rozmowa z Jerzym Binkowskim
Klucz do przeżywania życia

- Jak jest jubileuszowa świadomość poety w dwadzieścia lat od debiutu literackiego?

- Jest to pewne wzruszenie, wychylenie się do przodu, także - wybicie się od dotychczasowych zasobów z ciekawością: co będzie dalej.

- Dlaczego zostaje się poetą?

- Ja sądzę, że zostałem poetą dlatego, iż zafascynował mnie język łaciński. Jako chłopak, jako ministrant tak byłem zafascynowany łaciną liturgii Kościoła rzymsko-katolickiego, że zacząłem analizować treści, muzykę, formy tego języka.

- Skoro jesteśmy przy łacinie: czy robi Ci to różnicę, że kiedyś mówiliśmy Credo in unum Deum, a teraz tylko po polsku?

- Cząstki stałe Mszy świętej bardzo łączą, kiedy się jest za granicą. Więc łacina miała bardzo mocny mechanizm integrowania całego Kościoła i ludzi na świecie. Ale w związku ze stałymi częściami Mszy świętej człowiek nie ma kłopotów ze świadomością, że teraz Anglicy, Amerykanie, Francuzi czy Hiszpanie mówią właśnie tę cząstkę, tak że mimo wszystko się uczestniczy. Sentyment jednak pozostał, bo to była jakaś nobilitacja, i chyba zewnętrznie łatwiej było tworzyć w sobie święto. Natomiast język polski, przecież codzienny, w jakimś stopniu wymusza na mnie większą pracę. Żeby jasność, i światło, i święto - na przykład uczestnicząc w liturgii Mszy świętej - tworzyć właśnie w swoim wnętrzu. W tym sensie zrezygnowanie z języka łacińskiego i zewnętrznego atrybutu świąteczności - na rzecz wewnętrznego to bym sobie chwalił.

- Czy to, że byłeś ministrantem i wychowałeś się w bardzo religijnym domu, miało wpływ na Twoje wybory poetyckie, na tematykę Twojej twórczości?

- Zdecydowanie to była taka determinanta, szczególnie w tym momencie, w którym zauważyłem, że to ma głęboki sens, aby pisać o sprawach najważniejszych. Religia to jest więź: budowanie związku między niebem a ziemią zdecydowanie traktuję jako - dla języka, dla poety - sprawę najważniejszą. Natomiast (nie chciałbym, żeby to było frywolne, lecz radosne) przypominam sobie, że jednak, oprócz konstruowania pierwszych modlitw, to - tak jak każdemu normalnemu młodemu mężczyźnie przystało - pierwsze wiersze były o fascynacji tym wszystkim, co jest relacją między kobietą i mężczyzną: miłością, zakochaniem.

- Zawsze jest to typowe dla młodych, wrażliwych ludzi, którzy chcą wyartykułować swoje pierwsze emocje, zwykle związane z drugim człowiekiem. Ale potem, być może już na wyższym poziomie intelektualnym, następuje kontakt z czymś innym...

- ...pozwól, że ci wejdę w słowo. Otóż wydaje mi się, że mówisz o - w ogóle, zrodzonym teraz, w tej rozmowie - podstawowym związku. Jeżeli ktokolwiek sądzi, że religijność może być poza relacją: człowiek - człowiek, to jest to brak dyscypliny myślenia. Mnie się wydaje, że pobożność to właśnie budowanie więzi niebo i ziemia, w relacji do najbliższych. Jakakolwiek pobożność pomijająca konkretnego człowieka obok, jest dla mnie nieporozumieniem. W tym momencie, kiedy pragnę, mówiąc o pobożności, to myślę o jakiejś bojaźni Bożej. Jeżeli ja na serio traktuję właśnie bojaźń Bożą, to w jakimś sensie jestem najbardziej zmobilizowany do tego, żeby czuwać nad twórczymi relacjami między tymi, których spotykam.

- Czy nigdy nie miałeś wątpliwości, robiąc to, co robisz, pisząc to, co piszesz?

- Wydaje mi się, że współcześnie ogromnie podskoczył poziom czytania poezji, i konstruowania poezji. I chyba, razem z poziomem kształcenia i ilością tego, co przeczytałem, mam poczucie, że mam wyjątkowy talent do czytania, do słuchania poezji. To, że w końcu decyduję się na pisanie, jest dużym wyborem z całości czy ze świata moich wewnętrznych przeżyć. A jednak, kiedy wybieram to coś, co w manuskryptach dotyka różnych wątków, to po latach stwierdzam, że wątek twórczości, nazwijmy to, religijnej, i twórczości, która by sprowadzała się do czułości codziennej, czyli jednak właśnie do miłości, do relacji człowiek - człowiek, mężczyzna - kobieta, ojciec - dzieci, to jednak jest to zdecydowanie najważniejsze, i nie mam wątpliwości, że akurat tym naprawdę chcę się zajmować i to upubliczniać.

