Ks. Adam Skreczko
Chiny – kraj wielu pytań?

Miałem okazję na przełomie sierpnia i września br. wraz z kilkoma osobami: Ks. A. Kakareko, B. Łękawą i D. Dziemian (patrz zdjęcia), odwiedzić Chiny - barwny, ale pełen kontrastów kraj. Dzięki uprzejmości Lidii i Wiesława Sieradzkich pracujących w Ambasadzie Polskiej w Pekinie mogliśmy zamieszkać na terenie ambasady i przez kilkanaście dni zwiedzać miejsca ważne z różnych względów w historii tego narodu, m.in.: plac Tian'an Men - miejsce krwawo stłumionego zrywu wolnościowego, pałac cesarski tzw. zakazane miasto, niesamowicie kolorowy pałac letni, pałace: Yonghegong i Beihai, świątynie: Tian Tan (świątynia nieba), Ypnghegong (świątynia lamaistyczna) i inne oraz Chiński Mur o długości ok. 6 tys. km. Każdy dzień dostarczał nowych wrażeń i coraz bardziej przekonywaliśmy się, że chińczycy są przyjaźnie nastawieni do człowieka, są na ogół uśmiechnięci i ciągle na ulicach proponują swoje towary. Ceny wszystkiego są dla nas śmiesznie niskie. Dla przykładu 15 km jazdy taryfą kosztuje 5 zł. Należy jednak pamiętać, że przeciętne zarobki Chińczyków wynoszą równowartość naszych 140 zł. Oblicze Pekinu, jak też innych miast, zmienia się w zawrotnym tempie. Stany Zjednoczone, jak również inne kraj kapitalistyczne podejmują kosztowne inwestycje: banki, hotele oraz zakłady przemysłowe, nastawiając się na zyski, gdyż robocizna jest tu tania i w związku z tym końcowy produkt ma niższą cenę wyjściową. Na każdym kroku widać jak kapitalizm wkracza wielkimi krokami w komunizm. Niektórzy nawet twierdzą, że w najbliższym czasie nastąpi wielki rozkwit gospodarczy Chin. Tymczasem ze wspaniałymi budynkami graniczą chutungi - dzielnice biedy, gdzie kilka pokoleń mieszka w ciasnych pomieszczeniach, mają jedynie zimną wodę i na całą ulicę jedną toaletę.Nie jest to wprawdzie skrajna bieda jak w brazylijskich fawelach, gdzie domy sklecone są z tekturowych pudełek. Na głównych ulicach Pekinu nie widać biedy. Wzmożony jest ruch rowerów, riksz i samochodów w większości rodzimej produkcji.

Koło rodziców drepcze zwykle tylko jedno dziecko. Od 1979 roku, kiedy rozpoczęto ostrą kontrolę urodzin, chińska rodzina musiała uzyskiwać urzędową zgodę na urodzenie potomka. Intymne życie małżonków w Chinach od tego czasu jest ściśle kontrolowane. Limity dotyczące możliwych urodzeń były rozpatrywane w zależności od aktywności partyjnej. Jeśli pierwsza urodziła się dziewczynka, zwłaszcza na wsi, czasami przyznawano prawo do urodzenia kolejnego dziecka. Dla wielu rodziców w Chinach posiadanie syna jest szczególnie ważne - tylko syn ma prawo składać ofiarę duchom przodków zapewniającą powodzenie dla całego rodu. Próba zarejestrowania drugiego potomka wymaga od rodziców heroizmu. Trzeba zapłacić haracz w wysokości rocznych zarobków. Jeśli rodziny na to nie stać, urzędnicy z domów zabierają wszystko - meble, sprzęt.

