Anna Zapolnik
Kapłan i matka


Kim jest kapłan? Sam termin kapłan pochodzi od średniowiecznego łacińskiego słowa capellanus znaczy święty, poświęcony Bóstwu, po grecku brzmi prezbiter  (presbyteros) czyli „starszy”. Istnieją w Kościele trzy sakramentalne stopnie kapłaństwa: diakonat (diakonos) „ten, który służy”, prezbiter (właściwe kapłaństwo), biskupstwo (episkopos) „czuwający”. Mówimy o kapłanie ksiądz określenie to pochodzi słowa „książę.”
Święty Grzegorz z Nazjanu na to pytanie odpowiada: „Kapłan jest obrońcą prawdy, znosi się z aniołami, wielbi z archaniołami, składa na ołtarzu dary ofiarne, uczestniczy w kapłaństwie Chrystusa, odnawia stworzenia, przywraca w nich obraz Boży, przysposabia je do Świata wyższego i, co najważniejsze jest przebóstwiany i przebóstwia.” Święty Proboszcz z Ars mówi: ŤKapłan prowadzi dalej dzieło odkupienia na ziemi...ť Gdyby dobrze zrozumiano, kim jest kapłan na ziemi, można by umrzeć, nie z przerażenia, lecz z miłości. Kapłaństwo to miłość serca Jezusowego.” Ksiądz Jan Twardowski o swoim kapłaństwie pisze: „Własnego kapłaństwa się boję , własnego kapłaństwa się lękam, i przed kapłaństwem w proch padam, i przed kapłaństwem klękam. Jadę z innymi tramwajem - biegnę z innymi ulicą - nadziwić się nie mogę swej duszy tajemnicą”.
Wszyscy rodzimy się w Kościele dla Chrystusa dzięki pośrednictwu kapłana, to on w imieniu Boga przyjmuje nas do wspólnoty wierzących. Przez cały czas uczestniczy w naszym życiu, jest niejednokrotnie świadkiem naszych łask , radości, sukcesów, porażek udziela nam rady i napomnienia, a także we wszystkich sakramentach, gdybyśmy je chcieli kolejno wyliczyć od chrztu, po sakrament chorych - bierzmowanie, pokuta, Eucharystii, sakrament małżeństwa. Zatem we wszystkich momentach życia człowieka Chrystus dochodzi do nas poprze kapłana. Chrześcijanie wiedzą, ze zbliżając się do kapłana sprawującego sakramenty idą na spotkanie z Chrystusem. To Jezus Chrystus niewidzialny (w widzialnym kapłanie) przewodniczy całej celebracji eucharystycznej. Prezbiter reprezentuje Chrystusa działając w osobie Chrystusa - Głowy (in persona Christi Capits). To w jego dłoniach Bóg przemienia chleb w swoje ciało. W jego dłoniach dokonuje się cud. Na ołtarzu jest Pan świata - dzięki słowom człowieka, który uzyskał moc przemieniania chleba w ciało Boga. A konfesjonał? Kto może odpuszczać grzechy? Tylko sam Bóg i ten, komu Bóg pozwoli i da władzę - „i ja odpuszczam tobie grzechy w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego” .
Akt powołania na swojego następcę dokonuje sam Pan Jezus. To On wybiera, wywołuje z tłumu, „pokazuje gdzie mieszka”. Czasami Jego wezwanie jest nagłe, olśnienie jak w przypadku Szawła, a najczęściej powołuje „zwyczajnie”, krok po kroku poprzez splot wielu spotkań, wydarzeń, znaków: 

