Ks. Józef Zabielski
Narodziny Chrystusa - źródło naszej nadziei

Rozpoczęliśmy Rok 2000 - Wielki Jubileusz Kościoła, chrześcijaństwa, naszej ery, odrodzonej całej ludzkości. Wszystko to zaczęło się od jednego WYDARZENIA NARODZIN JEZUSA CHRYSTUSA. To On bowiem - Wcielony Boży Syn, założył Kościół, złączoną jedną wiarą wspólnotę chrześcijan, rozpoczął nową erę życia odrodzonej z grzechu ludzkości. Przeżywany Jubileusz domaga się przywołania starochrześcijańskiego pytania: Cur Deus homo?” - Dlaczego Bóg stał się Człowiekiem? Jan Paweł II przypomina, że jest to pytanie “centralne, jest najważniejsze - ze względu na człowieka”. Odpowiadając zaś na nie podkreśla: “Bóg stał się człowiekiem, aby objawić człowiekowi do końca, kim jest człowiek, ukazując mu jego najwyższe powołanie. (...) W tajemnicy Wcielenia człowiek odnajduje nie tylko Boga, który jest `większy` przez to, że stał się `mniejszy`, który jest `inny, a stał się podobny nam, który jest `nieograrniony`, a stał się `bliski`. W tajemnicy Wcielenia człowiek odnajduje równocześnie siebie: człowieka” (Do studentów Rzymu, 17.12. 1981 r.).

Można zasadnie stwierdzić, że wielu świętujących Rok 2000 - zwłaszcza chrześcijan - teoretycznie zna przypomniane tu prawdy. Mimo to życie tych ludzi, ich ziemska egzystencja nie jest poddane temu, co Chrystus uczynił i samemu Chrystusowi. Wielu bowiem współczesnych ludzi żyje “tak, jakby Boga nie było”, prezentując obojętność religijno-moralną. Stąd też współczesny człowiek, przy całym zasobie szczegółowej wiedzy o sobie nie zna siebie, pozostaje dla siebie niezrozumiałą zagadką lub raczej niezgłębioną tajemnicą. Tym bardziej wydaje się być dramatyczne pytanie o sens wszystkiego, a nade wszystko o sens człowieczeństwa: Cur homo? - Dlaczego, po co człowiek?

Brak odpowiedzi na to pytanie, bądź też odpowiedzi błędne powodują zagrożenie ludzkiej egzystencji, niepokoje indywidualne i społeczne. Ogólnie można powiedzieć, że ten dramat człowieka to “wygasanie” miłości, świadomość tego faktu staje się zabójcza. “Można już nie kochać - zapisał w swym Dzienniku M. Blondel - i nawet już nie cierpieć, że się nie kocha tego, co pragnęło się kochać na zawsze... Ta zwykle słabo odczuwana niestałość jest jedną z naszych wielkich nędz, ale jak gorzką odczuwa się melancholię, kiedy się ją stwierdza...”. Ta nasza wielka nędza, ta melancholia wynikająca z uświadomienia braku miłości, bardzo często rodzi dziś w ludziach zagubienie i beznadziejność. W takiej postawie utwierdza człowieka dramatyczna i ponura rzeczywistość współczesnego świata - jego brutalność, moralno-kulturowy cynizm, zachwianie godności osoby i podstawowych zasad sprawiedliwości społecznej. Takim smutnym faktem jest to, że “do dziś o tych, którzy plądrowali całe kontynenty i deptali ogrody najwyższych cywilizacji na świecie pisze się i mówi z najgłębszym szacunkiem. Bo do dziś nie wiemy czy super-człowiek Nietzschego, czy prawdziwy chrześcijanin jest ideałem ludzkości, bo każde zło na wielką skalę jest łatwiej przyjmowane i określane łagodniejszym terminem niż zło nieznane i małe. Masowy mord bezbronnej ludzkości - to wojna, bezpodstawne znieważenie i obrabowanie całego narodu, to historyczna konieczność, kradzież pół miliona - to sprzeniewierzenie. Kultura zakłamania, ciemna noc, której okrasą jest księżyc i gwiazdy świecące pożytecznym blaskiem słońca. Kiedy nastąpi wiek prawdy?” (K. Sadliński, Okrężną drogą, Chicago 1972, s. 59).

Takie czy podobne temu dramatyczne pytania stawia dziś wielu ludzi. Niektórzy wybiegając w przyszłość pytają: “Jak wyglądać będą narodziny i śmierć, miłość i duma? Nie będzie już biednych, ani bogatych, skromnych, ani pysznych, maluczkich, ani wyniesionych... będą tylko żadni i jacyś. [...] Jak zachować siebie w katastrofę wielości? Jak znaleźć się pomiędzy jakimiś, jak wyrwać się rozpaczliwym szarpnięciem spośród żadnych? [...] Co tworzy człowieka w oczach innych? Jego czyny, Jego słowa? Jego osiągnięcia i zdobycze? Są to wyjaśnienia podejrzanie prostackie” (L. Tyrmand, Życie towarzyskie i uczuciowe, Paryż 1967, s.392-393). Uświadamiając to wszystko, a przy tym oceniając populistyczne i prostackie, tak często proponowane dziś “cudowne leki” na życie, młody licealista dramatycznie woła: “Mamy już dość AIDS i prezerwatyw, powiedzcie nam lepiej, jak kochać drugiego człowieka i co robić, żeby godnie żyć”.