Chiny to serce Azji - kontynentu, który, jak można przypuszczać, będzie główną areną ewangelizacji w trzecim tysiącleciu. Chińska Republika Ludowa hucznie obchodziła w ubiegłym roku 50-lecie istnienia. Półwiecze władzy komunistów to w skrócie: rewolucja kulturalna, obozy laogai (chiński gułag), eksterminacja narodu tybetańskiego, obłąkane eksperymenty maoistowskiej ekonomii i niesłabnąca propaganda antyreligijna. Jednakże długoletnia ateizacja przynosi niespodziewane owoce w postaci wzrastającego zainteresowania sprawami religijnymi i duchowymi, również chrześcijaństwem.

Przez lata władze chińskie próbowały podporządkować sobie Kościół katolicki. Doprowadziło to do powstania: Kościoła oficjalnego, tzw. patriotycznego, który zerwał łączność ze Stolica Apostolska i jest kontrolowany przez władze, oraz Kościoła podziemnego. W 1951 roku został wygnany z Pekinu ówczesny nuncjusz apostolski abp. A. Riberi.

W latach pięćdziesiątych zamknięto wszystkie klasztory, a siostry rozproszono. Obecnie liczba zakonnic przekroczyła już 3 tysiące i rośnie.

Po okresie wielkich prześladowań za czasów rewolucji kulturalnej w latach 1966-76, Kościół po śmierci Mao Tse-tunga mógł skorzystać z pewnej liberalizacji w podejściu władz komunistycznych do religii. Wiązało się to z nową polityką tamtejszego Frontu Jedności Narodowej, zmierzającą do mobilizacji wszystkich społecznych sił w kraju na rzecz rozwoju gospodarczego. W praktyce władze zrezygnowały wówczas z odwoływania się do idei walki klas i coraz mniej mówiły o walce z imperializmem. Wtedy to buddyzm, islam, taoizm, a także chrześcijaństwo, reprezentowane przez katolicyzm i protestantyzm, uznano za "religie mające pisma sakralne, dyscyplinę religijną i dobrą moralność". Dlatego też, chociaż Kościół jest ciągle kontrolowany przez podporządkowane partii komunistycznej Patriotyczne Stowarzyszenie Katolików Chińskich, to jednak osiągnął status narodowy. Nowe podejście władz do chrześcijaństwa charakteryzuje się tym, że "dążąc do szybkiego rozwoju gospodarczego, rząd chiński widzi w chrześcijaństwie doskonałe narzędzie, dzięki któremu można przyspieszyć i zintensyfikować wymianę i inwestycje gospodarcze z krajów rozwiniętych". W swych kilkusetletnich dziejach obecności na ziemiach chińskich katolicyzm był postrzegany zbyt wyraźnie jako religia z zewnątrz. Misjonarze działający w Chinach w XIX i XX wieku mieli w dodatku poczucie wyższości w stosunku do miejscowej kultury i byli za bardzo uwikłani we wspieranie kolonialnych interesów państw europejskich. Należy przypomnieć, że pierwsi biskupi-Chińczycy zostali wyświęceni zaledwie 70 lat temu. W przeszłości nie przywiązywano też zbytniej wagi do formacji miejscowego kleru, traktując Chiny jako teren wyłącznie misyjny. Pomimo lęku przed komunistyczną kontrolą i mimo ingerencji władz, przywódcy Kościoła katolickiego i katoliccy intelektualiści nie są nieszczęśliwi z tego powodu, że zostali zdani całkowicie na własne siły, podejmując się odpowiedzialności za życie kościelne. Katolicy w Chinach działali zawsze w warunkach bardzo silnej kontroli państwa. W czasach cesarskich religię kontrolowało Biuro ds. Obrzędów, odpowiadające za dostosowanie rytuałów innych religii do obowiązującego w całym państwie rytuału konfucjańskiego. Dziś nie obowiązuje już model konfucjański, ale jego pozostałości można odczuć w sformułowaniu chińskiej konstytucji, która toleruje tylko "normalną działalność religijną". Tę z kolei określa Front Jedności Narodowej.