Kapłaństwo to tajemnica. Ważne jest, aby ją zobaczyć i ciągle odkrywać. Tego odkrycia musi dokonać sam kapłan i wtedy będzie ciągle na nowo przeżywał swoje powołanie.
Trudno jest mi mówić o początku mojego powołania. W moim przypadku była to decyzja, która rodziła się przez długie lata. Rozwijała się już od dzieciństwa. Rodzice prowadzili mnie do Kościoła. Pokazali to, co było dla nich ważne w przeżywaniu w relacji z Bogiem. W tym okresie poznałem Pana Boga na sposób dziecięcy. Dojrzewając wzrastałem w wierze i zmieniał się mój sposób odbierania Boga, stawał się pełniejszy. Pomagała mi w tym jakoś służba ministrancka. Dzięki niej byłem blisko Kościoła, blisko spraw Bożych. To tutaj zrodziło się poczucie, że mogę służyć Bogu i być tylko dla Niego. Na swej drodze spotkałem kapłanów, którzy przez otwartość na młodego człowieka pomogli mi w wyborze przyszłości. Jeśli mogę mówić o  rozwoju większej świadomości wiary, to nastąpiła ona poprzez Ruch  Światło-Życie. Po skończeniu ósmej klasy wyjechałem na oazę. Na niej z całą już młodzieńczą świadomością przyjąłem do swojego serca Jezusa Chrystusa jako Pana i Zbawiciela. Mocniej odezwało się we mnie pragnienie, aby być bliżej Niego. Decyzję pójścia do seminarium powziąłem w drugiej klasie szkoły średniej. Nie była ona łatwa. Moimi myślami nie dzieliłem się z nikim. Wątpliwości pojawiały się, ale coraz bardziej umacniało się we mnie przekonanie, że kapłaństwo to moje miejsce i moja droga. Po zdaniu matury powiedziałem rodzicom, że wstępuję do seminarium. 
Lata seminarium to okres dojrzewania do tej decyzji, przechodzenia przez trud i rozwiązywanie wątpliwości. W seminarium człowiek  zawsze może wybrać inaczej . Dokonuje się też inna weryfikacja - przełożeni, spowiednicy, profesorowie obserwują kandydata i podejmują decyzję, co do służby w kapłaństwie. Jest to potwierdzenie nie tylko ludzkie, ale także Boże. 
Przeżywanie kapłaństwa to uświadamianie sobie, że droga realizacji powołania się nie skończyła, ale to właściwie nowy  początek. Będzie ona czasem trudniejsza, niż ta, którą człowiek wyobrażał w seminarium. Jednocześnie, w tym wszystkim, uświadamiam sobie, że nie jestem sam, ale obok mnie są współbracia kapłani i otaczają mnie różni przyjaciele. Cała rzeczywistość Kościoła, którą przeżywam pomaga w pokonywaniu kryzysów. Spotkania z ludźmi, rozmowy, praca w duszpasterstwie i sprawowanie sakramentów, to wszystko umacnia mnie w kapłaństwie. 
Chciałbym życzyć nowym wyświęconym kapłanom zadziwienia tajemnicą ich powołania i odkrywania jej w Bogu każdego dnia na nowo.
Kapłan

„Z ludzi jest wzięty i dla ludzi ustanowiony, a być pośrednikiem między Bogiem a ludźmi” (Hbr.  5, 1). I dlatego są bardzo ważne zdrowe oparte na fundamencie wiary rodziny, realizujące chrześcijański system wychowawczy. Ważną rolę w życiu dziecka odgrywa matka. To ona uczy pacierza i przyjaźni z Bogiem. Ona - wierna jak Maryja towarzyszy swojemu synowi - kapłanowi „wszystko zachowują w swoim sercu”. Jednoczy się z nim duchowo wspierając swoją modlitwą. Niech świadectwa matek kapłanów z naszej diecezji uświadomią nam, jak trudną drogę należy przebyć, aby odkryć ten wielki dar, jakim jest powołanie do kapłaństwa: 
Ogromnie się ucieszyłam z decyzji mojego syna, że wstępuje do seminarium. Jednym z wzruszających momentów w moim życiu była prymicja mojego syna, a najbardziej chwila,  kiedy już jako kapłan udzielał mi Komunii świętej: on jest kapłanem, on daje mi Pana Jezusa!
Modląc się w intencji mojego syna proszę Boga o  wytrwałość w kapłaństwie i o świętość. Jako matka dziękuję Bogu, że wybrał moje dziecko do Swojej służby.
L.T
 
