Rozmowa z Księdzem Biskupem Edwardem Ozorowskim o Roku Świętym
Czas łaski i zmiłowania

Bp Edward Ozorowski

Ekscelencjo, nowy rok liturgiczny, rozpoczęty w pierwszą niedzielę adwentu, to Rok Święty, czas Wielkiego Jubileuszu Chrześcijaństwa. Jest Ksiądz Biskup autorem książki “Ze skarbca roku liturgicznego”. Co by Ekscelencja dodał do tamtych rozważań, zważywszy na ów niezwykły kontekst przeżywanych od dwu tysiącleci misteriów roku kościelnego?

Książka “Ze skarbca roku liturgicznego” jest zaledwie fragmentem tego, co w tym skarbcu się znajduje. Ograniczenie to wynikało z ilości przyznanego czasu antenowego. Wszak są to rozważania radiowe. Sam temat natomiast jest szeroki i właściwie nie do wyczerpania. Tworzą go bowiem prawdy wieczne, które zawsze mają coś nowego do ukazania. Chrześcijanin to człowiek, który przez całe życie odkrywa obecność Boga w misteriach Kościoła, poznaje Go i zdumiewa się Jego bliskością. Pod tym względem o roku liturgicznym można by pisać bez końca. Myślę jednak, że nie o to chodzi w tym pytaniu. Jeśli miałbym coś dodać do książki, to - zachętę do przeżywania roku liturgicznego tak, by był on powszednim chlebem, źródlaną wodą i czystym powietrzem. Dla każdego może on być przyjacielem mającym stale bardzo wiele do zaofiarowania.

Świętowanie tzw. “okrągłych” rocznic nie jest jedynie naszym wymysłem. W Biblii odnajdujemy niemało fragmentów poświęconych tym sprawom. Dlaczego taką wagę przywiązuje chrześcijaństwo do jubileuszowych dat?

Słowo “jubileusz” zawiera w sobie radość. Biblia pokazuje jej korzenie. Jest to radość, która wyraża się przez świętowanie, rozłożone na dni, tygodnie, miesiące i lata. Jej treścią są wielkie wydarzenia z historii zbawienia, a także inne przejawy Bożej łaskawości w świecie. Najczęstszą cyfrą porządkującą jubileusze jest “pięć”. W Piśmie św. symbolicznie wskazuje ona na to, co przynależy do nieba, podczas gdy “cztery” - to sprawy ziemi. W łacinie klasycznej ma ona swój odpowiednik w lustrum. Pomnożona przez pięć daje srebrny jubileusz, przez dziesięć - złoty, a przez piętnaście - diamentowy. Tysiąc - to szczególny jubileusz (millennium), to coś więcej niż rocznica. A dwa tysiące tę szczególność jeszcze bardziej podkreśla. Jubileusz roku dwutysięcznego od narodzin Chrystusa jest czasem łaski i zmiłowania. Bóg zachował lud swój mimo grzechu. Pamięć o tym już jest dziękowaniem. W nim wiara łączy się z nadzieją. Wspominanie tego, co Bóg uczynił, umacnia ludzi na przyjęcie tego, do czego ich wezwał. Jubileusze dzielą ziemską pielgrzymkę na odcinki tak, aby nie zabrakło sił i chęci do jej odbywania. Są one czasem darowania win, długów, wzajemnego pojednania, słowem przywróceniem tego, co się popsuło, do pierwotnego stanu.

Boże Narodzenie jest u nas obchodzone wyjątkowo uroczyście. Nie wszystkie obrzędy mają charakter wyłącznie sakralny. Co sądzi teolog o owym przenikaniu się dwu rzeczywistości w polskiej tradycji?

Wszystko, co Bóg stworzył, jest dobre. Boże Narodzenie potwierdza tę prawdę. Głosi ono bowiem, że Syn Boży stał się człowiekiem. Świat był środowiskiem jego ziemskiego życia, a ciało i dusza określały jego ziemską egzystencję. W historii pojawiały się poglądy o istnieniu dwóch zwalczających się pierwiastków: dobra i zła, przy czym po stronie zła umieszczano materię i ciało, ale Kościół zawsze je odrzucał jako nieprawdziwe i szkodliwe. Świeckość sama w sobie nie jest czymś złym. Złą się staje wówczas, gdy człowiek lansuje ją jako postawę wrogą Bogu. Ci, co usuwają Boga ze swego myślenia, czynią je nielogicznym, a ci, którzy oddzielają stworzenie od Stwórcy, skazują je na unicestwienie. Świeckie obrzędy Bożonarodzeniowe, jeśli tylko prawdy nie zamieniają na mit i nie prowadzą człowieka do grzechu, mogą współistnieć z obrzędami religijnymi, a nawet je wspierać, uwrażliwiać. Pastorałki np. pięknie uzupełniają kolędy, a jasełka - liturgię Kościoła. Boże Narodzenie w Polsce wyjątkowo mocno wpisało się w rodzimą kulturę i z tego trzeba się cieszyć, a nie smucić. Nie należy też lękać się świata, jak długo pozostaje on w odbiorze człowieka dziełem Boga.

Kościół, chociaż jest powszechny, zaakceptował wiele odmiennych zwyczajów czy rytuałów występujących w poszczególnych regionach. Jakie są źródła tej odmienności i co wyznacza jej granice?