Uświadomienie tych niepokojów i dramatów współczesnej ludzkości, które na kanwie Jubileuszu Roku 2000 odżywają i są coraz głośniej wypowiadane, skierować winno myśl i serce człowieka ku Temu, który wyzwolił ludzkość z największego zła - grzechu. Papież Jan Paweł II w Bulli Incarnationis mysterium [IM]ogłaszającej Wielki Jubileusz Roku 2000 całej ludzkości przypomina: “Jezus jest prawdziwą nowością, przerastającą oczekiwania ludzi, i pozostanie nią na zawsze, przez wszystkie kolejne epoki dziejów. Wcielenie Syna Bożego oraz zbawienie, jakiego dokonał przez swoją śmierć i Zmartwychwstanie, są zatem właściwym kryterium oceny rzeczywistości doczesnej i wszelkich zamysłów, które mają zapewnić człowiekowi życie coraz bardziej ludzkie” (IM, 1). Do Chrystusa więc, jedynego Pana całej ludzkości i dziejów świata, człowiek winien kierować najgłębszy akt swojej nadziei, gdyż właściwym przedmiotem nadziei może być tylko Bóg. Taka postawa ufności zdolna jest przemienić ludzkie myślenie i serce, a tym samym wnieść porządek nawet w najbardziej zdeformowany świat człowieka. Ufna wiara w obecność Boga i Jego nadprzyrodzoną moc jest podstawą i źródłem ukojenia ludzkiego ducha i ciała. Bowiem: “Któż nas może odłączyć od miłości Chrystusowej? Utrapienie, ucisk czy prześladowanie, głód czy nagość, niebezpieczeństwo czy miecz?” (Rz 8, 35).

Przeżywanie Jubileuszu Roku 2000 winno uświadomić każdemu człowiekowi, zwłaszcza chrześcijaninowi, co go odłącza od miłości Chrystusowej? Z pewnością każdy znajdzie swoje własne przeszkody w zjednoczeniu z Bogiem, a tym samym źródła swego niepokoju. To z kolei powinno prowadzić do jubileuszowego przekroczenia Drzwi Świętych. “Symbolizują one przejście z grzechu do łaski, do jakiego powołany jest każdy chrześcijanin. [...] Istnieje tylko jedna brama, która pozwala wejść do życia w komunii z Bogiem: jest nią Jezus, jedyna i ostateczna droga zbawienia”. [...] Przejść przez tę bramę znaczy wyznać, że Jezus Chrystus jest Panem, a zarazem pogłębić wiarę w Niego, aby żyć nowym życiem, którym nas obdarzył” (IM, 8). Takie przekroczenie Drzwi Świętych domaga się więc radykalnego nawrócenia, czyli zapoczątkowania nowego życia. Z tym wiąże się drugi jubileuszowy znak nadziei, a równocześnie jeden z konstytutywnych elementów Jubileuszu, a więc powinność chrześcijan - odpust. “Objawia się w nim pełnia miłosierdzia Ojca, który wszystkim wychodzi naprzeciw ze swoją miłością, wyrażającą się zwłaszcza w odpuszczeniu win” (IM, 9). Odpust jako szczególny dar Bożego Miłosierdzia jest znakiem naszej nadziei, dowodem tego, że na człowieka obciążonego problemami i winą czeka miłosierny Ojciec. Skorzystanie z tego daru Boga uwarunkowane jest stanem łaski uświęcającej, co oznacza potrzebę zwrócenia się do sakramentu pokuty i pojednania. Wiąże się to z pełnym nawróceniem, wyrażającym się w braku przywiązania do grzechu, co jest warunkiem uzyskania odpustu, choć nie zawsze dostatecznie podkreślanym.

Przekroczenie Drzwi Świętych oraz jubileuszowy odpust kierują nasze spojrzenie w przyszłość, właściwie ukazując przedmiot nadziei i cel naszego życia - miłosiernego Ojca. Pamiętać przy tym należy, że “szczególnie potrzebnym dziś znakiem miłosierdzia Bożego jest miłość, która otwiera nam oczy na potrzeby ludzi żyjących w nędzy i zepchniętych na margines społeczny” (IM, 12). Każdy akt miłości jest najbardziej czytelnym i skutecznym znakiem życia pod kątem nadprzyrodzonej nadziei. Należy zawsze to mieć na uwadze, gdyż kto gromadzi sobie skarby tylko na ziemi (por. Mt 6, 19), “nie jest bogaty przed Bogiem” (Łk 12, 21 ). Przeżycie 2000-cznej rocznicy Narodzin Chrystusa winno doprowadzić nas do szczególnego - jubileuszowego spotkania w miłości z Bogiem i z ludźmi. To zaś pozwoli nam inaczej spojrzeć nawet na największe niepokoje i dramaty ziemskiego życia, pamiętając, że “we wszystkim tym odnosimy pełne zwycięstwo dzięki Temu, który nas umiłował” (Rz 8, 37).


powrót