Waldemar Smaszcz
Miłość krzyża

Tylko miłość krzyża

krzyża ciężar lekkim czyni.

ks. Karol Antoniewicz

“Pierwszym spośród nas jest ten, kto jest najbliżej Jezusowego krzyża” – napisał najwybitniejszy współczesny poeta religijny, ks. Jan Twardowski, wpisując się swoim umiłowaniem krzyża w wielki nurt duchowości chrześcijańskiej. A więc nie ten jest “pierwszym spośród nas”, kto pochyla się nad żłóbkiem, gdy Jezus, jak każde ludzkie niemowlę, potrzebował opieki; nie ten, kto pozostał w świątyni, by słuchać Bożego Nauczyciela; nie jeden z wiwatujących na cześć Jezusa triumfalnie wjeżdżającego do Jerozolimy, ani nikt z tych, którzy rozpoznali “zwycięzcę śmierci, piekła i szatana” po Zmartwychwstaniu. Jedynie ten, kto wytrwał z Matką Najświętszą pod krzyżem, gdy ogołocony Zbawiciel niewypowiedzianie cierpiał i jako człowiek i jako Syn opuszczony przez Ojca, by do końca wypełnić Bożą Miłość.

Młody Karol Wojtyła, próbując zrozumieć nieogarniętą miłość Boga Ojca, napisał w poemacie “Pieśń o Bogu ukrytym”:

Ale głębi owych słów nikt nie zna,

Ale przyczyn najdalszych nikt nie wie,

jaka męka to była bezbrzeżna

ta samotność na krzyżowym drzewie.

Lecz nie krew, która na drzewie rozkwitła,

jak rozkwita każdy trud w jutrzejszym chlebie –

tylko to odepchnięcie od Ojca,

to odtrącenie...

Za te słowa: Czemuś mnie opuścił,

Ojcze, Ojcze – za mej Matki płacz –

Ja na wargach Twoich odkupiłem

dwa najprostsze słowa: Ojcze nasz.

Po ludzku wydaje nam się takie oczywiste, że powinniśmy pozostać przy kimś, kto najbardziej nas potrzebuje – w chorobie, cierpieniu, w samotności. Ale jak trudno jednocześnie wytrwać w owym postanowieniu. Jezus doświadczył tego nawet od tych, których wybrał, powołał, a nawet nazwał swoimi przyjaciółmi. Gdy modlił się w ogrójcu, zmagał się z własnym lękiem przed bliską już Męką, prosił ich o czuwanie, a oni ““jednej godziny””(Mk 14,37) nie potrafili Mu ofiarować. Aż wreszcie, gdy przyszedł po raz trzeci, usłyszeli: “Śpicie dalej i odpoczywacie? Dosyć? Przyszła godzina, oto Syn Człowieczy będzie wydany w ręce grzeszników” (Mk 17,41). Jednak nawet te słowa wyrzutu i upomnienia niewiele zmieniły. Pod krzyżem – jak wiemy – wytrwał jedynie św. Jan, a wszak wszyscy znali naukę Mistrza, która właśnie wówczas się wypełniła: “Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i mnie naśladuje” (Mt 16,24).

Ks. Jan Twardowski poświęcił św. Janowi osobny wiersz, pisząc, że “jeden nie zląkł się krzyża, jeden stał pod krzyżem”, a zakończył ten epigramatyczny wręcz liryk głęboką puentą: “kto ucieka od Krzyża – krzyż cięższy dostanie”. Możemy więc uznać św. Jana za patrona tych wszystkich, którzy odważnie przyjmują krzyż Chrystusowy, bez słowa skargi, a nawet z największą miłością. Parafrazując zaś Karola Wojtyłę-poetę, dodajmy, że zawsze byli tacy ludzie i ciągle tacy są. Nie tylko święci, lecz także ci, których spotykamy na co dzień, budując swoją wiarę. Jednym z nich był z całą pewnością ks. Karol Antoniewicz, o którym już pisałem w tym miejscu.

Ten niezwykły kapłan, kaznodzieja i poeta, a przy tym doświadczony nieludzkim wręcz cierpieniem człowiek (przypomnijmy, zanim został kapłanem, stracił pięcioro dzieci w niemowlęcym wieku i żonę), każdym swoim słowem i uczynkiem głosił miłość krzyża, wskazując na przykład tych, którzy wołali, jak św. Teresa”: “Panie! Panie! Jeśliś postanowił przedłużyć czas wygnania mego na ziemi, daj abym cierpiała tak długo, pokąd nie zacznę żyć z Tobą! W tym czasie rozłączenia krzyż jedyną pociechą moją! Albo Ty, albo krzyż Twój!”. Albo jak św. Jan od Krzyża (największa – przypomnijmy – fascynacja młodego Karola Wojtyły), który prosił Boga “w nagrodę prac swoich o krzyże i cierpienie”. Nawiązując zaś do świętych “Patronów i Patronek ziemi naszej”, ks. Antoniewicz wołał: “Oto z tych grobów głos ich się do nas odzywa: Odkąd Zbawiciel nasz umarł na krzyżu, my innej pociechy nie znamy, jak tylko żyć na krzyżu, kochać na krzyżu, umierać na krzyżu!”.