Kościół, dlatego że jest katolicki, akceptuje różne zwyczaje i obrzędy w poszczególnych krajach i regionach. “Katolicki” oznacza: “skierowany ku całości”, ku całemu człowiekowi i całej ludzkości. Nie tak, żeby ludziom nakładać ten sam uniform lub zabijać w nich to, co indywidualne, lecz tak, żeby zespolić w jedności to, co różnorodne, a dobre i piękne. Kościół dąży do jedności, która byłaby zróżnicowaniem w miłości. Jest jedna prawda i wiele sposobów jej przekazu, jedna miłość i wiele języków, jeden Bóg i wiele dróg prowadzących do Niego. Innymi zasadami rządzi się liturgia, a innymi obrzędy pozaliturgiczne. Ta pierwsza podlega prawu Kościoła powszechnego, te drugie najczęściej wyrastają z potrzeby ducha grup społecznych. Zwyczaje jako przejaw rodzimej kultury są zjawiskiem bardzo pożytecznym. Należy je przechowywać i pielęgnować, dbając o to, by nie oderwały się od moralności i nie stały się puste. Gdy ludzie pięknie się różnią między sobą, wtedy się ubogacają wzajemnie, a nie uszczuplają. Może nimi z powodzeniem powodować miłość, a nie zazdrosna nienawiść.

Czy można zapytać, co ukształtowało w Ekscelencji przeżywanie świąt Bożego Narodzenia: świat zapamiętany z dzieciństwa czy późniejsze studia teologiczne?

Pewnie jedno i drugie. W domu rodzinnym święta Bożego Narodzenia obchodziło się skromnie, ale za to szczerze, ciepło, świątecznie. Już czas przygotowań miał w sobie coś z uroczystości: powstrzymywanie się od zabaw, wstrzemięźliwość w jedzeniu, a potem generalne sprzątanie domu i przyrządzanie posiłków świątecznych. Boże Narodzenie było dniami wypoczynku, odwiedzin i przyjmowania gości. Nie trzeba było iść do szkoły, odrabiać lekcji, można było pójść na sanki. Gdy potem wyruszyłem z domu i Święta spędzałem poza nim, często dziwiłem się odmienności, z jaką ludzie je obchodzą. Studia teologiczne pomogły wniknąć w głąb obrzędowości świątecznej. Można ją było przeżywać z większą świadomością tego, co w niej jest istotą, a co tylko zewnętrznym wyrazem. Na przestrzeni lat widziałem wiele sposobów spędzania świąt Bożego Narodzenia. Nigdy nie byłem w tym czasie wśród ludzi niewierzących. A gdy łamałem się opłatkiem, zawsze doświadczałem szczególnego uczucia.

Jak Ksiądz Biskup zapamiętał swoje najwcześniejsze Boże Narodzenie?

Pamiętam wiele szczegółów z moich najwcześniejszych wigilii. Najbardziej wzruszającym było puste krzesło. Wszyscy je prawdopodobnie zostawiają przy wigilijnym stole. W naszym domu miało ono realną wymowę. W czasie wojny bowiem Niemcy zabrali ojca i nie wiedzieliśmy co się z nim stało. Wojna minęła, a myśmy czekali na jego powrót. Matka mówiła, że puste krzesło jest dla ojca. Wierzyła, że on wróci, tak było przez kilka lat. Wstawaliśmy od stołu smutni, że nie przyszedł na wigilię. Potem naoczny świadek przyniósł wiadomość, iż ojciec zginął w obozie koncentracyjnym w Gross Rosen. Krzesło puste dalej stawialiśmy przy stole wigilijnym, z tym, że smutno nam było przed wieczerzą i po wieczerzy. W ten sposób wigilia od dzieciństwa była szkołą godzenia się z utratą osób najbliższych.

Kapłan nie siada do wigilijnego stołu z rodziną, najbliższymi. Czasami mówi się o samotności kapłana zwłaszcza w tym dniu. Co by powiedział Ksiądz Biskup do tych braci w kapłaństwie, którzy tak właśnie, bardzo po ludzku, doświadczają tych spraw?

Księża katoliccy nie zakładają własnych rodzin, ale nie zrywają też z tymi, z których wyszli, stąd zwykle mają dwie wigilie: jedną na plebanii, drugą w rodzinie. Potem, gdy się zestarzeją, a najbliżsi odejdą do Pana, zwykle zasiadają do stołu wigilijnego w domu, w którym mieszkają. Są pod tym względem podobni do innych. Księża zatrudnieni w duszpasterstwie na ogół mają dużo pracy przed świętami: spowiedź adwentowa, dzielenie się opłatkiem, przygotowanie liturgii świątecznej. Wigilia dla nich jest przystankiem przed dalszą pracą, a nie wstępem do wypoczynku. Tak zresztą jest przed każdym świętem. Początkowo może jest to trudne, ale potem przychodzi przyzwyczajenie i działa łaska Boża. Tam, gdzie wspólnota, której posługuje kapłan upodabnia się do rodziny, święta Bożego Narodzenia posiadają wiele uroku i ksiądz nie czuje się osamotniony. Radość jest darem z góry, a ten owocuje, gdy jest odwzajemniony. Im bardziej człowiek poświęca się Bogu, tym bliżej Bóg jest tego człowieka.

Proszę przyjąć najlepsze życzenia Bożonarodzeniowe od całego zespołu redakcyjnego “Czasu Miłosierdzia”. Oby Rok Święty okazał się pod każdym względem wyjątkowy w biografii i posłudze duszpasterskiej Ekscelencji.

rozmawiała Ewa Bobowska


powrót