- "Krzyżowa Droga", "Wygnanie Boga", "Głosy z Pustyni", "W drodze z Damaszku"... Czy zaryzykowałbyś uporządkowanie swoich książek według ich rangi?

- Otrzymałem takiego osobistego "Nobla" od księdza Jana Twardowskiego, który z zachwytem wyrażał się o mojej "Krzyżowej Drodze", o tym tekście nieprawdopodobnie ściśniętym w słowach: każda stacja to najwyżej dwa-trzy słowa. Ja też mam do tego tekstu sentyment. Bo wiesz, kiedy się mówi o poezji, to dość naiwnie myśli się o natchnieniu. Natomiast tak naprawdę - wracam do wątku świadomości warsztatowej - mam poczucie, że mógłbym napisać wszystko, ale swoją moc, swoją radość tworzenia najbardziej objawiam w wyborze konstrukcji. Np. jak postawiłem sobie zadanie najskromniejszej, a najbardziej w związku z tym skupionej na istocie konstrukcji "Krzyżowej Drogi", to ją skonstruowałem. Jak sobie wyobraziłem, że jest czas, abym napisał swoje "Ojcze nasz", to napisałem, ale to nie jest kwestia natchnienia. Jak już miałem "Ojcze nasz", to wyobraziłem sobie, że przecież ja mogę napisać swoją mszę świętą. Kompozytorzy piszą muzykę, a ja napiszę słowa. Pomyślawszy, pewien okres poświęciłem na chodzenie wokół wypełnienia właśnie tej konstrukcji. Wracając do Twojego pytania. Tak samo było z czymś, co potem zaowocowało tryptykiem biblijnym. Otóż pomyślałem sobie, że to interesujące wyobrazić sobie mężczyznę (a podejrzewam, że człowiek przez wieki niewiele się w swoich sposobach przeżywania zmienia) - żołnierza wojsk rzymskich, który z takim nieprawdopodobnym trudem istnienia idzie nie wiadomo dokąd. I właśnie to wyobrażenie, jak to musiało być dramatyczne dla tych ludzi w czasie, kiedy jeszcze nie było intuicji, nie było znaku, nie było Dobrej Nowiny, właśnie ten wyobrażony czas przed narodzeniem Chrystusa - to była konstrukcja "Głosów z Pustyni": mężczyzna utrudzony, odważny, wyprostowany, cierpiący ale wytrwały, który kocha, który bierze odpowiedzialność za żonę, za dzieci i gdzieś tam ma taką intuicję, że możliwe jest życie wieczne. To olśnienie, że może ciemność jest znacznie jaśniejsza i piękniejsza niż to co jest w lęku zimnej nocy przy ognisku. Wydaje mi się, że "Głosy z Pustyni" to moja najlepsza książka.

- Dlaczego współcześnie tak wielu ludzi jest usytuowanych poza tym idealnym wizerunkiem takiego właśnie człowieka, takiego podmiotu lirycznego?

- Nie odpowiem na to. Ksiądz Włodzimierz Sedlak mówił, że ma wrażenie, iż patrzy na dłonie Boga samego i że rozumie jak życie na ziemi powstawało. A jedna z jego najdramatyczniejszych wypowiedzi dotyczyła tego, że on nie rozumie dlaczego 80 proc. ludzi to, taki "rozkurz ludzki", że to jest najdramatyczniejszy fakt. I że rzeczywistość jasna, twórcza jest w 20 proc. ludzi. Chciałbym się znaleźć w gronie tych 20 proc. ludzi i jakby na przekór poczuciu absurdalności istnienia - wręcz czuję się do tego powołany - chciałbym wspierać, wzmacniać intuicję głębokiego sensu ludzkiego istnienia.

- Czy wierzysz w moc sprawczą poezji, w jej pomocną funkcję w kreowaniu tego, może idealnego świata w zakresie mistyki, oczywiście wobec człowieka małego, prostego, słabego, do którego nie trafia wyłącznie słowo Boże? Czy poezja może mieć wpływ na pozytywne przemiany ludzkiej świadomości?

- Biblia funkcjonuje od tylu tysięcy lat. Jak niektórzy kapłani mówią - wszystko, co poetyckie i najpiękniejsze, już w Biblii zostało powiedziane, dlatego nie czytają poezji współczesnej. Ja sądzę, że moim zadaniem jest wzbudzać w ludziach pewną fascynację mocą i pięknem słowa. Ale nie brałbym odpowiedzialności za wszystkich. Robię to i koncentruję się na tych, których spotykam. Staram się zafascynować poezją swoją rodzinę, ale też i swoich uczniów. Jedną z największych moich radości jest fakt, że mam swoją szkołę poetycką.

- Chciałabym, żebyś opowiedział o sukcesach Twojego szkolnego teatru "Boże Ziółka" w I LO, bazującego głównie na poezji Joanny Kulmowej, która właśnie została uhonorowana Orderem Uśmiechu.

