Jerzy Binkowski - psycholog
Babcia - BIBLIA - Mama

Głębokie westchnienie wydobywa się z mej piersi, kiedy zaczynam porządkować wspomnienia i uczucia, które ukształtowały mnie, mój związek z Biblią, która jest we mnie, jak moja matka i moja babcia. Prowadziły mnie do kościoła pod wezwaniem św. Andrzeja Boboli, w Gdyni, na Obłużu ( gdzie poprzez sakrament chrztu św. zostałem przyjęty do wspólnoty wyznawców Chrystusa), a tam słyszałem SŁOWO, które robiło na mnie trudne do opisania wrażenie: introibo ad altare Dei....hic est enim Corpus Meum...Deo gratias...Agnus Dei ...benedicat vos omnipotens Deus ...Te Deum laudamus... amen ...

Jako pięcioletni chłopiec przystąpiłem do sakramentu komunii świętej. Babcia Marianna rano podawała mi dłoń, a ja mogłem się nią opiekować w drodze na Mszę świętą. Ksiądz Wojciech Zieliński nie denerwował się, kiedy duża księga mszału przeleciała nad moją głową, gdy usiłowałem przenieść ją, jako maleńki ministrant, z jednej strony ołtarza na stronę drugą.

Babcia Witalia, na plebanii w Rzadkowie, parafii, której proboszczem był mój stryj, pozwalała mi malować szaty postaci Starego Testamentu, w książce zawierającej rysunki: Abraham wznosi rękę z nożem, aby zamordować syna Izaaka, Jakub przebrany za Ezawa oszukuje swego ojca Izaaka, Józef ze swoimi wyrodnymi braćmi, porzucony mały Mojżesz w koszyku wśród sitowia, wstrząsające przekroczenie Morza Czerwonego ... pełno grzechu, zdrady, ludzkiej nieprawości, tchórzostwa, cwaniactwa i zbrodni.

Tajemnica liturgii, uroczysta i szczególna tonacja głosu kaznodziejów oraz pełne grozy SŁOWO, czytane i wypowiadane w kościele stawało się zaczynem sumienia. Jako dziesięcioletni chłopiec miałem jedno wielkie, wspaniałe marzenie: aby żyć inaczej niż biblijni “bohaterowie”, grzesznicy. Jednoznaczność (“tak” - “tak”, “nie” - “nie”) i świętość była moim pragnieniem i wielką tęsknotą. Realizowałem ją poprzez bezwzględne posłuszeństwo. Babcie (jedna i druga) oraz Mama - mogły na mnie liczyć.

Pojawiła się myśl o kapłaństwie. Przerażało mnie jednak wyobrażenie, że nie sprostam zobowiązaniom, jakie przed człowiekiem stawia celibat. Kapłaństwo najbardziej przyciągało mnie o tyle, o ile samym już strojem “demonstrowałbym “ światu, że opowiadam się po stronie dobra, bo przecież kapłani to ludzie święci, dobrzy. Posłuszni Bogu i Jemu służący.

Powyższy akapit, potrzebny był do scharakteryzowania mojej największej, życiowej przygody z Biblią, przygody trwającej do dzisiaj. Rdzeniem, osią tej przygody jest powolne, krok po kroku, rok po roku, odkrywanie, że biblijne historie dotyczą mnie samego, że granica między dobrem i złem nie dotyczy innych ludzi, nie dotyczy innych grup (np. zawodowych), innych narodów, państw czy rasy. Nie jest tylko opowieścią o zdarzeniach, które były, lecz jest opowieścią o moim życiu i życiu każdego człowieka.

Czterdzieści lat wędrowania po pustyni. Właśnie aż tyle lat pracy potrzebne było, aby zobaczyć Ziemię Obiecaną, aby dopracować się takiej samoświadomości , do której dociera Dobra Nowina o tym, że jestem zbawiony mocą Miłości Boga - Jezusa Chrystusa. Miłość ta objawia się także darem wolności. Reguły Dekalogu są tylko zapisem na kamiennych tablicach dopóty, dopóki nie zamienię ich w mym sercu, na dobrowolnie przyjęte i całym sercem realizowane przesłanie, które Jezus Chrystus urzeczywistnił.

Właśnie teraz, coraz częściej dostrzegam, że mój Kościół jest znakiem Bożej czułości i Bożego miłosierdzia. Wiele lat minęło, zanim dotarło do mnie, że w Biblii otrzymałem zapis wszelkiego, możliwego zła, które może być dziełem człowieka, ale nie jest człowiekiem.

Nawet gdyby w mojej głowie nie powstała żadna myśl, to ja nie przestanę być dziedzicem Boga samego. I to wewnętrznie zobowiązuje. W swojej wewnętrznej wolności mogę kochać. Chrystus może się narodzić we mnie!!!

Jakże honorowe, jakże godne jest życie człowieka, kiedy poczuje się wreszcie odpowiedzialny za Miłość. Pomimo grzechu, a być może dlatego, że nie grzeszy dobrą wolą -zawsze jest w ramionach Boga. Mały człowiek płacze w samotności, a niekiedy śpiewa psalmy wdzięczności i pieśni nad pieśniami. Jak moi przodkowie, jak Babcie i Mama.

 


powrót