Adam Kard. Kozłowiecki SJ
Głos z Afryki

Mpunde Mission 22 kwietnia 1999 r.


   
   Drodzy w Chrystusie !
   
   Dzięki za życzenia Wielkanocne. Niech Wam wszystkim Pan Jezus błogosławi, modlę się za Was proszę też o modlitwy za nas tu wszystkich.
   Wybaczcie moje „milczenie”, przepraszam za nie, ale się nie poprawię, bo po prostu nie potrafię. Jestem tu do pomocy Ks. Kanonikowi Krzysztoniowi, który pomocy naprawdę bardzo potrzebuje, bo ma do obsługi 33 Stacje Zewnętrzne, ja do tego się nie nadaję, bo mam już kłopot z oczami, samochodu prowadzić nie mogę. Raz tylko albo ze dwa razy w miesiącu, jak kierowca jest wolny, zawożą mnie do którejś z tych Stacji, by ludzi wyspowiadać, Mszę św. odprawić, jak trzeba to i ochrzcić czy wybierzmować i za długim kazaniem wynudzić. Pozatem obsługuję jak mogę miejscową Misję w Mpunde. Ma ona bardzo wiele „problemów”. Bardzo wiele sekt, przytem w większości jest to ludność napływowa. Mamy tu 9-letnią szkołę podstawową postawioną przez Misję, ale została około 25 lat temu przez rząd „upaństwowiona”. Przeważająca większość nie tylko dzieci (7 do 17 lat), a nawet nauczyciele to nie-katolicy, niektórzy nawet anty-katolicy. Jeszcze więcej kłopotu sprawia nam wpływ propagandy poglądów z krajów niby „chrześcijańskich”, a niestety bogatych nie mających nic wspólnego z zasadami chrześcijańskiej moralności. Wielką pociechą było nam to, że nasi „zacofani” Afrykanie stanowczo odrzucili próby zalegalizowania „małżeństw homoseksualistycznych”, popieranych nawet przez jednego z Ambasadorów. No, ale dosyć tego. Mieliśmy ostatnio nawet i dosyć śmiechu. Pisałem już niektórym z Was, że mamy tu pewnego złodziejaszka, prorokowałem mu, że jest na drodze do więzienia (dostał się tam, niestety tylko na 2 miesiące), a pozatem, że jest na drodze do piekła. Obiecał mi wtedy, że mnie zastrzeli, ale słowa nie dotrzymał, jest też takim kłamcą, że wierzyć mu nie można. Ale jednej nocy dostał się do składu, w którym Ks. Krzysztoń trzyma wiele rzeczy potrzebnych mu do budów (buduje obecnie 2 kościoły w Stacjach Zewnętrznych) i wykradł różnych rzeczy do wartości 500 dolarów. Za każdym razem na jakiś czas „znika”. Po krótkim czasie wrócił, a nam znikł motor Honda do generatora, a równocześnie znikł też Fredi (tak się nazywa ten nasz przyjaciel). Ks. Krzysztoń wiedział, że nie mógł tego daleko wynieść, bo to za ciężkie i dzieciakom szkolnym obiecał 50,000 kwacha (ok. 25 dolarów). Po jakichś 10 dniach jakaś dziewczynka znalazła to w „buszu” zakryte trawą, przywieźliśmy to z powrotem na Misję. Następnego dnia Fredi wrócił, pewnie znalazł już nabywcę i chciał mu dostarczyć swój motor z generatorem, wściekł się, że mu to ukradli, a tyle się namęczył i po 2 czy 3 dniach znowu przyszedł w nocy. Było po pełni przy świetle księżycowym wdrapał się na słup, na którym były umocowane dwie płyty do prądu elektrycznego ze słońca do pompowania wody ze studni, ale wieczorem przyjechał do nas Ks. Krzysztof Mróz z Lusaki, ja poszedłem spać, ale Ks. Krzysztoń długo roztrząsał z nim problemy pracy misyjnej i pół godziny po północy wyszli obaj jeszcze do ogrodu, by podziwiać nieco gwiazdy na niebie. Zauważyli, że znikły te płyty ze słupa i uciekających złodziei. Ks. Krzysztoń pobiegł do pokoju po rewolwer i strzelił dwa razy. Płyty były za ciężkie, by z nimi uciekać, ale Fredi znowu „znikł”, musi mu być bardzo smutno, że tak mu z nami interes jakoś nie idzie, ciekawym, kiedy wróci? Jest jeden dobry skutek: ludzie mają tego już dosyć i zaczynają knuć, by się to skończyło. Modlę się, żeby nie skończyło się z nim za źle. Proszę Was módlcie się za nas i za Freda!
   
   Sługa w Chrystusie Najniższy.


   Adam Kard. Kozłowiecki SJ


powrót