Waldemar Smaszcz
„... i Polska wielkie talenta wydaje”
w 150 rocznicę śmierci Fryderyka Chopina


   W roku 1810, roku urodzin Fryderyka Chopina, na łamach „Rocznika Towarzystwa Warszawskiego Przyjaciół Nauk” ukazał się „Hymn do Boga o dobrodziejstwach Opatrzności dla naszego narodu dziejami wyświadczonych” ks. Jana Pawła Woronicza, „natchnionego poety i proroka”, w niedługim czasie także biskupa oraz Prymasa Polski. Utwór powstał co najmniej pięć lat wcześniej, gdyż autor czytał go 15 maja 1805 roku na zebraniu Towarzystwa. Już sam tytuł mógł wywołać zdumienie współczesnych, pogrążonych w rozpaczy po utracie wolności. Jak bowiem wielbić Stwórcę za „dobrodziejstwa” w sytuacji, gdy jedno z największych królestw chrześcijańskiej Europy znikło z mapy. Kapłan-poeta zaś, który - według słów Maurycego Mochnackiego - „przy ołtarzu przeszłych czasów służbę sprawował i czuwał, żeby płomień gorejący na nim nigdy nie wygasł”, napisał:
   
   Wielkie Twe dzieła, Panie, dla naszego rodu!
   Przegadać ich nie mogli nasi pradziadowie;
   Przestrzeń ta szerokiego nader jest obwodu,
   Każdy dzień, każdy zakręt łaski Twe opowie,
   (...)
   Ty żyjesz i żyć będziesz, chociaż świat upadnie!
   Tyś policzył do włoska na tych głowach włosy;
   Nie traf ślepy, nie kolej narodami władnie:
   W Twoim się ręku rodzą i czasy, i losy.
   
   Lata po trzecim rozbiorze w pełni uwierzytelniły przekonanie zawarte w ostatnim z cytowanych wersów. Właśnie wówczas przyszło na świat wielu wybitnych Polaków, którzy zaważyli nie tylko na własnej epoce, ale i weszli do narodowego panteonu; przyczynili się do zachowania ducha narodowego w czasach niewoli. W roku 1798 urodził się Adam Mickiewicz, w 1809 Juliusz Słowacki, w 1810 Fryderyk Chopin, w 1812 Zygmunt Krasiński, w 1821 Cyprian Norwid. Ten szereg postaci do dziś bodaj nie ma sobie równego, co potwierdzają obchody ich rocznic. Po dwustuleciu urodzin Mickiewicza, w bieżącym roku w sposób szczególny powracamy pamięcią do Słowackiego i Chopina, w 150 rocznicę ich śmierci.
   Do niedawna jedynym Polakiem znanym niemal na całym świecie był właśnie Fryderyk Chopin; dopiero w naszych czasach dołączyli do niego Karol Wojtyła i Lech Wałęsa. Jednakże francuskie nazwisko naszego największego kompozytora i paryska kariera sprawiły, że nawet biografowie nieśmiało wspominali o jego polskości. Przełomu dokonała wydana w 1949 roku w Nowym Jorku książka Kazimierza Wierzyńskiego „Życie Chopina”. Pięknie napisał o tym w przedmowie Artur Rubinstein:
   Książki o Chopinie są moją ulubioną lekturą. Czytam je zawsze z wielką przyjemnością i zawsze z cichą pretensją. Dokucza mi w monografiach o nim pewien niedobór i to do tego stopnia, że nawet chciałem kiedyś przesiąść się sprzed klawiatury do biurka i sam zacząć pisać. Mam na myśli niedokładność studiów nad jego młodością. Chopin rozwijał się bardzo szybko i przed upływem 20 lat był już kompletnie uformowany wewnętrznie. Reszta życia stała się pościgiem jego geniuszu za doskonałością. (...) Cały Chopin powstał w młodości i przez całe życie czerpał, jak ze źródła, z lat spędzonych w Polsce i z jej ducha.
   Jest to fakt dostatecznie znany, aby każdy miłośnik Chopina czuł się zaskoczony ubóstwem wiadomości dotyczących tego okresu i zaniepokojony pośpiechem, z jakim większość biografów wyprawia Chopina z Warszawy za granicę. (...)