Kościół w państwie chińskim działa w bardzo skomplikowanej sytuacji, zarówno wewnętrznej, jak i w relacjach z władzami. Swoistym paradoksem - jak stwierdził ks. Michał - Werbista, którego poznaliśmy w Pekinie - jest następujący fakt: biskupi i katolicy wierni Rzymowi są traktowani jako nielegalni przez chińskie władze, zaś Kościół oficjalny nie jest uznawany przez Watykan. Ale stawianie sprawy aż tak jednoznacznie staje się już dziś - dosłownie na naszych oczach - nieprawdziwym uproszczeniem. Obecnie sytuacja jeszcze bardziej się skomplikowała. Dlatego jako błędne uważam opisywanie życia Kościoła w Chinach przez zastosowanie zbyt jednoznacznych rozróżnień i ocen postaw poszczególnych biskupów czy obu gałęzi Kościoła działającego na terenie Chin. To nie służy sprawie pojednania w chińskim Kościele. Jest przecież wiele przypadków uznania przez Watykan biskupów wyznaczonych przez komunistyczne władze. Istnieją też przypadki niepodporządkowania się decyzjom Stolicy Apostolskiej ze strony biskupów "podziemnych". Jestem przekonany, że katolicy w Europie czy w Ameryce powinni w działaniach na rzecz Kościoła w Chinach przyjąć postawę reprezentowaną w tej kwestii przez Papieża. Od początku pontyfikatu działa on w duchu porozumienia, przebaczenia i troski o pojednanie. Widać to wyraźnie w jego orędziach do katolików chińskich. Nie ma w nich szkodliwych rozróżnień, na które Chińczycy są bardzo wrażliwi.

Od kilku lat wyraźnie wzrasta liczba powołań kapłańskich i zakonnych w Kościele chińskim. Warto przypomnieć, że jeszcze w 1948 roku w Chinach żyło ponad 7 tysięcy zakonnic. Mimo utrudnień i aresztowań czynnych jest obecnie około 30 seminariów duchownych, w których kształci się ponad tysiąc kleryków, a blisko 100 klasztorów żeńskich jest przepełnionych kandydatkami. Niestety, nie mogą one należeć do kongregacji międzynarodowych (ze względu na oskarżenie o działalność dywersyjną) i są podporządkowane miejscowym biskupom. Chociaż Kościół oficjalny nie podlega postanowieniom Watykanu, wielu biskupów podziemnych zachęca do kształcenia się w seminariach oficjalnych - jak stwierdza o. Frans de Ridder CICM z belgijskiej Fundacji Ferdynanda Verbiesta.

Rolę pomostu miedzy Kościołem w Chinach a światem odgrywa od wielu lat Kościół katolicki w Hongkongu, a rola ta jeszcze bardziej wzrosła, gdy 1 lipca 1997 r. ta była kolonia brytyjska wróciła do Chin. Ks. Luke Tsui Kam Yiu z tamtejszego Katolickiego Instytutu ds. Religii i Społeczeństwa co miesiąc jeździ na dwa tygodnie do Chin i dostarcza miejscowym wiernym literaturę religijną, prowadzi wykłady w seminariach i parafiach i spotyka się z różnymi grupami miejscowych wiernych.

Ważnym wydarzeniem w życiu katolików chińskich była kanonizacja stu chińskich męczenników z początków obecnego stulecia. Byli wśród nich męczennicy, którzy nie przekroczyli 16 roku życia. 1 października br., w dniu kanonizacji, papież Jan Paweł II stwierdził, że chińskie święte dzieci - męczennicy za wiarę w Chrystusa to wzorce do naśladowania dla dzieci bogatej Europy, to autorytety za cenę krwi wylanej w wiośnie życia, krwi drążącej kultury i cywilizacje skuteczniej niż kongresy i uczone publikacje.

Uważam, również, że Kościół katolicki w naszym kraju, mający za sobą dziesięciolecia rządów komunistycznych, może lepiej niż Kościoły zachodnie zrozumieć problemy katolików chińskich, nadal żyjących w tym reżimie, oraz przekazać im wiele ze swych doświadczeń.


powrót