego pokochali? O to można zapytać kleryka Radka, Wojtka Tomkiela czy studentkę Ulę. Ta mała grupka ludzi nieustannie troszczyła się o nas w Białymstoku. Te same słowa mogę powiedzieć o profesorach Seminarium. Ks. Redaktor Naczelny "Czasu Miłosierdzia", gdy ujrzał azjatyckie twarze w grupie zaczął opowiadać o swym pobycie w Chinach, ks. Rektor Henryk Żukowski przyniósł wszystkim ilustrowane kalendarze z naszego Seminarium, ks. Prokurator i ks. Rektor Stanisław Hołodok przy pomocy sióstr zakonnych zatroszczył się o nocleg i karmił nas do syta. Młodzieży bardzo podobało się spotkanie z ks. Leszkiem Strukiem. Najwięcej pytań na pożegnalnym wieczorku zadał właśnie on - i nic dziwnego, taka jest rola Ojca Duchownego.

Ks. Czesław Gładczuk przyprowadził na spotkanie swego przyjaciela - więźnia Karagandy. Dzieci nie umiały podjąć tego tematu. Były zbyt rozentuzjazmowane Polską, pięknem kościołów i ludzi. A przecież można by długo opowiadać o tym, jak ich koreańskie rodziny zostały wypędzone przez okupującą Japonię do kopalni Sachalina na przymusowe roboty. Chabarowskie dzieci mogłyby opowiedzieć jak na chińskiej granicy polscy oficerowie przelewali krew na wojnie japońskiej i jak im za to zbudowano kościół, a potem już w innych czasach zamieniono na szpital. Daleki Wschód to miejsce gdzie "bezbożny komunizm" kwitł w sposób bardzo oryginalny. Do 1925 roku była to "biała enklawa", i nawet udało się otworzyć katolicką diecezję we Władywostoku, ale potem biskup był izolowany tak mocno, że na jego pogrzebie nie było katolickiego kapłana.

Młodzież, która jeszcze niedawno nie widziała Moskwy i nie była za granicą, teraz tęskni za Europą i kocha Polskę. Kocha dużo bardziej katolicki Kościół, do którego trafiła 5 lat lub niespełna rok temu. I choć nie byliśmy w Barcelonie ani w Watykanie to mnie, polskiemu księdzu, nie będzie trudno opowiadać i tłumaczyć dlaczego my jesteśmy katolikami i czym jest Kościół katolicki, który w Rosji po staremu nazywają po prostu "Polskij Kastioł".


powrót