Rozumiał przy tym, jak trudna dla człowieka może być miłość krzyża. W jednym ze swoich kazań, które gromadziły setki, a nawet tysiące wiernych mówił:

“Bóg, który kocha ludzi, a ludzie, którzy cierpią; ojciec wszechmogący, a dzieci nieszczęśliwe! Oto ta sprzeczność, która tak często miesza i niepokoi myśl naszą, wyziębia i rani serca nasze; to przyczyna, dla której ludzie dopuszczają się tylu skarg, szemrań, narzekań. Ale którzy? Oto ci, w których bardzo słabo tleje jasny płomień wiary, Bo ten, który silny i potężną wiarą i miłością żyje, ten łatwo pojmuje tajemnicę boleści, ten choć ze łzami, ale bez szemrania dźwiga krzyż swój. Wiara usprawiedliwia rządy Opatrzności Bożej i uczy nas tam błogosławić i dziękować, gdzie inni szemrać i narzekać się uzuchwalają.

I cóż nam powie ta wiara? Że Bóg w chwale i majestatu swego wielkości nie dba już o człowieka, o tego lichego i marnego robaczka ziemi? Że ślepy traf losami naszymi igra, jak wiatr jesienny pożółkłym listkiem? Że Bóg bynajmniej nie wpływa na szczęście lub boleść naszą? O nie! Wiara zupełnie inaczej nas uczy! Że wszystko, co się tylko dzieje na ziemi, dzieje się za wolą i wiedzą Jego. Cierpimy, ale tylko tyle i tak, jak Bóg chce. Jedne cierpienia przychodzą nam wprost od Boga, drugie pośrednio za dopuszczeniem i przyzwoleniem Bożym od ludzi lub żywiołów: A Domino factum est istud! Od Pana to się stało! (...)

Tak jest; jedno Bóg dopuścił, a na drugie Bóg zezwolił; ale nic złego, co się stało, nie stało się bez woli albo zezwolenia Jego! Więc we wszystkich szkodach, cierpieniach, chorobach, pokrzywdzeniach, nie na grad, ogień, posuchę, deszcze, nie na ludzi narzekaj, ale jeśli chcesz, narzekaj na Boga twego, na Ojca twego!

Lecz stój! Nim otworzysz bluźniercze usta, choć ze mną! Dokąd? Chodź na szczyt góry Kalwaryjskiej. Czy widzisz ten krzyż miedzy niebem i ziemią? Czy widzisz tego męża boleści na nim rozpiętego; kona w okropnych katuszach i męczarniach; czy wiesz, kto on jest? To Bóg twój. Czy wiesz za kogo cierpi? Za ciebie! A jeśli to wiesz, umilknij i rzuć się do stóp krzyża tego i zlej go łzami i uderz się w piersi i nie narzekaj, ale dziękuj i przepraszaj! (...) tylko pod krzyżem możemy pojąć tę tajemnicę krzyża i tych pięciu ran i tej Krwi przenajświętszej. O! Jeśli słowom nie wierzymy, wierzmy tej Krwi, która codziennie w czasie ofiary wielkiej płynie na ołtarzach naszych...”

Kazania ks. Antoniewicza wywołały ogromne poruszenie wśród zebranego ludu, a kapłan, niby jeden z uczniów Chrystusa, wędrował po polskiej ziemi, docierając ze Słowem Bożym od Lwowa przez Kraków, na Śląsk, a w końcu do Wielkopolski. Czuł się powołany przez Pana, nie dla chwały jednak. Mógłby powtórzyć za św. Pawłem: “Tak też i ja, przybywszy do was, bracia, nie przybyłem, aby błyszcząc słowem i mądrością głosić wam świadectwo Boże. Postanowiłem bowiem, będąc wśród was, nie znać niczego więcej jak tylko Jezusa Chrystusa, i to ukrzyżowanego. I stanąłem przed wami w słabości i bojaźni, i z wielkim drżeniem. A mowa moja i moje głoszenie nauki nie miały nic z uwodzących przekonywaniem słów mądrości, lecz były ukazywaniem ducha i mocy, aby wiara wasza opierała się nie na mądrości ludzkiej, lecz na mocy Bożej” (Kor. 2,1-5).

