Ks. Lucjan Kamieński
BIAŁY PIELGRZYM W BOLIWII

W dniu 16 X 1978 r. przeżywałem emocje związane z wyborem kardynała Karola Wojtyły na Stolicę Piotrową. Cieszyłem się z tego jak wielu naszych rodaków w kraju i na obczyźnie. Ja w tym czasie pracowałem na misjach w Boliwii. Moja radość była tym większa jako, że byłem jednym z niewielu Polaków w Santa Cruz de la Sierra. Byłem więc punktem zainteresowania mieszkańców miasta. Przeprowadzano wywiady, proszono o informacje do massmediów, a informacji nie miałem zbyt wiele ,ale i to czym służyłem, na tamtejsze warunki było dużo. Ludzie mi gratulowali, całowali i ściskali a ja czułem się tak jakby to mnie wybrano papieżem.
Potem był rok 1988, w początkach maja Ojciec św. Jan Paweł II w swojej 37 podróży apostolskiej, zawitał też do Boliwii w tym do Santa Cruz, gdzie dane mi było misjonarzować. W dniu 12 maja, na kilka godzin przed przybyciem Białego pasterza do Santa Cruz, na zaproszenie Dyrekcji Poczty w tym mieście, uczestniczyłem w uroczystej inauguracji emisji znaczków pocztowych wydanych z racji wizyty tak dostojnego Gościa. Reprezentowałem biskupa Luisa Ridrigueza, ordynariusza diecezji Santa Cruz. Było to jednocześnie uhonorowanie mojej osoby jako rodaka Ojca Świetego (el paisano del Papa) w czym pracownicy poczty byli zorientowani. Następnego dnia miało miejsce spotkanie z „mini Polonią Boliwijską”. Przypadła więc mi wdzięczna rola przygotowania tego spotkania. Większość uczestników to misjonarki i misjonarze Polacy pracujący w tamtejszym okręgu. Było kilka małżeństw polsko-boliwijskich, kilku Boliwijczyków polskiego pochodzenia o czym świadczyły ich nazwiska; Dobyakosky, Makosky... Do grupy naszej dołączyło się też kilku panów wyznania Mojżeszowego, oczywiście polskiego pochodzenia, którzy po audiencji dziękowali mi ze łzami w oczach.
Spotkanie „mini Polonii” miało miejsce wczesnym rankiem 13 maja, a więc w rocznicę zamachu na Ojca Świętego. Musieliśmy czekać kilkanaście minut jako że Ojciec Święty kończył swoje modlitwy w tym też Drogę Krzyżową. Podczas prezentacji poszczególnych osób Ojcu Świętemu wydarzył się zabawny incydent. Przedstawiałem parę małżeńską (Panią Anię z Łomży i jej męża Boliwijczyka), z dwojgiem swoich dzieci ubranych w stroje krakowskie. Ojciec Święty coś zagadnął ich po polsku, a te małe „boliwijskie krakowiaczki” ani „be” ani „me” po polsku. Próbowałem rozładować sytuację tłumacząc, że dzieciaki są już urodzone w Santa Cruz i nie zdążyły oswoić się z językiem polskim. Ojciec Święty uśmiechając się dobrotliwie powiedział: „A też mi podstawiacie krakowiaków, którzy nie mówią po polsku”.
W trakcie przygotowania do wizyty papieskiej w Boliwii nie brakło też i cierpkich słów w rodzaju; po co taki wydatek...czy nie lepiej te pieniądze wydać na ubogich, których w Boliwii jest multum...?Były to na szczęście sporadyczne wypadki pochodzące z kręgów mało przychylnych Kościołowi. Ktoś w lokalnej gazecie skwit-ował te uwagi porównując do Judasza, który protestował, że drogocenny olejek użyto do namaszczenia Jezusa zamiast sprzedać i dać pieniądze ubogim. Znamy wszyscy komentarz autora Ewangelii, który powiedział, że Judasz nie mówił to w trosce o ubogich...
Po odlocie Ojca Świętego Jana Pawła II z Boliwii, ukazały się artykuły podsumowujące pozytywne strony tej wizyty. Pamiętam, że ktoś dowcipnie napisał mówiąc o wydatkach związanych z wizytą papieską: „Jak to dobrze, że Ojciec Święty nas odwiedził. Wydatki wydane na ten cel wyszły na naszą korzyść. Przed przyjazdem Ojca Świętego naprawiono wiele dróg i ulic, wyasfaltowano szosę, polepszyło się oświetlenie w mieście, wyremontowano i odmalowano sporo budynków, a i ludzie stali się jacyś bardziej życzliwi niż uprzednio. Oby papież częściej przyjeżdżał do nas z wizytą, nasze miasta stałoby się ładniejsze i ludzie by się poprawili. A ile to śmieci wywieziono z miasta. Niektóre brudy zalegały miasto pewnie od czasów, kiedy Krzysztof Kolumb odkrył Amerykę i teraz dopiero uprzątnięto.”
Dodam tylko od siebie, że oprócz korzyści materialnych bardziej się liczą korzyści duchowe, a tych nie da się przeliczyć ani w dolarach ani w „eurowalucie”.


powrót