Moja praca w Senacie
Rzeczypospolitej Polskiej

Jan Chojnowski - senator RP


        Czas Miłosierdzia" zaproponował mi, bym podzielił się refleksją na temat pracy w Senacie RP. Propozycję przyjąłem, ponieważ kandydując do grona senatorskiego, obiecywałem swym wyborcom - mieszkańcom województwa białostockiego - załatwienie konkretnych spraw, które ich zdaniem poprawią codzienne bytowanie ludzi pracy oraz zachęcą do udziału w aktywnym życiu publicznym. Podczas spotkań przedwyborczych podkreślałem, że zarówno Sejm jak i Senat - to najkrócej mówiąc: praca ustawodawcza, a więc tworzenie mądrego prawa, służącego człowiekowi, a więc i naszemu krajowi. A jakie jest nasze prawo - każdy widzi i odczuwa na codzień - wciąż niedoskonałe, przyczynkarskie, pełne luk. Moją więc ideą - jako doświadczonego prawnika - jest skupienie się nad doskonaleniem tego, co ułomne, co utrudnia nasze codzienne bytowanie, co stawia obywatela na pozycji słabego petenta w zetknięciu się z urzędnikami.
        Czy mi się to udaje? Jak widzę Senat? Co udaje się w tej izbie załatwić? Pracuję w dwóch komisjach: Praw Człowieka i Praworządności oraz Do Spraw Emigracji i Polaków za Granicą. W pierwszej komisji opracowano już projekty rozwiązań prawnych, dotyczące m. in. zmian w proponowanej ustawie lustracyjnej, które prawie w całości zmieniają projekt dotychczasowy. Przypomnijmy, rzeczona ustawa wciąż leży w szufladzie, ponieważ do tej pory nie udało się utworzyć sądu lustracyjnego. A przecież nie trzeba nikogo przekonywać, jak ważny jest to akt prawny, jak potrzebny dla unormalnienia życia politycznego i publicznego.
        Wspomniana komisja stworzyła kilka innych projektów ustaw, m. in. o potrzebie weryfikacji sędziów - tych co nagminnie sprzeniewierzyli się niezawisłości swego zawodu, o świadczeniach pieniężnych dla małoletnich ofiar wojny. Wreszcie o nowelizacji ustawy, w myśl której ludzie represjonowani na terenach zaanektowanych przez wschodnie imperium zła w 1945 roku, mogliby i powinni otrzymać stosowne odszkodowania. To przecież ci ludzie walczyli o niepodległy byt państwa polskiego, na miarę swych możliwości - nawet na tej nieludzkiej ziemi - krzewili polską kulturę, obyczaje, wartości tak mocno osadzone w chrześcijaństwie. Z tych to powodów zgłosiłem się do pracy w wspomnianej komisji Do Spraw Emigracji i Polaków za Granicą. Komisja odbyła kilka pracowitych posiedzeń poświęconych sytuacji Polaków na: Ukrainie, Białorusi, Litwie i Łotwie. Szczególnie bolesne i trudne są wciąż sprawy Polaków w Kazachstanie, gdzie prawie od 100 lat zsyłano i poddawano "narodowościowym" eksperymentom setki tysięcy Polaków - patriotów, tylko za to, że nie wyrzekli się być Polakami. Dzisiaj diaspora polska w Kazachstanie to w 99% potomkowie dawnych mieszkańców rejonu Żytomierza, Wiśnicy, Kamieńca Podolskiego, Baru, Chmielnika, których dzieci i wnuki pragną powrócić do Ojczyzny nad Wisłą. Z myślą o tych właśnie wygnańcach powstały w Senacie projekty dwóch ustaw: o obywatelstwie polskim i emigracji. Jeśli projekty te staną się ustawami, to nasi odłączeni bracia uzyskują możliwość decydowania o swoich losach, zaś my Polacy powiemy im: możecie wracać, wszak jednakie jesteście dziatki - naszej Polski - matki.
        Póki co, sprawami tymi zajmą się samorządy lokalne i organizacje społeczne. Czynią ile mogą, ale przecież wiadomo, iż nie udźwigną tego problemu bez wydatnego wsparcia władz centralnych. Skoro jesteśmy przy tym, to przypomnę, że dzięki staraniom Białostockiego Centrum Pomocy Polakom z Kazachstanu - któremu mam zaszczyt przewodniczyć - udało się sprowadzić i osiedlić w Polsce 17 rodzin, a kilku dziesięciu dzieciom spędzić wakacje w kraju przodków.
