Ks. Tadeusz Krahel
Ks. Romuald Dronicz Wśród kapłanów, którzy zginęli w Berezweczu, jest proboszcz parafii Wołkołata, ks. Romuald Dronicz. Był to bardzo dzielny kapłan, gorliwy duszpasterz i działacz społeczny. Urodził się on w 1897 r. Miejscem urodzenia według ks. Michała Sopoćki były Bieniakonie, natomiast według ks. Jan Zmitrowicza - Wilno, gdyż określa ks. Dronicza "rodowitym Wilnianinem". Gimnazjum ukończył najprawdopodobniej w Wilnie. Tu też w czasie I wojny światowej (w 1917 r.) wstąpił do Seminarium Duchownego. Święcenia kapłanskie przyjął w 1923 r. W tymże roku został prokuratorem Wileńskiego Seminarium Duchownego. Po dwoch latach pracy na tym stanowisku został wikariuszem w Kalwarii Wileńskiej. W 1927 r. arcybiskup Romuald Jałbrzykowski zamianował go proboszczem parafii Żodziszki. Była to parafia skonfliktowana przez poprzednika, ks. Wincentego Godlewskiego, który wbrew życzeniom większości parafian wprowadził kazania w języku białoruskim. Ks. Dronicz starał się uspokoić parafię głosząc nade wszystko Ewangelię i szerząc kult Matki Boskiej. W miejscowości Kurhan pobudował kaplicę Matki Boskiej Nieustającej Pomocy i "kalwarię maryjną" ku czci Matki Boskiej Bolesnej. Urządzał też ze swoimi parafianami pielgrzymki do Wilna, do Ostrej Bramy i Kalwarii. Dużo czasu poświęcał młodzieży i podniesieniu poziomu kultury wśród swoich parafian, zwalczał pijaństwo. Spieszył z pomocą biednym i potrzebującym parafianom. Trzeba powiedzieć, że ks. Dronicz był bardzo ciekawą osobowością. Był szperaczem i zbieraczem. Posiadał ciekawy zbiór starych i wartościowych druków, m.in. unikalną "Relację..." karmelity Hilariona o początkach kultu Matki Boskiej Ostrobramskiej. On to zwrócił uwagę na obraz Zwiastowania NMP w kościele pobernardyńskim w Wilnie, który miał być natchnieniem dla Adama Mickiewicza do napisania wiersza pod tym tytułem. W Duksztach Pijarskich koło Wilna ks. Dronicz "odkrył" obraz "Madonny Mickiewiczowskiej", na której temat rozpisywała się prasa wileńska, a sprawę ostatecznie wyjaśnił Stanisław Pigoń. Ks. Dronicz sam zresztą lubił pisać do gazet wileńskich i wydawać broszurki. Udzielał się też na niwie kaznodziejskiej, głosząc bezinteresownie misje w biednych i małych parafiach. W 1938 r. arcybp Jałbrzykowski zamianował ks. Dronicza proboszczem parafii Wołkołata w dekanacie nadwilejskim. Była to rozległa parafia, leżąca w powiecie postawskim, mająca sąsiednie parafie w Parafianowie, Budslawiu, Wesołusze i Duniłowiczach. Liczyła prawie 8000 wiernych i tylko jednego duszpasterza. W wykazach diecezjalnych figurowały przy tej parafii dwa wikariaty, ale zawsze wakowały. Ks. Dronicz musiał więc jeden obsłużyć tę wielką parafię, która przed jego przyjściem miała opinię zaniedbanej. Miał w tej parafii szerokie pole działania. Starał się ożywić religijność swoich wiernych. Założył w parafii Krucjatę Eucharystyczną, włączył się w działalność harcerską. Wiele wskazuje także na to, że ożywił działalność stowarzyszeń Akcji Katolickiej. Pan Gwidon Lesonka w swoich wspomnieniach o swoim dawnym proboszczu pisze: "Ks. R. Dronicz uczył wiary i patriotyzmu. Bardzo się garnęła do niego polska młodzież. Organizował kursy, sprowadzał nauczycieli w różnych fachach, urządzał kursy krawieckie, kucharskie, pszczelarskie, rolniczo-ogrodnicze, kursy