Moment, w którym się dowiedziałam, że planuje wstąpić do seminarium,  był dla mnie zaskoczeniem. Wcześniej chciał studiować medycynę. Nie miałam nic przeciwko kapłaństwu.  Zdawałam sobie jednak sprawę, z wielkiej odpowiedzialności, gdyż kapłaństwo to nieustanna służba Bogu i ludziom.  Nie przyjęłam tej decyzji z radością. Płakałam w skrytości. Płakałam w czasie modlitwy  i pytałam Pana Boga - dlaczego wybrał moje dziecko? Tak było przez pierwsze lata seminarium. Z biegiem czasu zaczęłam się  sama  zmieniać. Po łzach przyszła radość. Radość towarzyszyła mi podczas Mszy prymicyjnej. Wzruszająca była chwila konsekracji, w której ofiarę składa moje dziecko i w jego dłoniach dokonuje się cud. Rozpłakałam się.  Było to wielkie przeżycie, wielka radość i szczęście. 
Kiedy przychodził do domu uważnie go obserwowałam, czy jest wesoły czy smutny.  Zawsze był radosny i zadowolony ze swojego miejsca i z tego, co robi. To było dla mnie budujące.
Wdzięczna jestem Panu Bogu za dar powołania  syna do kapłaństwa, choć na początku trudno było mi to przyjąć. Pragnęłam dla niego jedynie szczęścia rozumianego po ludzku, które jest niczym w porównaniu z tym, co daje Bóg.
Rodzice modlą się w intencji swoich dzieci. Rolą matki jest nieustanna modlitwa. Ja za swojego syna, który jest kapłanem, modlę się najwięcej. Kiedy opowiada mi, że jedzie na rekolekcje, proszę Ducha Świętego o światło i o to, aby słowa, które padają z jego ust trafiły na żyzną glebę.
Pragnę, aby mój syn był dobrym kapłanem.           
J.M

Od małego dziecka chętnie chodził do kościoła. Lubił się modlić i często sam klękał do modlitwy. Był zdolny mając 7-8 lat nauczył się w ciągu jednej nocy po łacinie całej ministrantury i zdał z niej egzamin lepiej od starszych kolegów. Nie mógł wtedy zostać ministrantem, ponieważ nie był u Pierwszej  Komunii św. Pamiętam, jak z płaczem przybiegł do mnie, mówiąc- że nie przyjęli go do służby przy ołtarzu.  Zawsze bardziej zajmował się służbą i sprawami Kościoła niż domem. Na początku nauki w szkole postanowił zostać księdzem. W czasie wakacji jeździł na oazy i na rekolekcje do pallotynów. Nic z mężem nie wiedziałam o jego zamiarze wstąpienia do zakonu. Nie chciałam, aby mój syn był zakonnikiem ani też księdzem. Był moją jedyną pociechą i nie chciałam się z nim rozstawać. Prosiliśmy o zmianę zdania, on jednak poszedł za głosem powołania. Wstąpił do zakonu. Kiedy przyjechał na przepustkę, wraz z mężem, księdzem proboszczem i syna kolegą przekonaliśmy go o zmianie decyzji i namówiliśmy do wstąpienia do białostockiego seminarium. Po jego ukończeniu pracował w Suchowoli i tam poznał ks. Jerzego Popiełuszkę. Pózniej pracował  w Dojlidach. Cały czas modliłam się za niego. Nie chciałam, aby zajmował się sprawami związanymi z polityką; (trzeba pamiętać , iż wtedy panował komunizm). Martwiłam się pogróżkami, jakie otrzymywał i bałam się o  bezpieczeństwo syna. Ogromnym ciosem była dla mnie jego tragiczna śmierć.
    B.S


powrót