Ks. Karol Antoniewicz był również poetą. Wiersze pisywał już w młodości, a nawet wydał kilka zbiorków poetyckich, począwszy od “Sonetów”, które ukazały się we Lwowie w 1828 roku. Gdy został kapłanem, także swój talent poetycki oddał nowemu powołaniu. Do dziś śpiewamy, zazwyczaj nie wiedząc o tym, jego najszerzej znane pieśni kościelne, jak “Biedny, kto Ciebie nie zna od powicia”, “Chwalcie łąki umajone”, “Nie opuszczaj nas” czy “O Maryjo, przyjm w ofierze”. Powszechnie też uchodzi za autora jednej z najgłębszych pieśni wielkopostnych, wyrażającej bodaj najpełniej teologię krzyża Chrystusowego – “W krzyżu cierpienie, w krzyżu zbawienie”. Bo chociaż nie ma tego tekstu w żadnym ze zbiorowych wydań jego poezji, to inne wiersze oraz wypowiedzi prozą wydają się jednoznacznie wskazywać na autorstwo ks. Antoniewicza. Spod jego pióra wyszedł osobny cykl poetycki “Wianek krzyżowy”, poprzedzony jakże głębokim wstępem, w którym czytamy m.in.: “Pielgrzymi (...) każdy z nas dźwiga krzyż swój (...) Na jednych wkłada go świat, na drugich Bóg. Biedni ci, których świat krzyżuje, bo krzyż ich jest bez zasług i bez pociechy, świat nie ma nagrody dla tych, którzy dla niego cierpią; świat ukrzyżuje, ale na krzyżu nie pocieszy. Szczęśliwi ci, których Bóg krzyżuje, jeśli tylko krzyż nosić i kochać umieją. Kto krzyż w miłości dźwiga, tego krzyż podźwignie. (...) Miara cierpienia jest miarą miłości. Brak szczęścia jest krzyżem najdotkliwszym dla tych, którzy świat kochają; brak krzyża jest krzyżem najdotkliwszym dla tych, którzy Boga kochają. Kto idzie z krzyżem za Jezusem, ten w boleściach najdotkliwszych dozna w duszy pokoju. Kto idzie w szczęściu za światem, ten i w rozkoszach swoich będzie w duszy zatrwożony. Łzy przelane na drodze krzyżowej, to są drogie perły, które Bóg policzy; łzy przelane na wygodnej, szerokiej drodze świata, to krople rosy, które w piasku giną”.

Nietrudno zauważyć, że każde z tych zdań jest zamkniętym, skończonym aforyzmem, mądrością Krzyża. To jakby zawiązka kolejnego wiersza, z których wyrósł ów najznakomitszy – “W krzyżu cierpienie, w krzyżu zbawienie, / W krzyżu miłości nauka...” Ale także wśród tych nie dość pamiętanych dzisiaj wierszy ks. Antoniewicza odnajdujemy utwory najgłębiej poruszające, które pozostają w nas już po pierwszej lekturze, jak choćby zaczynający się od słów: “Kiedy na krzyż Twój, o Jezu, poglądam:

Cierpieć i kochać! Kto pojąć wydoła

Tę świętą, krwawą na krzyżu ofiarę,

Łzami zalany do Ciebie zawoła:

Dzięki Ci, Boże, żeś dał sercu wiarę!

Bo kto nie wierzy, ten kochać nie umie;

A kto nie kocha, w rozpaczliwej chwili,

Gdy szuka pociech w zwodniczym rozumie,

Na próżno serce i myśl swą wysili.

Cierpię, bo kocham. Boleść bez miłości

To chmura, w której gwiazda nie zabłyśnie,

To wiatr, co z suchą gałązką się pieści,

To skała, z której ruczaj nie wytryśnie.

Kocham, więc cierpię. Miłość bez cierpienia

To żal, co serce bez oddźwięku głosi,

To łza, co spada z błękitu sklepienia,

Lecz tylko zimą opokę porosi.

Karol Antoniewicz w życiu nacierpiał się – można sądzić – ponad ludzką miarę, utracił wszystkich, których kochał. A przecież na dnie tych doświadczeń odnalazł nie rozpacz, lecz Miłość skupiającą w sobie wszystkie miłości. Dlatego mógł wyznać: “Bom znalazł w krzyżu to, com w szczęściu stracił / Pokój i wiarę, miłość i nadzieję; /(...)/ Czyń co chcesz ze mną; pod krzyżem zostanę, / Krzyż był kolebką, krzyż mym grobem będzie.”


powrót