   Najpełniejszy obraz tej najważniejszej dla Chopina epoki udało mi się znaleźć w książce (...) Kazimierza Wierzyńskiego, który sam jest wyrazicielem ducha Polski, jako jeden z jej największych żyjących poetów, daje nam prawdziwy, dokładny i barwny przebieg tych czasów, których oddech gra w Chopinowskich strunach. Kraj, rodzina, przyjaciele, szkoła i wieś polska - wszystko to po raz pierwszy odsłania się przed czytelnikiem (...) jak żywy pejzaż.” Aż nie do wiary, że dopiero w stulecie śmierci Fryderyka Chopina powstała książka, która pokazała światu, jak bardzo cała jego sztuka wyrasta z polskiego krajobrazu, polskiej tradycji i historii. Odtąd niemal wszyscy wykonawcy tej muzyki uważają za konieczne poznać miejsca związane z życiem Chopina, by zrozumieć jej tajemnice.
   W akordach rozbrzmiewających dzisiaj na całym świecie odnajdujemy nie tylko echa, ale wręcz cytaty najpopularniejszych polskich pieśni świeckich i kościelnych - m.in. „Laury i Filona” oraz kolędy „Lulajże Jezuniu”. Honoré Balzac, wielki pisarz francuski; powiedział o Chopinie, że „był bardziej polski niż Polska, choć przecież wyrażał tę konkretność środkiem tak nieuchwytnym, jak muzyka”.
   Nie zrozumie się fenomenu tej muzyki, jeżeli nie przeniknie się atmosfery, w jakiej wzrastał Fryderyk Chopin od najmłodszych lat oraz polskiej tradycji, kształtowanej przez stulecia. Jan Lechoń, poeta wyjątkowo wyczulony na te właśnie sprawy, napisał po lekturze wzruszającego wiersza „Rozmaryn” swojego przyjaciela, Stanisława Balińskiego:
   „Chcąc zrozumieć, co to jest kultura, co to jest naród i jakie są sekrety wzruszeń, trzeba pomyśleć, wiele wieków historii niezrozumiałej dla obcych, wiele klęsk, zwycięstw i męczeństwa musiało wejść w krew każdego Polaka - aby mógł powstać wiersz Stasia Balińskiego Rozmaryn i abym czytając go, czuł te mrówki, przechodzące po plecach, które Zygmunt Nowakowski słusznie uważa za znak nieomylny działania prawdziwej poezji.”
   Ojciec Fryderyka, Mikołaj Chopin, jak wiadomo, przybył do Polski z Francji w 1787 roku jako szesnastoletni młodzieniec. Zaledwie więc osiem lat przebywał w chylącej się ku upadkowi Polsce. Na podstawie jego biografii możemy jednak stwierdzić, że rozbiory, aczkolwiek były międzynarodową zbrodnią, nie przekreśliły ducha polskiego. Siła przyciągania polskości wcale nie uległa osłabieniu także w czasach, gdy Polska jako państwo nie istniała. Mikołaj Chopin, który w 1794 roku został żołnierzem insurekcji kościuszkowskiej, po klęsce nie opuścił nowej ojczyzny. A poprzez małżeństwo z Justyną Krzyżanowską wszedł w odwieczną tradycję polskiego dworku do tego stopnia, że dzisiaj mało kto już pamięta, że Żelazowa Wola była majątkiem hrabiowskiej rodziny Skarbków, a Fryderyk Chopin jedynie się tam urodził. Nawet przeniesienie się rodziny Chopinów do stolicy, gdzie pan Mikołaj został nauczycielem języka francuskiego w Liceum Warszawskim, a później także w Szkole Kadetów Artylerii i Inżynierii, Szkole Aplikacyjnej Wojskowej, wreszcie Rzymsko-Katolickiej Akademii Duchownej, nie oderwało jej od tej tradycji, wzbogaconej jeszcze dzięki wybitnie intelektualnemu nowemu środowisku. Dość powiedzieć, że w profesorskim skrzydle pałacu Kazimierzowskiego zamieszkali w sąsiedztwie rektora Samuela Bogumiła Lindego, autora monumentalnego „Słownika języka polskiego”, Kazimierza Brodzińskiego, poety i promotora polskiego romantyzmu, oraz Juliusza Kolberga, ojca Oskara, który wsławił się zebraniem polskich pieśni ludowych.