        Od pewnego czasu jesteśmy świadkami i uczestnikami spektakularnych "zmagań" o kształt Polski terenowej. Nie tylko na tzw. górze, ale także w środowiskach samorządowych. Przy okazji widać, że nie jest aż tak kiepsko, jeśli chodzi o zaangażowanie zwykłych, normalnych ludzi w rozwiązywanie własnymi rękami swoich trudnych, codziennych problemów.
        W ostatnich tygodniach Senat RP zajmował się pakietem ważnych projektów ustaw, które zadecydują o trwałości naszego ustroju. Debatowaliśmy nad nimi, często do późnych godzin nocnych, wnosząc ponad 200 poprawek. Są one istotne, wzmacniają bowiem unitarny charakter państwa poprzez takie ustawowe zapisy jak:
- sejmik województwa może uchwalać priorytety współpracy z zagranicą, ale tylko w ramach obowiązujących ustaw.
- województwa mogą uczestniczyć w międzynarodowych i regionalnych zrzeszeniach, ale bez jakiejkolwiek szkody dla unitarności państwa.
- obok premiera i wojewody, pracę samorządów wojewódzkich, będą mogli kontrolować ministrowie Spraw Zagranicznych oraz Spraw Wewnętrznych i Administracji.
        W swej pracy w Senacie nie unikam tzw. spraw indywidualnych często trudnych i zawiłych, wymagających czasu, jak również tych, co dotyczą naszego miasta i województwa, którego kształt nie został przesądzony. Zależy też mi, aby w naszym mieście zachował siedzibę Sąd Apelacyjny. Składałem też oświadczenie na temat tworzenia supermarketów przez firmy zachodnie, sprzedaży ziemi obcokrajowcom, bezcłowego importu maszyn rolniczych czy też potrzeby zwiększenia atrakcyjnych ekonomicznie kredytów dla polskich rolników. Przy okazji informuję Czytelników, że jestem jednym z dwóch senatorów w Krajowej Radzie Sądownictwa - najwyższego konstytucyjnego organu władzy sądowniczej - strzegącej niezależności sądów i niezawisłości sędziów.
        Jacy są senatorowie? Jak postrzegam tę szacowną instytucję? No cóż, wydaje mi się, ze zdają sobie sprawę z ogromnego kredytu zaufania, jakim obdarzyli nas wyborcy. Głosowali przecież nie na listy partyjne lecz na konkretne osoby, które wcześniej dały się poznać w swych środowiskach. I o tym pamiętają ich wybrańcy. Widać też, zwłaszcza w wystąpieniach, jakąś rozwagę, refleksję, co nie znaczy, iż nie są normalnymi ludźmi. Dlatego nikogo nie dziwią ani gorszą tzw. harcownicy, gotowi w każdej chwili do utarczek na każdy temat i przy każdej okazji, zwłaszcza gdy na sali terkoczą kamery i błyskają reporterskie flesze. Innych zżera trema, ale widać, że w miarę przebywania otrzaskują się, precyzyjnie przedstawiają swoje sprawy i wnioski.
        Na początku, gdy rozpoczynałem pracę w Senacie, starałem się postępować według wartości chrześcijańskich, z wyrozumiałością przyjmować rozliczne ludzkie słabostki. Nie zawsze to mi się udawało. Zwłaszcza wtedy, gdy w parlamentarzyści z lewej strony próbowali stosować pewne kruczki, by opóźnić rozstrzygnięcia konkordatowe, gdy próbowali zbagatelizować lustrację czy weryfikację środowiska sędziowskiego.
        Kilka miesięcy to wprawdzie krotki czas na otrzaskanie się w parlamentarnych "bojach". Ale przekonałem się, jak ważne jest moje doświadczenie zawodowe i praca w lokalnym samorządzie. Wiem też, gdzie i kiedy muszę puknąć, by cokolwiek załatwić. Nie ukrywam, starsi stażem senatorowie, z tzw. praktyką parlamentarną - wiedzą jak błysnąć i kiedy. No cóż, doświadczenie czyni mistrzem - jak mawiają nasi sąsiedzi zza Odry.
        Dlatego też jestem optymistą.


powrót