- 24 września w lubelskim Teatrze im. Andersena Joanna Kulmowa została nazwana Damą Uśmiechu, a pojechał tam autokar pełen młodzieży z I Liceum, towarzyszącej "Bożym Ziółkom". To najbardziej aktualna ilustracja faktu, że mam grupę ludzi, która została przeze mnie zainspirowana do tego, aby w słowie poetyckim, na przykładzie Joanny Kulmowej, odnajdywać coś, co jest, według mnie, dążeniem do skonstruowania klucza na sposób przeżywania życia. Joanna Kulmowa jest dla mnie najpełniejszym wydaniem osoby, która w swojej twórczości nie dokonuje alternatywy: jasne - ciemne, źli - dobrzy. Jej poezja jest pełna paradoksów. Paradoks to wiązanie ze sobą faktów biegunowych ze świadomością, że one są nierozerwalne, i że tak naprawdę, na poziomie racjonalnym, paradoks nie ma rozwiązania, a na poziomie poetyckim, metafizycznym i religijnym - ma. Jedna z takich myśli, która pozwoliła mi umieścić paradoks również w myśleniu teologicznym, to była myśl ks. Tomasza Węcławskiego, że dogmat to jest początek myślenia, podczas kiedy przeciętny człowiek zatrzymuje się na przekonaniu, że dogmat jest końcem myślenia. To też zachęca mnie do uprawiania twórczości religijnej, w jakiś sposób związanej z budowaniem w sobie wewnętrznej pobożności, prostoty i dążenia, pomimo tylu zakrętów i takiego rozdarcia, do wewnętrznej przejrzystości. To świadomość, że wszystko, co się pojawia - także pewne struktury, które w jakiś sposób są skamieniałe - zawsze może być początkiem myślenia.

- W swoim pierwszym Liście do Koryntian św. Paweł napisał: "Niechaj się nikt nie łudzi, jeśli ktoś spośród was mniema, że jest mądry na tym świecie. Niech się stanie głupim, by posiadł mądrość. Mądrość bowiem tego świata jest głupstwem u Boga". Co dla Ciebie oznacza to stwierdzenie?

- Myślę, że słowo: tajemnica jest startem w coś, co jest tajemnicą zawierzenia, tajemnicą wiary. Że ja nie wiem, jakie jeszcze, oprócz tego wszystkiego, co było szczęściem i jest szczęściem, nieszczęście mnie spotka. Ale to jest chwila najżarliwszej modlitwy błagalnej o to, żebym sprostał. Niemiecki teolog Hans Koenig mówił, że jeżeli Chrystus w Ogrodzie Oliwnym przeżywał ciężkie chwile, kiedy powtarzając psalm mówił: Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił - to jest nieprawdopodobne, żeby człowiekowi tajemnica tej samotności została podarowana, jeżeli nie została podarowana Chrystusowi. Więc mam świadomość, że przede mną fascynująca przygoda spotkania się z tą samotnością. Jednocześnie wydaje mi się, że miałem w życiu informacje, wynikające z obserwacji ludzi cierpiących, umierających, którzy rzucali swoim zawierzeniem pomost między tym głupstwem życia doczesnego a tą wielkością. Umierali pełni nadziei na szczęśliwe przekroczenie tej tajemnicy. Spostrzegam w swoim życiowym doświadczeniu, że taką bardzo ważną, męską, głęboko ludzką cechą jest powstrzymywanie się od ocen. Nie mądrzenie się z przekonaniem, że jest jedna jedyna moja prawda. Ale powstrzymywanie się od pouczeń wymaga niesłychanej wewnętrznej pracy.

- Na koniec - czy możesz powiedzieć, jaki jest odbiór Twoich książek, jako członka Stowarzyszenia Pisarzy Polskich - w kraju?

- Bardzo trudno jest wydrukować książkę w wydawnictwie, które kolportuje na całą Polskę. Ja akurat miałem to szczęście, że w Bernardinum wydałem książki, które były w ogólnopolskim kolportażu. Ale to nie zmienia faktu, że tak naprawdę chyba nie jestem w kraju znany. Natomiast pamiętam recenzję pani Noworolskiej z "Głosów z Pustyni", która przewidywała: "I kolejny raz znakomita książka prawdopodobnie ze względu na cechy charakterystyczne obiegu informacji o książkach i kolportażu książek nie zostanie zauważona w Polsce". Ja nie cierpię z tego powodu, po prostu tak jest. A miarą mojej pracy literackiej nie jest to, czy ja się porównam z panem X czy Y, tylko co ja jeszcze z siebie wydobędę, co napiszę. I jeżeli pani Z podejdzie do mnie i powie: sprawiło mi przyjemność przeczytanie tego wiersza, to będę szczęśliwy.

- Życzę Ci zatem jak najwięcej takich satysfakcji i dziękuję za rozmowę.

rozmawiała Krystyna Konecka


powrót