   W takim otoczeniu wyrastał Fryderyk Chopin, pod czułą opieką matki i starszej siostry, od początku uznany za „cudowne dziecko”. Jako kilkuletni chłopiec koncertował już w salonach Warszawy, a smak sławy kompozytora zaznał w ... ósmym roku życia, gdy ks. Cybulski, proboszcz kościoła Panny Marii na Nowym Mieście wydrukował nuty przyniesione przez Wojciecha Żywnego, pierwszego nauczyciela Fryderyka. Wydarzenie to odnotował „Pamiętnik Warszawski” ze stycznia 1818 roku w rubryce „Spis dzieł polskich w roku 1817”:
   „Lubo kompozytorów muzyki nie liczymy do pisarzy literackich (niemniej jednak są i ci autorami), przemilczeć jednakże nie możemy kompozycji następującej, przez przyjacielskie ręce sztychem rozpowszechnionej Polonaise pour pianoforte, dediéa son Excellence Mme la Comtesse Victorie Skarbek par Frédérik Chopin agé de 8 ans. Kompozytor tego tańca polskiego, młodzieniec ośm lat skończonych mający, jest synem Mikołaja Chopin, profesora języka i literatury francuskiej w Liceum Warszawskim, prawdziwy geniusz muzyczny. Nie tylko bowiem z łatwością największą i smakiem nadzwyczajnym wygrywa sztuki najtrudniejsze na fortepianie, ale nadto jest już kompozytorem kilku tańców i wariacji, nad którymi znawcy muzyki dziwić się nie przestają, a nade wszystko zważając na wiek dziecinny autora. Gdyby młodzieniec ten urodził się w Niemczech lub we Francji, ściągnąłby już zapewne uwagę na siebie wszystkich społeczeństw; niechże wzmianka niniejsza służy za wskazówkę, że i na naszej ziemi powstają geniusze, tylko że brak głośnych wiadomości ukrywa je przed publicznością.”
   Nawet nieprzewidywalny i okrutny wielki książę Konstanty uspokajał się przy jego grze. Po latach Fryderyk, jakby dla zrównoważenia tych odwiedzin, bywał nierzadkim gościem gen. Józefa Sowińskiego, grając z panią generałową na cztery ręce.
   Rozwój talentu Fryderyka Chopina w ówczesnej Warszawie, zdegradowanej najpierw do peryferyjnego miasta pruskiego, a później rządzonej przez carskiego namiestnika i jego „czynowników”, wydaje się kolejną zagadką. W Konserwatorium Warszawskim właśnie wtedy rektorem był Józef Ksawery Elsner, pochodzący wprawdzie z rodziny śląskich Niemców, ale od dawna zadomowiony w polskiej stolicy. Był nie tylko znakomitym pedagogiem, ale i autorem wielu oper oraz wręcz niezliczonych innych, drobniejszych utworów.
   Na niewiele by się jednak to wszystko zdało, gdyby nie zapobiegliwość ojca, który gotów był na bardzo wiele, by umożliwić synowi rozwój na miarę posiadanego talentu. Z trudem zgromadzone środki przeznaczył na wyjazd Fryderyka do Wiednia w 1829 roku, zakończony wielkim triumfem. Gazety wiedeńskie prześcigały się w zachwytach nad nieznanym szerzej kompozytorem i pianistą:
   ”W panu Chopinie poznaliśmy jednego z najdoskonalszych fortepianistów, pełnego delikatności i najgłębszego ucznia.” „Kompozycję, biegłość, interpretację - wszystko należy uznać za znakomite; nagrodą dla artysty był sukces powszechny.” „Największe trudności pokonywa Chopin z dokładnością i precyzją, a czystość jego pasażów jest nieskazitelna.”
   Opuszczał więc ojczystą ziemię jako ukształtowany twórca, doskonale wykształcony zarówno dzięki nieocenionemu Elsnerowi, jak i własnej iście benedyktyńskiej pracy. Zabierał ze sobą nie tylko drobne kompozycje, ale i dwa koncerty, jedyne, jakie napisał.
   A chociaż cała jego późniejsza kariera związana jest z Francją, artysta nigdy nie przesłonił w nim Polaka, czego jakże wymownym przykładem był list pisany z Wiednia, tuż po wybuchu Powstania Listopadowego, do swego mistrza Józefa Elsnera: „...jako artysta jestem jeszcze w kolebce, a jako Polak trzeci krzyżyk zaczynam.” Dlatego mógł o nim tak pięknie napisać w nekrologu Cyprian Norwid: „Rodem Warszawianin, sercem Polak, a talentem świata obywatel.”


powrót