śpiewu kościelnego, a potem i chór, z tych zdolniejszych dziewcząt i chłopców. Nikim nie gardził, nawracał takich ludzi, co po 20 lat nie chodzili do kościoła (...) W Wołkołacie naokoło kościoła zrobił mur, żwirowo-betonowy, remontował kościół. Zachęcał ludzi, aby na skrzyżowaniu dróg robić krzyże lub kapliczki..." W Wołkołacie zastała ks. Dronicza wojna. Nastała okupacja sowiecka. Była ona bardzo ciężkim doświadczeniem. Tak pisze o tych czasach wspomniany już parafianin: "Sowieci takie podatki nakładali na ludzi, że trudno było wytrzymać. Ludzie sprzedawali ostatnie rzeczy, aby się ratować przed zsyłką na Sybir. Całą zimę musieli wozić kuba-metry, a letnią porą budowali lotnisko w Budsławiu na polach pana Oskierki. Na swoich polach musieli robić przy księżycu. Taki terror panował, bo ludzie nie chcieli zawiązywać kołchozów. I to dziękować księdzu, że naród przetrwał okupację bolszewicką. Na kościół takie duże podatki nakładali, że już ludzie nie mieli z czego spłacać. To Ksiądz swoje rzeczy osobiste sprzedawał, ażeby zapłacić podatek i żeby kościoła nie zamienili w jakiś magazyn." W pierwszych dniach lipca 1941 r. rozpoczęła się okupacja niemiecka. Ks. Dronicz dalej prowadził swoją działalność duszpasterską. Jednocześnie jak mógł tak ratował ludzi. Najpierw zaopiekował się jeńcami sowieckimi. Niemcy parę setek tych jeńców umieścili w Wołkołacie w szkole powszechnej, w domu ludowym i na placu pod gołym niebem. Po jakimś czasie ci biedni ludzie zaczęli dziesiątkami dziennie umierać z powodu dyzenterii. Ks. Dronicz dogadał się wówczas z komendantem niemieckim i pozwolono mu ich ratować. Leczył ziołami i dietą. Skierował prośbę do parafian, aby przynosili, co kto może z żywności. Epidemię opanowano. Ci jeńcy rosyjscy bardzo pokochali Księdza. Później ich gdzieś wywieziono. Ks. Dronicz z wielką dobrocią i troską odnosił się do wszystkich. Parafianie wspominają go jako człowieka wprost opatrznościowego. Pan Julian Dziemidowicz pisze o nim m.in.: "...starał się być użyteczny w życiu codziennym parafian. Leczył bezinteresownie ludzi ziołami, uczył produkcji mydła, pasty do butów, wina etc. domowym sposobem, co było nieosiągalne na rynku za okupacji". W czerwcu 1942 r. gestapo aresztowało ks. Dronicza. Są przekazy, że gdy przyszli go aresztować, on błogosławił w kościele małżeństwa. Pozwolono mu dokończyć i wtedy zabrano. Ludzie z płaczem odprowadzali swego Duszpasterza. Umieszczono najpierw w więzieniu w Głębokiem, a 4 lipca 1942 r. rozstrzelano go w Berezweczu razem z czterema innymi kapłanami. Niektórzy uważają, że rozstrzelano go na podstawie donosów niektórych szowinistów z parafii Żodziszki. Najbardziej prawdopodobną jednak przyczyną śmierci jest to, co bardzo lapidarnie ujął wspomniany już J. Dziemidowicz: "patriotyzm i dobre serce". Wielu kapłanów zginęło przecież tylko za to, że byli gorliwymi kapłanami i wiernymi synami swojej Ojczyzny. Ks. Dronicz pozostawił po sobie wdzięczną pamięć swoich parafian. "Rzadko na drogach życia codziennego można spotkać takiego księdza. To wyjątkowy był kapłan". Tak kończyła swoją opowieść o nim jednak z parafianek wołkołackich. To był rzeczywiście gorliwy kapłan i wielki patriota, chluba duchowieństwa kresowej wileńskiej archidiecezji. |